środa, 21 maja 2014

Michael Booth "The Almost Nearly Perfect People"

Autor: Michael Booth 
Tytuł: "The Almost Nearly Perfect People The truth about the nordic miracle"
Luty 2014 

Lubię czytać książki Michaela Bootha, w dziale na półce z przeczytanymi stoi "Sushi i cała reszta" oraz "Jedz, módl się jedz". Ta ostatnia moim zdaniem trochę słabsza, ale i tak miło było do niej zajrzeć. 
Michaela Bootha uwielbiam przede wszystkim za jego do granic możliwości wyostrzone poczucie humoru i niezmiernie cięty język. Wielu ludzi powiedziałoby, że jest po prostu złośliwym i chamskim dziennikarzem, ale na jego obronę przemawia to, że wobec siebie jest równie cyniczny, bezpośredni i zjadliwie złośliwy. A poza złośliwością, tam gdzie się da, widzi całą masę pozytywów, o których nie mniej entuzjastycznie pisze. Michael Booth jest Brytyjczykiem, od kilku lat mieszka w Danii, na południu od Kopenhagi, a jego żoną jest Dunka. Chętnie spotka się z czytelnikami i miałam okazję być na jednym z takich spotkań (w Gentofte Bibliotek ), gdzie opowiadał o swojej wydanej w lutym książce "The Almost Nearly Perfect People The truth about the nordic miracle". Było interesująco, zabawnie i złośliwie, a Autor okazał się niezwykle skromnym, sympatycznym i ujmującym człowiekiem. Michael Booth opowiadał na spotkaniu jak to się stało, że napisał tę książkę. Mówi, że miał dosyć bajkowego i wyidealizowanego obrazu Skandynawii, przedstawianego przez brytyjskie media w ciągu ostatnich kilku lat (jak dodał: sam miał w tym swój udział, bo pisał sporo artykułów wychwalających Skandynawię). Postanowił przyjrzeć się cudowi państw nordyckich, sprawdzić czy naprawdę wszystko jest takie słodkie i lukrowe, jak to opiewają kolejne artykuły w gazetach. Autor "badał" Danię, Szwecję, Norwegię, Finlandię i Islandię. Najwięcej miejsca poświęca Danii, z racji tego, że tu mieszka i stąd ma najwięcej doświadczeń. To również dla mnie było najbardziej interesujące. Przed przyjazdem do Skandynawii, miałam w głowie równie bajkowy obraz społeczeństwa duńskiego, jaki lansuje światowa prasa. Najszczęśliwsi ludzie na świecie, najlepszy system opieki społecznej, egalitarne społeczeństwo itd. itd. Bardzo wiele z tego jest prawdą, pod wieloma względami Dania jest wspaniałym miejscem do życia. Ale jednocześnie każdy, kto chce dostrzec niuanse, szybko zauważy, że coś zgrzyta i nie wszystkie bajki są prawdziwe. Już we wstępie Autor pisze, że jeżeli Duńczycy są najszczęśliwymi ludźmi na świecie, "Well, they are doing an awfully good job of hiding it". :-) 
Michael Booth próbuje wyjaśnić na czym polega fenomen szczęścia Duńczyków, skąd ono się bierze, zwłaszcza, że to naród płacący najwyższe podatki na świecie.
Jeżeli przyjedziecie do Kopenhagi łatwo możecie wpaść w zachwyt jacy mili, uczynni i otwarci są Duńczycy. Ale spróbujcie z nimi popracować, mieć inne zdanie, uważać, że firmowe śniadania nie są fajne i Wy nie chce się hygge (dobrze bawić = socjalizować = spędzać czas w miłej atmosferze, generalnie słowo klucz do mentalności Duńczyków), spróbujcie mieć ambicje, być inni niż reszta, stanąć na palcach i wystawać ponad tłum, spróbujcie chcieć coś zmienić w organizacji, a jeszcze gorzej gdy nie jesteście białym Europejczykiem, albo nosicie chustę... bardzo szybko zostanie Wam pokazane Wasze miejsce. 
Autor pisze o wielu sprawach, wielokrotnie podkreśla to, co mu się bardzo w Skandynawii podoba (np. uważa, że Dania jest najlepszym miejscem do wychowywania dzieci), ale nie idealizuje. I za to właśnie go tak bardzo cenię. Moim zdaniem większość ludzi ma problem z nazywaniem rzeczy po imieniu, zwłaszcza tych negatywnych. Wolą widzieć tylko dobre strony, tak jakby stwierdzenie prawdy, że nie wszystko jest idealne, mogło przekreślić również pozytywy. Być może dlatego podoba mi się ta książka, że odnajduję w niej wiele swoich uczuć i przemyśleń związanych z Duńczykami i mieszkaniem w Danii. Michael Booth dostrzega i pozytywy i negatywy, dodaje do tego swój zabawny sposób pisania i zamiłowanie do kontrowersji i mamy mieszankę wybuchową, która wielu obraziła. Dziennikarz podczas spotkania opowiadał, że przed wydaniem książki napisał dla Guardiana artykuł Dark lands: the grim truth behind the 'Scandinavian miracle', który skomentowało prawie 3000 osób. Jego skrzynka mailowa zapełniła się mailami z pogróżkami i wyzwiskami od ludzi ciężko obrażonych jego wypowiedziami. No i to jest sukces dziennikarski, bo o kontrowersje i wywołanie dyskusji chodziło. 

A swoją drogą szkoda, że Michael Booth nie napisał książki o Polsce. Myślę, że byłoby ciekawie :-)


Moja ocena: 5.5/6

niedziela, 4 maja 2014

Joanna Bator "Rekin z parku Yoyogi"

Autor: Joanna BatorTytuł: "Rekin z parku Yoyogi"
Wydawnictwo W.A.B, kwiecień 2014

Moja ulubiona Pisarka Joanna Bator postanowiła nas uraczyć swoją kolejną, od razu dodam, że wspaniałą książką. Radości mojej nie sposób wyrazić. Dobrze, że akurat krótko po ukazaniu się książki w księgarniach byłam w Polsce i mogłam nabyć papierowy egzemplarz. Chociaż niespodziewanie dla samej siebie stałam się wielką fanką kindla jakieś 3 lata temu, to i tak zdecydowanie wolę papierowe wersje książek, a zwłaszcza lubię mieć swoje ulubione tytuły i autorów w wersji tradycyjnej. "Rekin z parku Yoyogi" to , mówiąc najkrócej, zbiór esejów o Japonii. Tytułowy rekin został faktycznie, nieoczekiwanie dla wszystkich znaleziony pewnego dnia w tokijskim parku. Wielu próbowało ustalić skąd się tam wziął, jednak bezskutecznie. Dla samej Autorki to był początek pisania tej książki. Bo czasami pisanie zaczyna się właśnie od takich fantastycznych przygód. "Literatura jest obszarem, na którym, jak w parku Yoyogi, codzienność łączy się z tym, co niebywałe i niepojęte. Pisarz staje twarzą w twarz z tajemnicą, bo świat, w którym rekiny spadają z nieba, nie jest mniej prawdziwy od tego, w którym poruszamy się na co dzień." Autorka w kilku esejach nawiązuje do twórczości Harukiego Murakamiego. Często powraca też do trzęsienia ziemi w Japonii z 11 marca 2011 roku i jego następstwa - gigantycznego tsunami, które pochłonęło około 25 tysięcy istnień ludzkich. Joanna Bator otrzymała w 2010 roku stypendium Japan Foundation i dzięki temu mogła prowadzić badania nad subkulturą otaku. Spora część tej książki jest właśnie temu poświęcona. "Otaku - dzieciak, dla którego świat jest placem zabaw. [...] Otaku to fanatyczni wielbiciele japońskiej kultury popularnej: mangi, anime, gier komputerowych, filmów z efektami specjalnymi. Ich świat zamieszkują lolitki i potwory, a nie realni ludzie, bez których otaku chętnie by się obyli w ogóle." To tylko niektóre z tematów poruszanych w książce. Autorka zagłębia się w wiele aspektów japońskiej kultury, dzieli się z nami naprawdę ciekawymi informacjami, których nie sposób znaleźć nawet w najlepszych przewodnikach. A wszystko to napisane fantastycznym językiem! Prawdziwa czytelniczna uczta. Mnie dodatkowo podczas lektury cieszyło to, że byłam w wielu miejscach, o których opowiadają eseje. Łatwiej więc sobie wyobrazić, gdzie siedziała i co widziała autorka, na których stacjach się przesiadała, gdzie piła kawę itp. Ale oczywiście przyjemność gwarantowana, nawet dla osób, które niespecjalnie są zainteresowane Japonią. Wiele przemyśleń Joanny Bator ma charakter bardzo uniwersalny, a Japonia jest momentami tak naprawdę tylko tłem do wyeksponowania przekonań Autorki. 

Fantastyczna książka!
Polecam!

Moja ocena: 6/6

Tokio, lipiec 2013