wtorek, 31 grudnia 2019

Lori Gottlieb "Maybe you should talk to someone"

Autorka: Lori Gottlieb
Tytuł: "Maybe you should talk to someone" 
Wydawnictwo: Houghton Mifflin Harcourt, kwiecień 2019
Czyta: Julia Whelan

Lektura wciągająca absolutnie od pierwszej do ostatniej strony!
Lori Gottlieb, terapeutka, dziennikarka The Atlantic z cotygodniową kolumną "Dear Therapist", w której odpowiada na listy i analizuje problemy czytelników, w swojej ostatniej książce zabiera nas do gabinetu na sesje z pacjentami. Jednocześnie jej życie osobiste trochę się skomplikowało i po tym jak rzucił ją "chłopak", Autorka sama musi szukać pomocy terapeuty. 
Na samym początku poznajemy Johna - człowieka, który jest zupełnie odcięty od własnych emocji oraz panicznie boi się zbliżyć do kogokolwiek. Szorstki, opryskliwy, nieustannie narzekający na świat złożony z idiotów. Lori Gottlieb jest jego kolejną terapeutką, po tym jak porzucił kilku poprzednich, ponieważ byli... idiotami. Gabinet odwiedza też Julie, śmiertelnie chora na raka kobieta, Rita z myślami samobójczymi i ogromnym poczuciem winy wobec swoich dorosłych dzieci, a także Charlotte - młoda kobieta z nieuświadomionym problemem alkoholowym. Wszyscy bohaterowie, czują, że coś jest w ich życiu nie w porządku, ale nie potrafią tego nazwać. Każda sesja przynosi jednak "zerwanie" kolejnej warstwy i powoli wraz z samymi pacjentami i ich terapeutką docieramy do sedna poszczególnych problemów. I nie są to łatwe momenty. Autorka też próbuje odkryć, co naprawdę jej dolega i w tym celu odwiedza co tydzień swojego terapeutę Wendell'a. Mamy więc akcję rozrzuconą pomiędzy dwoma gabinetami psychologów. A przy okazji dużo informacji na temat standardów i etyki pracy terapeutów, postrzegania pacjentów, walki z własnymi emocjami. Wszystko to bardzo, bardzo ciekawie przedstawione. Autorka ma ogromne poczucie humoru, więc co chwila wybuchamy śmiechem. Ale lektura dostarcza też dużo wzruszeń i łez, bo problemy pacjentów są poważne. 


Gorąco polecam!
Moja ocena: 6/6


poniedziałek, 9 grudnia 2019

Elizabeth Strout Tytuł: "Olive powraca"





Autorka: Elizabeth Strout
Tytuł: "Olive powraca"
Wydawnictwo Wielka Litera & Random Hause, 
Październik 2019

Olive Kitteridge powraca. Po serialu HBO już na zawsze z twarzą Frances McDormand. 
Elizabeth Strout zabiera nas znowu do Crosby, Main, miejscowości rozciągającej się nad przepięknym atlantyckim wybrzeżem, zanurzonej w swoich codziennych sprawach, z dala od wielkomiejskiego, snobistycznego życia Bostonu, Cambridge i Portland. Olive, była nauczycielka matematyki, postrach miasteczka, jedna z mniej lubianych postaci, ma ponad 70 lat i zaczyna zmagać się z problemami dotykającymi osób starszych. Całe życie nieprzyjemna i ostra, w drugiej części bywa czasami nawet miła. Jednakże ciągle pozostaje sobą: silną, niezależną kobietą, ze zdroworozsądkowym podejściem do życia, mało sentymentalną, rzeczową i zupełnie nieroztkliwiającą się nad sobą. Olive albo się kocha, albo szczerze nie znosi. Ja ją uwielbiam. Wali prosto z mostu, co myśli. Aczkolwiek wraz z wiekiem uczy się, że czasem warto zachować swoje opinie dla siebie. Zagorzała przeciwniczka Trumpa. Nie zawsze rozumie zmieniający się świat, ale trzeba jej przyznać, że zachowuje się po prostu przyzwoicie: np. nie toleruje w swoim domu opryskliwego zachowania wobec kobiety pochodzącej z mniejszości somalijskiej. Szybko ocenia ludzi, wielu z nich nie lubi, ale potrafi pokonać swoje uprzedzenia i zahamowania i wczuć się w czyjąś trudną sytuację. To jest osoba, która działa. Nie słodzi, nie obsypuje miłymi słowami, ale gdy potrzebna jest konkretna akcja (np. któraś z bohaterek właśnie zaczyna rodzić), to Olive będzie tą, na którą można liczyć.


W "Olive powraca" spotykają się bohaterowie kilku powieści Elizabeth Strout. Ich losy splatają się ponownie po wielu latach własne w Crosby, Maine. Przeżywają razem swoje codzienne problemy: utratę zdrowia, dorastanie i wyjazd dzieci, samotność. Olive po dwóch małżeństwach i pochowaniu dwóch mężów, zaczyna się nawet szczerze przyjaźnić z kobietą poznaną w domu spokojnej starości. Wszystko się jeszcze może zdarzyć. 

Kolejna wspaniała książka Elizabeth Strout!!!
Gorąco polecam!

Moja ocena: 6/6

wtorek, 3 grudnia 2019

Yunte Huang "Nierozłączni. Słynni syjamscy bracia i ich spotkanie z amerykańską historią"



Autor: Yunte Huang
Tytuł: "Nierozłączni. Słynni syjamscy bracia i ich spotkanie z amerykańską historią"
Wydawnictwo Poznańskie, kwiecień 2019




Niesamowita historia Changa i Enga Bunkerów, urodzonych w 1811 roku w Syjamie braci, zrośniętych tułowiem - płatem skóry i tkanek, długości około 14 cm. Dali początek ogólnie używanej nazwie "bracia syjamscy" dla wszystkich nierozdzielonych bliźniąt. 
Wypatrzył ich, pływających po rzece w rodzinnym kraju, przedsiębiorca Robert Hunter, który wszedł w spółkę z Ablem Coffinem i razem wystawiali braci w Stanach i Europie. Ostatecznie to wyłącznie Abel Coffin został "właścicielem" bliźniaków.  Eksploatowani ponad wszelkie wyobrażania, bracia przynieśli Coffinowi ogromne korzyści materialne. Jednocześnie nie byli przez niego zbyt dobrze traktowani. Przedsiębiorca oszczędzał na ich potrzebach każdego centa, którego mógł oszczędzić. Bracia natychmiast po wyruszeniu z Syjamu, zaczęli się uczyć angielskiego. Z upływem kolejnych lat posługiwali się nim coraz płynniej. Zrozumieli też, że są nagminnie wykorzystywani i oszukiwani. Udało im się wyplątać z pokrętnej umowy z Coffinem i rozpocząć samodzielną "karierę'. Z uzbieranych pieniędzy kupili w końcu majątek w Karolinie Północnej i osiedli tam na stałe. Stali się posiadaczami ziemskimi i właścicielami niewolników. Najwięcej emocji wzbudziło ich małżeństwo z dwiema siostrami. Początkowo wszyscy mieszkali razem. Z czasem każda rodzina miała swój własny dom, a bracia przebywali trzy dni w jednym, a trzy dni w drugim domu. Pary doczekały się łącznie 21 dzieci. Utrata sporej części majątku po Wojnie Secesyjnej, zmusiła braci do wyruszenia w trasę jeszcze kilka razy. Zabierali ze sobą również dzieci, które jednak nigdy nie przywykły do takiego sposobu zarabiania na życie. Desperacja finansowa skłoniła ich też do wystawienia się w Muzeum Amerykańskim P.T. Barnuma - szarlatana, bezwzględnego przedsiębiorcy i naciągacza - uchodzącego za "ojca" współczesnej masowej rozrywki i reklamy. Odrzucali jego propozycje współpracy wielokrotnie, ale w końcu nie mieli wyjścia. 
Ich historia jest ciekawa oczywiście ze względu na ich niezwykłą fizyczność, ale nie tylko. Trafili do Stanów, w czasach gdy azjatycki wygląd wciąż był rzadkością i budził dodatkową sensację, potem osiedlili się w jednym z najbardziej "białych" stanów, stali jego częścią i uzyskali amerykańskie obywatelstwo. Ta książka to nie tylko fascynująca historia osobista Changa i Enga Bunkerów, ale także duch Stanów Zjednoczonych tamtej epoki. 


Gorąco polecam!


Moja ocena: 6/6




"Na półce nad kominkiem w ich domu obok Pope'a, Szekspira, lorda Byrona i Zycia Jezusa Johna Fleetwooda stał też zaczytany egzemplarz Dictionary of General Knowledge... [Słownik wiedzy ogólnej...] Georg'a Crabba. Była to pierwsza książka, którą mieli na własność. Otrzymali ją jako suwenir w czasie swojej pierwszej wizyty w Londynie w 1830 roku, kiedy dopiero uczyli się czytać. W tym słowniku, w którym po raz pierwszy zobaczyli półnagie kobiety - greckie i rzymskie boginie - słowo "wolność" definiowane jest jaki "przywilej, dzięki któremu ludzie cieszą się z pewnych łask lub korzyści bez zwyczajowych ograniczeń." Ta definicja wprawiła ich w zakłopotanie. Ich własne doświadczenie z wolnością było pełne ironii, ta zaś rzadko pojawiała się w słownikach. Kochająca matka sprzedała ich w niewolę, później udało im się wyzwolić i żyć niezależnie, potem zaś sami stali się właścicielami niewolników." 

piątek, 22 listopada 2019

Olga Tokarczuk "Prawiek i inne czasy"

Autorka: Olga Tokarczuk 
Tytuł: "Prawiek i inne czasy"
Wydawnictwo Literackie, maj 2015
Czyta: Maja Ostaszewska 

Konsekwentna realizacja postanowień z początku 2019 roku: więcej Olgi Tokarczuk, więcej Wiesława Myśliwskiego. 
Powróciłam do tej powieści po wielu, wielu latach. I przyznaję, że dawno nie czytałam nic tak dołującego. Oczywiście to moje odczucie. Osoby, z którymi rozmawiałam, a które czytały tę książkę, w ogóle nie miały podobnych wrażeń. 

Prawiek to wieś w jakiejś kieleckiej dolinie. Autorka pokazuje losy jej mieszkańców na przestrzeni dziesięcioleci, z głównym naciskiem na rodzinę Niebieskich i Boskich oraz ludzi z nimi związanych. Metaforyczna opowieść o czasie, przemijaniu i zataczaniu koła przez historię. Czas jest jednym ze znaczących, o ile nie najważniejszym bohaterem. Powieść jest poszatkowana, a każdy z rozdziałów skupia się na historii konkretnej osoby, rzeczy, zjawiska lub miejsca i zatytułowany jest wg. stałego schematu: "Czas Pawła", "Czas Misi", "Czas lasu" itd. I ten czas dla wszystkiego i wszystkich się kończy... Codzienne ludzkie troski i radości z jednej strony zestawione z wielką historią z drugiej strony. "Bajkowy" świat lasu, sąsiedzkiego życia, wsi przeciwstawiony brutalnym, boleśnie realnym obrazom wojny: mordowaniu i wywożeniu sąsiadów Żydów, gwałtom niemieckich i rosyjskich żołnierzy. Powieść Olgi Tokarczuk zahacza o pierwszą wojnę światową, a kończy się w czasach PRL. Jej "bajkowość" zmniejsza się wraz z postępem akcji, aż w końcu znika. Może to wyraz zmieniającego się ducha epoki w Polsce, albo też dorastania. Jest taka scena, gdy dorosła córka Pawła Boskiego, Adelka przyjeżdża do Prawieku po wielu latach, odwiedzić samotnego ojca. Spodziewa się zastać dom swojego dzieciństwa, a widzi zdziwaczałego tatę, rozpadający się i zaniedbany budynek i uderzającą oczywistość, że nikt na nią nie czeka i nic tu po niej. Jesteśmy też oczywiście świadkami miłości: scen w wiosennym ciepłym lesie, gdy młodzi kradną sobie pocałunki, jeszcze niepewni czy rodzice zaaprobują ślub, a potem przychodzi radość i nadzieja, a jeszcze później widzimy jak życie mieli ten związek swoimi bezlitosnymi trybami: są i zdrady, i pretensje, i wódka, i osobne łóżka. I gdy przemijają kolejni bohaterowie, pojawia się na kartkach książki to gorzkie, bolesne przeświadczenie, że starość niczego nie wyjaśnia. Nic nie jest bardziej klarowne, niż było, oświecenia nie będzie.   

Piękna i mądra książka. 
Ale tak jak pisałam wcześniej: ogromnie smutna i dołująca. 


Moja ocena: 6/6

środa, 13 listopada 2019

Fiodor Dostojewski "Idiota"


Autor: Fiodor Dostojewski
Tytuł: "Idiota"
Czyta: Jacek Rozenek 

27 godzin 39 minut pełnego zachwytu!
Dobrze było poczekać 20-25 lat, żeby zapoznać się z tą klasyką literatury. Myślę, że gdybym była zmuszona do lektury tego dzieła w liceum, poszłoby w kąt nieprzeczytane, albo co najmniej obdarzone nienawiścią. Do wszystkiego najwyraźniej trzeba dojrzeć! Nie mówiąc już o moim rosnącym uwielbieniu dla dobrze czytanych audiobooków. Interpretacja Jacka Rozenka jest po prostu mistrzowska!!! W natłoku postaci dokładnie wiadomo czyim głosem mówi teraz lektor, zanim jeszcze dowiemy się tego z treści. Absolutna rewelacja! 
Tytułowy Idiota, to książę Lew Myszkin, który zupełnie bez niczego przyjeżdża do Rosji, by przejąć odziedziczony majątek. Na swój przydomek zasłużył, bo jest człowiekiem nad wyraz uczciwym, honorowym, wierzącym w dobroć i szczerość innych. Nigdy nie zakłada, że ludzie mogą mieć paskudne zamiary, działać interesownie, wyrachowanie i podstępnie. Ufa wszystkim bezgranicznie i wybacza każdą podłość. Stąd powszechnie jest traktowany jako nieszkodliwy, naiwny głupek. Dostojewski pyta czy ktoś taki może przetrwać w bezwzględnym świecie intryg, plotek, kłamstw i naciągaczy. I niestety odpowiedź nie jest optymistyczna. "Idiota" to także historia miłości bohatera do dwóch skrajnie różnych kobiet: Nastazji Filipownej i Agłai Iwanownej. Płomienny romans z zaskakującymi zwrotami akcji. Głębia, wykreowanych przez Autora postaci, zmusza do pokłonu przed jego talentem. Każdy z bohaterów jest wielowymiarowy, szeroko nakreślony, znamy jego przekonania,  słabości, upodobania. Zabrałam się za "Idiotę", bo miałam potrzebę powieści wielkiej, wszechogarniającej, dokumentnie wciągającej. I był to wybór najlepszy z możliwych!

Gorąco polecam!

Moja ocena: 6/6

piątek, 1 listopada 2019

Wiesław Myśliwski "Traktat o łuskaniu fasoli "

Autor: Wiesław Myśliwski
Tytuł: "Traktat o łuskaniu fasoli"
Wydawnictwo Znak, maj 2006

Więcej Wiesława Myśliwskiego i więcej Olgi Tokarczuk. 
Czyż to nie były wspaniałe postanowienia na ten rok? 
Bardzo się cieszę, że ta książka czekała na mnie aż do teraz. W 2007 roku, kiedy zdobyła Nike, odrzuciły mnie od niej opisy pt.: "filozoficzny (!) monolog (!) jednego (!) bohatera". I dobrze!!! Prawdopodobnie prześlizgnęłabym się po niej, żeby na szybko sprawdzić, czym się wszyscy ekscytują i za co te nagrody. Nie sądzę, że zachwyciłaby mnie wtedy tak, jak zachwyca teraz. Wiek jednak czasami ma znaczenie. 
Do mężczyzny, żyjącego w wypoczynkowej miejscowości nad jeziorem, przychodzi nieznajomy kupić fasolę. Pora jest co najmniej niespodziewana: po sezonie, nie za dużo obcych kręci się w okolicy. Bohater powieści zaprasza go do siebie i razem siadają do łuskania fasoli, tworząc tym samym doskonałą atmosferę do zwierzeń z całego życia. Płynie ciepła, szczera, filozoficzna i bardzo mądra w swojej prostocie opowieść o trudnym dzieciństwie, wojnie, szkole dla chłopców, budowie nowego powojennego ładu, grze na saksofonie, pobliskich grobach. Czasami obcej osobie łatwiej jest wyznać swoje życie. A niektóre prawdy są uniwersalne dla wszystkich. Najpiękniejsze w prozie Myśliwskiego jest to, że te słowa płyną, porywają czytelnika, a do tego nie są górnolotne i "naukowe". Autor udowadnia, że najbardziej skomplikowane aspekty ludzkiej egzystencji można opisać w prosty sposób, nie ujmując nic wadze opisywanych wydarzeń. 

Wspaniała lektura!

Gorąco polecam!

Moja ocena: 6/6

"Wolność, już w samym słowie, można powiedzieć, kryje się jej zaprzeczenie. Podobnie jak w najpiękniejszym złudzeniu tli się rozpacz. Bo jeśli rozumieć wolność od wszystkich przymusów, to również od siebie. Przecież człowiek sam dla siebie jest najbardziej dokuczliwym przymusem. Często trudnym do zniesienia. I niektórzy nie są w stanie siebie znieść." 

piątek, 25 października 2019

Liane Moriarty "Dziewięcioro nieznajomych"


Autorka: Liane Moriarty
Tytuł: "Dziewięcioro nieznajomych"
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, wrzesień 2019

Liane Moriarty i "Dziewięcioro nieznajomych" czyli czekamy na kolejny super serial. Oby dorównał "Wielkim kłamstewkom". Prawa do ekranizacji kupiła już Nicole Kidman i stworzy serial dla platformy Hulu. Oczywiście sama zagra jedną z głównych ról.  Potencjał jest ogromny. Dziewięcioro przypadkowych osób spotyka się na turnusie w ośrodku SPA, który obiecuje uczestnikom odnowę duchową i fizyczną. Centrum zapewnia, że wszyscy kuracjusze przejdą niewyobrażalną przemianę, wyjadą odmienieni i znajdą na nowo sens życia. Trudno się nie skusić, prawda? Zwłaszcza, że z ośrodka nikt nigdy nie wyjeżdża przed czasem a recenzje w internecie są fantastyczne. Dziewięć przypadkowych osób, w tym min. autorka średnich romansów, były gracz futbolu australijskiego, wiecznie odchudzająca się, rozwiedziona matka czterech córek zjawiają się w SPA by odmienić swoje życie. 
Lekka, zabawna i optymistyczna lektura, chociaż bohaterowie zmagają się z poważnymi problemami. Ciekawe kto zagra poszczególne role? 

Polecam

Moja ocena: 4,5/6

środa, 9 października 2019

Anna Kańtoch "Pokuta"


Autorka: Anna Kańtoch 
Tytuł: "Pokuta" 
Wydawnictwo Czarne, lipiec 2019

Tak jak zapowiadałam po pierwszym przeczytanym kryminale Anny Kańtoch - "Łaska" ,dołączyłam do wiernego grona jej wielbicieli. 
"Pokutę" również czyta się świetnie! 
Czytelnika wciąga zakręcona intryga, z wieloma mylącymi wątkami. Wszystko dzieje się Przeradowie - małym, nadmorskim miasteczku po sezonie. Turyści wyjechali, a właściciele miejscowych biznesów zastanawiają się, jak przetrwać nadchodzące miesiące. Nuda wieje z każdego kąta. Do momentu, gdy mieszkańcami wstrząsa zabójstwo nastolatki - Reginy Wieczorek. Jej ciało zostało odnalezione w lesie niedaleko morza. Policja tym razem musi się zmierzyć z nadmiarem winnych: jeden morderca już siedzi za kratkami, drugi się sam zgłasza na komendę i wyznaje, że oprócz Reginy zamordował jeszcze inne dziewczyny z Przeradowa. Robił to regularnie od bardzo dawna, równo co 7 lat. Krzysztof Igielski z miejscowej komendy staje przed nie lada wyzwaniem. 
Anna Kańtoch jest królową w obrazowaniu polskich, małych miasteczek. Rok 1986, listopad w Przeradowie po sezonie, szaro, buro, większość kiosków, sklepów, barów, dyskotek zamknięta na siedem spustów. Milicjant prowadzący śledztwo idzie na kolację do swojego przyjaciela lekarza, który będzie mu mógł udzielić dodatkowych informacji (mieszka tu od lat, więc zna tego i owego, różnych ma pacjentów, słyszy wiele plotek itd.), idzie w deszczu i naprawdę czytając czujemy ten deszcze i tą listopadową słotę niemalże na sobie. W rozwikłanie zagadki znikających dziewczyn wplątana zostaje też Pola, córka właścicielki miejscowego pensjonatu, koleżanka Reginy. Podejmowane przez nią w powieści kroki  nie są zbyt mądre, ale ostatecznie wszystko jest lepsze niż totalna nuda. Czytelnik razem z bohaterami zatapia się w śledztwie na dobre. Dostajemy też od Autorki smaczki minionej epoki: milicja, która może po prostu wejść sobie do domu, ciuchy z zagranicy jako wyznacznik statusu, marlboro jako poszlaka, bo przecież to papierosy nie na kieszeń i możliwości przeciętnego obywatela. 
Jednym słowem kilka godzin wspaniałej lektury!
Polecam!

Moja ocena: 6/6

piątek, 4 października 2019

Wakacyjny miks książkowy

Wakacje, wakacje, wakacje... woda, słońce i książki... 










Autor: Jacek Dehnel
Tytuł: "Ale z naszymi umarłymi" 
Wydawnictwo Literackie, czerwiec 2019 

Polska "wyjątkowość" w pełni: czyli zombie wstają z grobów i tylko u nas takie cuda! Metafora polskiego nacjonalizmu, brutalizacji języka i obyczajów. Jako komentarz do lektury polecam wywiad z Autorem

Autor: Filip Springer
Tytuł: "Dwunaste. Nie myśl, że uciekniesz" 
Wydawnictwo Czarne, sierpień 2019

"Obok hygge, designu, kuchni, kryminałów, zamiłowania do kawy, cynamonowych bułek i lukrecji prawo Jante jest jednym z najczęściej wymienianych elementów nie tylko duńskiej, ale w ogóle skandynawskiej kultury." Powszechny stereotyp (w wielkim skrócie) mówi o tym, że prawo Jante każe znać swoje miejsce, nie wychylać się i nie myśleć, że jest się lepszym od innych. 
Jeden z bohaterów mówi: "Jesteśmy ciągle dość jednolitym krajem, lubimy robić wszystko tak samo. Ramy normalności w Danii są bardzo wąskie". Po czterech latach mieszkania w Danii pozostaje mi tylko się zgodzić z tym. Ale czym naprawdę jest prawo Jante? Okazuje się, że niewiele osób potrafi precyzyjnie odpowiedzieć. Nawet autorzy piszący o Danii nie do końca rozumieją to pojęcie, a na pewno nie znają jego źródeł. Filip Springer w swojej reportersko - fikcyjnej opowieści wyrusza na Północ, aby trafić do Jante. 



Autor: Iweala Uzodinma 
Tytuł: "Ani złego słowa" 
Wydawnictwo Poznańskie, wrzesień 2019

Wstrząsająca opowieść o odkrywaniu własnej tożsamości, o walce w dążeniu do wyznaczonych standardów, o zmaganiach z kreowanym przez Kościół wielkim i niszczycielskim poczuciem winy. To także książka o podwójnej dyskryminacji: ze względu na orientację i kolor skóry. Niestety bez szczęśliwego zakończenia. 


Autor: Alex Michaelides
Tytuł: "Pacjentka" 
Wydawnictwo W.A.B, marzec 2019

Szczęśliwa żona i zawodowo spełniona malarka i fotografka, pewnego dnia pięć razy strzela mężowi w głowę, a potem przestaje mówić i kończy w zakładzie psychiatrycznym. Czy potrzeba jeszcze większej zachęty do lektury tego psychologicznego thrillera? 



Autor: B.A. Paris 
Tytuł: "Za zamkniętymi drzwiami" 
Wydawnictwo Albatros, luty 2017

Jeżeli coś wydaje się tak idealne, że aż nieprawdopodobne, to pewnie właśnie takie jest. A jeżeli z najcudowniejszego związku nie masz wyjścia (chociaż byś nawet nie chciała akurat teraz wychodzić), to już jesteś ofiarą. Wciągający thriller o idealnym małżeństwie i nadciągającej nieuchronnej katastrofie. Na szczęście perfekcjoniści też popełniają błędy. 

czwartek, 19 września 2019

Joanna Gierak-Onoszko "27 śmierci Toby'ego Obeda"

Autorka: Joanna Gierak-Onoszko
Tytuł: "27 śmierci Toby'ego Obeda"
Fundacja Instytut Reportażu (Dowody na istnienie)
maj, 2019


"No to jakie masz szanse, jeśli jesteś dzieckiem? Do kogo możesz uciec? Kto ci uwierzy i powie: jestem po twojej stronie? Zamiast tego takie dzieci słyszały: jeszcze raz mi się sprzeciwisz, a zabiję twojego ojca. Jeszcze raz, a zgwałcę twoją matkę. Kto uwierzy dziecku, które daje swoje słowo przeciw słowu duchownego? - pyta Susan, ale aula w Toronto Reference Library milczy."

Wstrząsająca, porażająca, szokująca i maltretująca psychicznie lektura. I obowiązkowa! Autorka nie zatrzymuje się na cudownym, bogatym, kolorowym, wielokulturowym, otwartym Toronto, przez pryzmat którego na skróty postrzega się czasem Kanadę.

"Poprzecinano łączące nas sznurki. Szkoły z internatem zniszczyły całą naszą społeczność. Nigdyśmy się nie podnieśli. Ekscytujecie się modą na Kanadę bo patrzycie na nią przez kolorowe skarpetki naszego nowoczesnego premiera. Ale prawda mniej nadaje się lajkowania."

Joanna Gierak-Onoszko dociera do tej mniej reprezentacyjnej strony, do ludzi, którzy nie świętowali Canada150, bo nie czuli potrzeby obchodzenia takiej daty, gdyż oni byli na tej ziemi od zawsze: od 150, 1500, 15000 lat. Dziś ciągle na marginesie, wciąż nie u siebie, z gorszymi szansami na życie, biedni, bez perspektyw, z przemocą, alkoholizmem, narkotykami i niesioną przez pokolenia traumą kościelnych szkół, które miały z dzieci wykorzenić pochodzenie i zasymilować je z "cywilizowaną" Kanadą.
Przez całe lata kanadyjskie władze uważały, że najmłodszych należy odbierać rdzennym rodzicom i przekazywać ich do szkół z internatem. Mieli zdobyć edukację, nauczyć się angielskiego i zapomnieć o tym, skąd pochodzą: dokładnie i w każdym aspekcie. Zabraniano im mówić we własnym języku, w efekcie czego po kilku latach nie byli zdolni porozumieć się z rodzicami (o ile w ogóle jeszcze mieli szansę ich spotkać), zrywano więzy, poprzez systemowe i konsekwentne rozdzielanie rodzeństwa, dzieci wysyłano często do szkół oddalonych o setki kilometrów, skutecznie uniemożliwiając im kontakt z rodziną. Ludzie z pierwszych narodów, często żyjący w skrajnej biedzie, nie mieli możliwości ucieczki przed tym opresyjnym systemem szkolnym. Niektórzy naiwnie liczyli, że zapewni ich dzieciom lepsze życie. Niektórzy nie mieli złudzeń, ale niewysłanie potomstwa do szkoły, skutkowałoby utratą świadczeń i zapomóg otrzymywanych od państwa. Nie można sobie było na to pozwolić. Tego co się działo w tych szkołach, nie sposób sobie wyobrazić: przerażająca przemoc na każdym kroku, wykorzystywanie seksualne, znęcanie się psychiczne... nawet skrawka uczucia, wsparcia, opieki. Placówki w dużej części prowadzone były kościół katolicki, a państwo nie miało nad nimi należytej kontroli. Wiele dzieci umierało, wiele próbowało ucieczki, ale nikt ich nie szukał, więc umierali gdzieś w lasach z głodu i zimna. 

Czytanie tej książki jest torturą... człowiek o minimalnym poziomie empatii nie jest w stanie przez te zbrodnie psychicznie przebrnąć.. na poziomie lektury... a dla tych dzieci to był jedyny świat. Bez możliwości ucieczki, bez nadziei. Kanada już na zawsze będzie się zmagać z tym dziedzictwem. Lata walki ocalonych z tych szkół, doprowadziły do tego, że kanadyjski rząd przeznaczył miliardy dolarów na wypłatę odszkodowań dla byłych uczniów. A premier kraju Justin Trudeau w oficjalnym i emocjonalnym wystąpieniu złożył przeprosiny w imieniu Kanady i wszystkich Kanadyjczyków na ręce tytułowego Toby'ego Obeda.

"Proces był ważny, wystąpienie też było ważne. tak samo ugoda i odszkodowania. Ale Toby mówi, że najważniejszy był tamten moment za kulisami. Nieutulone nigdy dziecko, zmienione w posiwiałego mężczyznę bez nóg, usłyszało (od Justina Trudeau, który go przytulił):
-Wiem, co ci zrobiono. Wiem wszystko.
Potem wszedł na scenę. Były publiczne uściski, gratulacje, błyski fleszy. Była publiczność - w sali, na świecie, patrząca na Toby'ego Obeda. Tylu ludzi w jego sprawie. Przybijali piątkę, gratulowali, robili pamiątkowe zdjęcia. Toby rozglądał się dookoła. Byli tam z nim wszyscy.
Tylko nie mama."

"Nikt mi nigdy nie powiedział, że jestem ważny, że jestem potrzebny. Nikt mnie nigdy nie pochwalił, nie pogłaskał po głowie, mówiąc: dobra robota, chłopcze.
Dopiero dziś czasem ktoś mu to mówi. Tak normalnie podczas polowania, przejażdżki skuterami śnieżnymi po Wielkiej Ziemi albo kiedy Toby sędziuje na turnieju siatkarskim: "No, chłopie, dobra robota!
Toby nie potrafi od razu tego przyjąć. Instynktownie odpowiada wtedy od razu: A weź się pierdol!
- Nie wiem, co to znaczy, jak cię akceptują. Jak nie chcą zrobić ci krzywdy. Można powiedzieć, że ja zbytnio nie nawykłem do dobra."

"To nieprawda, że nikt wcześniej nie wiedział. Nie da się nie wiedzieć.
Ktoś mieszka w pobliżu szkoły z internatem, w której zamknięte są rdzenne dzieci. Ktoś dowozi do niej jedzenie. Ktoś inny dzieci z internatów leczy, ktoś je przecież grzebie.
Czyjemuś dziecku znikają koledzy, jakiejś rodzinie - sąsiedzi.
Nie za głośno, nie przy najmłodszych, ale jednak się o tym rozmawia. Najczęściej w domu, jeśli w szkole, to nigdy na lekcjach. Z czasem napomknie coś jedna czy druga gazeta. Można tę krótką notkę jakoś wyłowić wzrokiem, przetrzeć oczy, stracić oddech.
Nie da się nie wiedzieć, więc przez te wszystkie lata Kanadyjczycy wiedzieli. Nie wiedziała tylko Kanada."


"Przydaje się wtedy formuła mająca wszystkie wątpliwości rozwiać, a wszelkie winy unieważnić. Cudowne zaklęcie, trzy słowa, które dobrze brzmią w każdej epoce i pod każdą szerokością geograficzną.
Ta-kie-by-ły-cza-sy.
Mówi się też: cena postępu, przykry odprysk, wielkiej dziejowej historii. To co prawda niefortunne, ale jednak odizolowane przypadki.
O skali tego, co się działo w szkołach, Kanada dowie się oficjalnie dopiero w 2015 roku."


"Za zbrodnie w szkołach z internatem przeprosił oficjalnie Zjednoczony Kościół Kanady, osobno przeprosili katoliccy księża oblaci, przeprosił kościół anglikański, przeprosili prezbiterianie.
Po drodze przepraszali też przedstawiciele władzy - od premiera Harpera po premiera Trudeau, a także reprezentanci poszczególnych prowincji, przedstawiciele policji, instytucji i uniwersytetów.
Na tym tle dominujące jest milczenie Stolicy Apostolskiej". 

"-Jeśli jesteś z Polski, to może mi to wytłumaczysz. Jak katolicki papież może się na to godzić? Jak może nas nie przeprosić. Wszyscy papieże po kolei umywali ręce. A przecież każdy z nich miał chyba dostęp do Biblii?
Powiedz mi, co jest w tej Biblii takiego, że zabrania Kościołowi powiedzieć przepraszam?
Nawet Jezus, nasz Pan, tuż przed śmiercią żałował z swoje grzechy. Dlaczego więc papież nie może powiedzieć, że przeprasza za to, co nam uczyniono?"

Polecam!
Moja ocena: 5/6


poniedziałek, 2 września 2019

Olga Wiechnik "Posełki. Osiem pierwszych kobiet "


Autorka: Olga Wiechnik 
Tytuł: "Posełki. Osiem pierwszych kobiet"
Wydawnictwo Poznańskie, kwiecień 2019

Bez zbędnych wstępów i subtelności: pozycja obowiązkowa! A lekturę polecam szczególnie trzem grupom kobiet: 

1. Tym, które uważają, że wszystko zawdzięczają sobie. (Pomijam już nawet takie kwestie, jak szczęście, bądź nieszczęście urodzenia się w konkretnej rodzinie; urodzenia się zdrowym czy chorym itd.). Ale czy naprawdę ambicja i ciężka praca wystarczyłby, gdyby ktoś kiedyś (czytaj inne kobiety) nie zawalczył o prawo do edukacji, o bierne i czynne prawa wyborcze kobiet, o prawo do wyboru męża i prawo do rozwodu, o prawo do decydowania o własnym, odziedziczonym po rodzicach majątku, o prawo do pracy zawodowej i do samodzielnego dysponowania własnymi, zarobionymi (!) w tej pracy pieniędzmi, o prawo do decydowania o przyszłości dzieci itd. itd. 
2. Tym, które uważają, że walkę o prawa kobiet można odłożyć na później, bo kiedyś przyjdzie czas, gdy politycy sami z siebie wykrzykną: "dobra kobiety - teraz to już naprawdę wy" i polecą z listą wszystkich kobiecych postulatów, potem uchwali się szybko niezbędne prawo, aby postulowane kwestie wprowadzić w życie i będziemy mieć równość. Brzmi fajnie? Tak, tak... też się uśmiałam! 100 lat temu mieliśmy dokładnie te same problemy, które obecne są w życiu publicznym dzisiaj: spychanie kobiet na ostatnie miejsca na listach wyborczych, obiecywanie na odczepne (np. wtedy większej niezależności kółek kobiecych w ramach komitetów wyborczych), odkładanie kwestii aborcji na potem, bo ważniejsze było układanie się z Kościołem. 

3. Tym, które co prawda popierają prawa kobiet, ale fuj - feministkami to na pewno nie są i nigdy nie będą (jakby popieranie postulatów bycia traktowaną jak człowiek po prostu ,było obraźliwe). Kobiety 100 lat spotykały się z tym samym. Słowo "emancypantka" było obraźliwe: no bo co robią emancypantki?Wiadomo: latają po mieście bez sensu, agitują, rozdają ulotki, organizują edukację, a więc uświadomienie, zamiast siedzieć przy mężu i pokornie się przyglądać, jak trwoni odziedziczony majątek, a potem rozwodzi się z żoną, która dłużej do niczego nie jest mu potrzebna. (historia np.  Gabrieli Balickiej, chociaż ona akurat bierna nie była). 

O pierwszych posełkach tak naprawdę nie wiemy dużo. Nie zachowało się zbyt wiele materiałów i dokumentacji.  Całe szczęście, że parlamentarzystka Zofia Moraczewska (żona polskiego premiera Jędrzeja Moraczewskiego) postanowiła przerwać tak typowo kobiece niechwalenie się własną pracą i sukcesami i zaczęła pisać dzienniki, z których możemy się dowiedzieć o tym, o jakie sprawy walczyły pierwsze polskie polityczki. 

A poniżej kilka cytatów z książki. Gdyby usunąć daty, a w miejsce organizacji kobiecych wstawić nazwę jakiejś współczesnej, naprawdę w wielu miejscach można by się zastanawiać czy czytamy o wydarzeniach sprzed 100 lat, czy może wczorajsze wiadomości. 

"Posłowie dużo chętniej debatują o minionej wojnie niż o przyszłości nauki. A jeśli już koniecznie muszą o nauce, to też najlepiej w kontekście przeszłości - karania nauczycieli, którzy sprzeniewierzyli się przeszłości przez uczestnictwo w rusyfikacji i germanizacji."

"To, co nie udaje się austriackiemu zaborcy, próbuje zrobić też polski Kościół. Ligawki (kobiety z Ligi Kobiet) domagają się niepodległości nie tylko tylko dla Polski, ale też dla siebie. A mówienie o prawach politycznych dla kobiet to zdaniem kleru "zagrożenie dla porządku społecznego. W maju 1917 roku Episkopat wydaje list pasterski. Wierni dowiadują się z niego, że Liga Kobiet to zło wcielone, zagrożenie dla Kościoła i Narodu. Pobożni mężowie i mądrzy duchowni powinni jak najszybciej skłonić podlegające im kobiety do wystąpienia z Ligi. Jeśli już muszą coś robić, niech zapiszą się do Związku Niewiast Katolickich albo innej organizacji, zajmującej się starą, dobrą, nieszkodliwą filantropią. Ale niech na miłość boską, nie bawią się w politykę."

"Prace nad zmianą dyskryminujących przepisów rozpoczęto jeszcze w 1919 roku, ale Komisja Kodyfikacyjna wciąż natrafi ana rozmaite trudności i pracy nie kończy. Usunięcie wszystkich przepisów, które - teraz już wbrew konstytucji - nie traktują kobiety jako równej wobec prawa, wymaga strasznie dużo roboty, żalą się posłowie, a przecież tyle jest pilniejszych spraw do załatwienia. 
- Nie chciałyśmy dla siebie żadnych przywilejów, chciałyśmy dla siebie tylko tych praw, które są prawami ludzi w ogóle - mów spokojnie posełka Balicka. - Kwestia kobieca jest kwestią mało interesującą społeczeństwo polskie, kobiety muszą się dopominać same o swoje prawa. Zdawałoby się, że otwieramy drzwi otwarte. Są one jednak zaledwie uchylone. Musimy otworzyć je własnym wysiłkiem - wysiłkiem, który nas jednak nie przerasta - zapewnia kolegów posłów."

"Władze związku rozsyłają ankiety do lokalnych oddziałów, zbierają informacje o życiu kobiet w różnych zakątkach kraju. Przekonują, że szczególnie na prowincji mówienie o prawach kobiet napotyka opór. "Wbrew logice faktów, jednym z zagadnień, które najmniej interesują świat kobiecy, jest właśnie kobieta.
Zofia zastanawia się, co jest tego przyczyną. Może naiwna, nieprzemyślana obawa zasłużenia na nazwę emancypantek - może chęć pokazania otoczeniu, że kobiety nie uważają swoich praw bynajmniej za najważniejsze." 

"Endecka Gazeta Warszawska w sprawie praw wyborczych kobiet najpierw długo milczy. Jako pierwszy komentarz - po kilku tygodniach od powstania nowego państwa - drukuje list zaniepokojonej czytelniczki. "Nie czas teraz na kobiecą kampanię, gdy kraj w ogniu, gdy granice - mało powiedzieć zagrożone, bo zajęte przez wrogów, gdy trzeba nam ludzi o tęgich głowach, żelaznej woli i nie lada wyrobieniu politycznym i społecznym, by kraj wyprowadzić z zamętu. Zaniepokojona czytelniczka tłumaczy też, kiedy przyjdzie na to czas: gdy wszystkie inne problemy państwa zostaną już rozwiązane, gdy każdy robotnik będzie miał pracę, a chłop zapewniony byt - wtedy może się ewentualnie kobieta upomnieć o swoje prawa."


Polecam!!!
Moja ocena: 6/6