piątek, 29 listopada 2013

Kent Hannah "Skazana"

Autor: Kent Hannah
Tytuł: "Skazana"
Wydawca: Prószyński Media, 2013 

W 1829 roku w Islandii Agnes Magnúsdóttir została skazana na śmierć za współudział w brutalnym morderstwie dwóch mężczyzn. Na egzekucję ma czekać w gospodarstwie urzędnika okręgowego Jóna Jónssona. Żona Jona i jego dwie córki są bardzo niechętne przyjęciu pod swój dach skazanej, ale ponieważ rozkaz został wydany, nie ma innego wyjścia. Do opieki duchowej dla więźniarki zostaje wyznaczony młody duchowny Toti, który ma uratować jej duszę przed wiecznym potępieniem. W rozumieniu kościelnych przełożonych Toti powinien przez długie godziny czytać skazanej słowo boże i modlić się z nią. Agnes przyjeżdża do gospodarstwa napiętnowana jako przerażająca i bezwzględna morderczyni. Gospodyni boi się ją zostawić samą ze swoimi córkami w obawie, że mogą podzielić los dwóch ofiar. Agnes mieszka z rodziną i po pierwszych godzinach i dniach szoku, do głosu dochodzi jednak zwykła, surowa rzeczywistość i pragmatyzm. W gospodarstwie trzeba ciężko pracować, a każda para rąk jest na wagę złota. Skazana wypełnia więc obowiązki razem z całą rodziną: pracuje w polu, nosi wodę, gotuje, sprząta, pali w piecu. Jest przy tym sumienna i wiele potrafi. Stopniowo rodzina przyzwyczaja się do jej obecności, a jedna z córek próbuje się nawet z nią zaprzyjaźnić. A jaka Agnes jest naprawdę i co ją pchnęło do morderstwa? Tego dowiedzieć można się z opowieści samej bohaterki, które składają się na tę powieść. Z jednej strony mamy narrację przedstawiającą nam na bieżąco to, co się dzieje w rodzinie, w której skazana czeka na wyrok, a z drugiej strony poznajemy uczucia i motywy działania Agnes, zaprezentowane przez nią samą. Powieść, jak podkreśla Autorka, jest fikcją literacką, ale opiera się na wydarzeniu, które naprawdę miało miejsce i można je znaleźć opisane w dokumentach w Islandii. Naprzemienne opowieści narrator  i Agnes, pozwalają zobaczyć jak skazana każdego dnia musi przeciwstawiać się obrazowi samej siebie, egzystującemu w społeczeństwie i zbudowanemu głównie na plotce. Rodzina, która tak bardzo obawiała się przyjęcia tej kobiety pod swój dach, z czasem zaczyna jej słuchać i rozumieć motywy jej działania, okazując głębokie współczucie dla jej losu. Książka bardzo ciekawie napisana i utrzymująca w napięciu. W powieści urzeka też opis przyrody i surowego życia Islandii. Każdy dzień i jego organizacja wynika z właściwej pory roku, wszystkie prace w gospodarstwie podporządkowane są pogodzie. Surowa natura decyduje o tym, czy śpi się dłużej, czy wstaje skoro świt, czy można podróżować, czy trzeba zostać w domu przy piecu, czy można odpocząć, czy trzeba robić zapasy, żeby przetrwać zimę. Autorka z detalami oddaje wygląd i funkcjonowanie gospodarstwa islandzkiego w XIX wieku. 
Bardzo interesująca lektura!

Polecam!

Moja ocena: 5/6 

Za polecenie książki dziękuję Miastu Książek

wtorek, 19 listopada 2013

Ed Vulliamy "Ameksyka"

Autor: Ed Vulliamy
Tytuł: "Ameksyka"
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012 

Długo zmagałam się ze sobą, żeby w końcu usiąść i przeczytać tą książkę. Wiedziałam, że temat "wykręca wnętrzności". Po książce "Miasto. Morderca kobiet" (Jean Christophe Rampal, Marc Fernandez Wydawnictwo W.A.B 2007), ciężko było powrócić do tematyki przemocy i narkotyków w Meksyku. Ed Vulliamy otrzymał za "Ameksykę" nagrodę im. R. Kapuścińskiego za reportaż literacki i chyba to ostatecznie zmobilizowało mnie do lektury. Autor wyruszył w podróż wzdłuż granicy amerykańsko - meksykańskiej od Tijuany do Matamoros by przedstawić wojnę i terror, jaki rozgrywa się na tym pasie ziemi - w "Ameksyce".

Główne tematy tego reportażu: 
  • podział "Ameksyki" na strefy wpływów poszczególnych karteli i walka o te terytoria 
  • krótka historia politycznych decyzji Stanów Zjednoczonych, które przyczyniły się do obecej sytuacji w Meksyku
  • przemyt ludzi do Stanów Zjednoczonych i śmierć setek z nich po drodze 
  • morderstwa kobiet w Ciudad Juarez bezkarność sprawców
  • "ludzkie rupieciarnie" czyli ośrodki dla ludzi, którzy próbują wyjść z nałogu i nigdzie indziej nie znajdują pomocy 
  • praca w maquiladora, czyli wielkich fabrykach przy granicy, w strefie wolnego handlu, gdzie przy wykorzystaniu taniej siły roboczej Meksyku produkuje się towary na eksport do USA
  • życie w colonias, czyli dzielnicach nędzy, w których często nie ma nawet prądu i wody
  • brama Ameryki - Nuevo Laredo, czyli główna droga do USA, w całości opanowana przez kartele
  • przemyt broni do Meksyku, na czym Stany Zjednoczone zarabiają ogromne pieniądze 
  • pranie pieniędzy przez banki w USA
I wszędzie narkotyki, terror, gwałty, morderstwa, policja pracująca na rzecz karteli, wiadomości przekazywane  poprzez bezczeszczenie zwłok i bojówki karteli uzbrojone tak dobrze, jak meksykańska armia. 
Autor dostarcza czytelnikowi mnóstwa informacji, rozmawiał z setkami osób, które na codzień żyją w  tym świecie i próbują się jakoś odnaleźć. Wielu z nich podejmuje też próby walki z gangami narkotykowymi, ochrony osób oszukanach przez kartele (np. podczas przemytu do USA), wspomaga byłych narkomanów. Często za tą odwagę przychodzi im zapłacić życiem. 
Myślę, że każdy gdzieś słyszał o tym, że z Meksyku płynie w świat rzeka narkotyków. Myślę jednak, że niewiele osób jest świadomych, jaka to jest skala, jakie to są pieniądze i co się z tym wiąże. Lektura reportażu "Ameksyka" na pewno poszerzy tę świadomość, ale i "wykręci wnętrzności". Lektura trudna i wstrząsająca!

Moja ocena: 5,5/6  

sobota, 9 listopada 2013

Katarzyna Lewińska, Sebastian Klepacz "Spacerując brzegiem Gangesu"

Autor: Katarzyna Lewińska, Sebastian Klepacz
Tytuł: "Spacerując brzegiem Gangesu"
Warszawska Firma Wydawnicza 2012 

Ciągle tęsknię za Indiami i czasami bezmyślnie kupuję wszystko, co o tym kraju opowiada. Chyba tylko w ten sposób mogę usprawiedliwić pojawienie się tej książki u mnie na półce. Boję się pisać dalej, żeby nie zabrzmieć jak stara wiedźma, która już wszystko wie, swoje przeżyła i się wymądrza. A w takim tonie zapowiada się mój wpis :-).
Może zacznę w takim razie od tego, co mi się w książce podobało. Bardzo ładne i ciekawe zdjęcia (wielokrotnie robione zresztą "nielegalnie"). Super, że autorzy wymarzyli sobie podróż, podążyli za tą ideą, zostawili swoje obowiązki zawodowe i wyjechali do Indii. Cieszę się, że udało im się zakończyć wyjazd napisaniem i wypromowaniem książki Spacerując brzegiem Gangesu. Brawo! To na pewno ich osobisty, bardzo duży sukces. 
No i teraz część druga, czyli dlaczego mi się kompletnie nie podobało. Książka to zapisek podróży do Indii dwójki młodych ludzi (którzy zresztą dopiero w Indiach się poznali). Relacja z podróży napisana jest poprawnym, "wypracowaniowym" językiem, jak dla mnie zupełnie bez polotu. Sebastian Klepacz zapowiada czytelnikowi, że odwiedzi wiele miejsc, do których nie trafiają "zwykli, przeciętni" turyści. "Uwielbiam" takie deklaracje, bo z założenia określają osoby je wypowiadające jako ponadprzeciętne i lepsze. Tymczasem znakomita większość trasy Autorów, to Indie z podstawowej backpackerskiej wyprawy (New Delhi, Agra, Varanasi, Goa, Mumbaj, Kochi, Munnar, Allaphuza, Varkala). Książka zawiera też kilka rozdziałów, traktujących o kulturze i obyczajach indyjskich. Jest to wiedza bardzo podstawowa. Autorzy wyruszyli do Indii, żeby zastanowić się nad swoim życiem, znaleźć dystans do rzeczywistości i "odnaleźć siebie" (to ostatnie dodaję trochę złośliwie). Ja o takich ideach poszukiwania własnego ja z założenia mówię ironicznie, bo wydaje mi się, że jak ktoś się chce "zasłuchać w siebie i dotrzeć do własnego wnętrza" to niekoniecznie musi jechać do Indii, czasami wystarczy usiąść we własnym fotelu. Oczywiście w pełni zgadzam się z tym, że podróże wiele w życiu zmieniają, poszerzają horyzonty, sama nie potrafiłabym bez nich żyć. W książce wielokrotnie znajdziemy deklaracje Autorów, że dzięki wyjazdowi do Indii stali się innymi osobami. Natomiast nie dowiemy się na czym ta inność polega, co konkretnie się w ich życiu zmieniło, poza tym, że mieli akurat dość długie wakacje i nieustannie współczuli wszystkim pracującym w biurach. Bo jak wiadomo pracownik biurowy z założenia jest nieszczęśliwy, a jego życie jest bez sensu, w przeciwieństwie do życia podróżników.
Myślę, że książka może się podobać osobom, które NIC o Indiach nie wiedzą i NIGDY tam nie były. Dla wszystkich innych będzie trochę infantylną relacją z podróży, uznawanej przez samych Autorów za podróż wyjątkową.
Daję trzy za realizację marzeń! W końcu nie każdemu się to udaje.

Moja ocena: 3/6

środa, 6 listopada 2013

"Papusza" Joanna Kos-Krauze, Krzysztof Krauze

Tytuł: "Papusza"
Scenariusz i reżyseria: 
Joanna Kos-Krauze, Krzysztof Krauze 

Dobrze, że wraz z końcem października i wichurami szalejącymi po Kopenhadze, pojawił się też w Danii jakiś element optymistyczny. Duński Instytut Filmowy w ramach festiwalu "East by Southeast" pokazał dwa filmy z Polski, w tym "Papuszę".A jako bonus po seansie odbyło się spotkanie z reżyserką. 
Zachwyt jaki mnie ogarnął po obejrzeniu "Papuszy", sprawił, że postanowiłam na swoim blogu napisać o filmie, chociaż do tej pory jeszcze żadna produkcja filmowa tutaj nie gościła. 
"Papusza" to historia pierwszej romskiej poetki, której wiersze przetłumaczył na Polski i wydał Jerzy Ficowski. Kobieta była wyjątkiem w swoim cygańskim taborze, sama, wbrew wszystkim, nauczyła się czytać, a potem poetyckim językiem opowiadała swojemu synkowi historie. W taki sposób jej talent odkrył polski naukowiec Ficowski, ukrywający się dwa lata wśród Cyganów. Podczas wspólnego wieczoru przy ognisku zachwycił się czystymi i prostymi wierszami Papuszy, namówił kobietę, żeby je spisywała i przysyłała do niego. Tak zrobiła. Wydanie jej wierszy zbiegło się w czasie z ukazaniem się książki Ficowskiego o Cyganach polskich. Papusza oskarżona o wyjawienie cygańskich tajemnic, została odrzucona przez swoją społeczność i dożywała swoich dni w samotności. 
Ale film małżonków Krauze to nie tylko historia Papuszy, to także opowieść o codziennym życiu Romów, ich problemach, najważniejszych dla nich datach z historii. Po filmie Joanna Kos-Krauze opowiadała o tym jak tworzyli "Papuszę". Ponad 5 lat zabrała rekonstrukcja języka (około 80% dialogów jest w języku romskim).Wszystkie rekwizyty (wozy, namioty itd.) trzeba było zbudować od początku, bo bardzo mało przedmiotów zachowało się z czasów, gdy tabory cygańskie swobodnie poruszały się po Polsce. 
"Papusza" nawiązuje też krótko do holokaustu Romów, o którym niewiele się mówi. Wg słów reżyserki wojnę przetrwało w Europie tylko 10% społeczności romskiej. Reszta została wymordowana. Po wojnie w 1949 roku władza komunistyczna wydała zakaz poruszania się taborów cygańskich po terytorium Polski, co ostatecznie zniszczyło kulturę Romów. Umieszczeni w rozpadających się kamienicach, niechętni edukacji i integracji ze społeczeństwem, stworzyli getta, na które nikt nie ma pomysłu.
Sama forma filmu (niechronoligiczna fabuła, obrazy) miała podążać rytmem wierszy poetki. Do tego dochodzą fantastyczne czarno-białe zdjęcia i zachwycająca muzyka. Całość zapiera dech w piersiach!

Gorąco polecam!

Moja ocena: 6/6