wtorek, 31 grudnia 2019

Lori Gottlieb "Maybe you should talk to someone"

Autorka: Lori Gottlieb
Tytuł: "Maybe you should talk to someone" 
Wydawnictwo: Houghton Mifflin Harcourt, kwiecień 2019
Czyta: Julia Whelan

Lektura wciągająca absolutnie od pierwszej do ostatniej strony!
Lori Gottlieb, terapeutka, dziennikarka The Atlantic z cotygodniową kolumną "Dear Therapist", w której odpowiada na listy i analizuje problemy czytelników, w swojej ostatniej książce zabiera nas do gabinetu na sesje z pacjentami. Jednocześnie jej życie osobiste trochę się skomplikowało i po tym jak rzucił ją "chłopak", Autorka sama musi szukać pomocy terapeuty. 
Na samym początku poznajemy Johna - człowieka, który jest zupełnie odcięty od własnych emocji oraz panicznie boi się zbliżyć do kogokolwiek. Szorstki, opryskliwy, nieustannie narzekający na świat złożony z idiotów. Lori Gottlieb jest jego kolejną terapeutką, po tym jak porzucił kilku poprzednich, ponieważ byli... idiotami. Gabinet odwiedza też Julie, śmiertelnie chora na raka kobieta, Rita z myślami samobójczymi i ogromnym poczuciem winy wobec swoich dorosłych dzieci, a także Charlotte - młoda kobieta z nieuświadomionym problemem alkoholowym. Wszyscy bohaterowie, czują, że coś jest w ich życiu nie w porządku, ale nie potrafią tego nazwać. Każda sesja przynosi jednak "zerwanie" kolejnej warstwy i powoli wraz z samymi pacjentami i ich terapeutką docieramy do sedna poszczególnych problemów. I nie są to łatwe momenty. Autorka też próbuje odkryć, co naprawdę jej dolega i w tym celu odwiedza co tydzień swojego terapeutę Wendell'a. Mamy więc akcję rozrzuconą pomiędzy dwoma gabinetami psychologów. A przy okazji dużo informacji na temat standardów i etyki pracy terapeutów, postrzegania pacjentów, walki z własnymi emocjami. Wszystko to bardzo, bardzo ciekawie przedstawione. Autorka ma ogromne poczucie humoru, więc co chwila wybuchamy śmiechem. Ale lektura dostarcza też dużo wzruszeń i łez, bo problemy pacjentów są poważne. 


Gorąco polecam!
Moja ocena: 6/6


poniedziałek, 9 grudnia 2019

Elizabeth Strout Tytuł: "Olive powraca"





Autorka: Elizabeth Strout
Tytuł: "Olive powraca"
Wydawnictwo Wielka Litera & Random Hause, 
Październik 2019

Olive Kitteridge powraca. Po serialu HBO już na zawsze z twarzą Frances McDormand. 
Elizabeth Strout zabiera nas znowu do Crosby, Main, miejscowości rozciągającej się nad przepięknym atlantyckim wybrzeżem, zanurzonej w swoich codziennych sprawach, z dala od wielkomiejskiego, snobistycznego życia Bostonu, Cambridge i Portland. Olive, była nauczycielka matematyki, postrach miasteczka, jedna z mniej lubianych postaci, ma ponad 70 lat i zaczyna zmagać się z problemami dotykającymi osób starszych. Całe życie nieprzyjemna i ostra, w drugiej części bywa czasami nawet miła. Jednakże ciągle pozostaje sobą: silną, niezależną kobietą, ze zdroworozsądkowym podejściem do życia, mało sentymentalną, rzeczową i zupełnie nieroztkliwiającą się nad sobą. Olive albo się kocha, albo szczerze nie znosi. Ja ją uwielbiam. Wali prosto z mostu, co myśli. Aczkolwiek wraz z wiekiem uczy się, że czasem warto zachować swoje opinie dla siebie. Zagorzała przeciwniczka Trumpa. Nie zawsze rozumie zmieniający się świat, ale trzeba jej przyznać, że zachowuje się po prostu przyzwoicie: np. nie toleruje w swoim domu opryskliwego zachowania wobec kobiety pochodzącej z mniejszości somalijskiej. Szybko ocenia ludzi, wielu z nich nie lubi, ale potrafi pokonać swoje uprzedzenia i zahamowania i wczuć się w czyjąś trudną sytuację. To jest osoba, która działa. Nie słodzi, nie obsypuje miłymi słowami, ale gdy potrzebna jest konkretna akcja (np. któraś z bohaterek właśnie zaczyna rodzić), to Olive będzie tą, na którą można liczyć.


W "Olive powraca" spotykają się bohaterowie kilku powieści Elizabeth Strout. Ich losy splatają się ponownie po wielu latach własne w Crosby, Maine. Przeżywają razem swoje codzienne problemy: utratę zdrowia, dorastanie i wyjazd dzieci, samotność. Olive po dwóch małżeństwach i pochowaniu dwóch mężów, zaczyna się nawet szczerze przyjaźnić z kobietą poznaną w domu spokojnej starości. Wszystko się jeszcze może zdarzyć. 

Kolejna wspaniała książka Elizabeth Strout!!!
Gorąco polecam!

Moja ocena: 6/6

wtorek, 3 grudnia 2019

Yunte Huang "Nierozłączni. Słynni syjamscy bracia i ich spotkanie z amerykańską historią"



Autor: Yunte Huang
Tytuł: "Nierozłączni. Słynni syjamscy bracia i ich spotkanie z amerykańską historią"
Wydawnictwo Poznańskie, kwiecień 2019




Niesamowita historia Changa i Enga Bunkerów, urodzonych w 1811 roku w Syjamie braci, zrośniętych tułowiem - płatem skóry i tkanek, długości około 14 cm. Dali początek ogólnie używanej nazwie "bracia syjamscy" dla wszystkich nierozdzielonych bliźniąt. 
Wypatrzył ich, pływających po rzece w rodzinnym kraju, przedsiębiorca Robert Hunter, który wszedł w spółkę z Ablem Coffinem i razem wystawiali braci w Stanach i Europie. Ostatecznie to wyłącznie Abel Coffin został "właścicielem" bliźniaków.  Eksploatowani ponad wszelkie wyobrażania, bracia przynieśli Coffinowi ogromne korzyści materialne. Jednocześnie nie byli przez niego zbyt dobrze traktowani. Przedsiębiorca oszczędzał na ich potrzebach każdego centa, którego mógł oszczędzić. Bracia natychmiast po wyruszeniu z Syjamu, zaczęli się uczyć angielskiego. Z upływem kolejnych lat posługiwali się nim coraz płynniej. Zrozumieli też, że są nagminnie wykorzystywani i oszukiwani. Udało im się wyplątać z pokrętnej umowy z Coffinem i rozpocząć samodzielną "karierę'. Z uzbieranych pieniędzy kupili w końcu majątek w Karolinie Północnej i osiedli tam na stałe. Stali się posiadaczami ziemskimi i właścicielami niewolników. Najwięcej emocji wzbudziło ich małżeństwo z dwiema siostrami. Początkowo wszyscy mieszkali razem. Z czasem każda rodzina miała swój własny dom, a bracia przebywali trzy dni w jednym, a trzy dni w drugim domu. Pary doczekały się łącznie 21 dzieci. Utrata sporej części majątku po Wojnie Secesyjnej, zmusiła braci do wyruszenia w trasę jeszcze kilka razy. Zabierali ze sobą również dzieci, które jednak nigdy nie przywykły do takiego sposobu zarabiania na życie. Desperacja finansowa skłoniła ich też do wystawienia się w Muzeum Amerykańskim P.T. Barnuma - szarlatana, bezwzględnego przedsiębiorcy i naciągacza - uchodzącego za "ojca" współczesnej masowej rozrywki i reklamy. Odrzucali jego propozycje współpracy wielokrotnie, ale w końcu nie mieli wyjścia. 
Ich historia jest ciekawa oczywiście ze względu na ich niezwykłą fizyczność, ale nie tylko. Trafili do Stanów, w czasach gdy azjatycki wygląd wciąż był rzadkością i budził dodatkową sensację, potem osiedlili się w jednym z najbardziej "białych" stanów, stali jego częścią i uzyskali amerykańskie obywatelstwo. Ta książka to nie tylko fascynująca historia osobista Changa i Enga Bunkerów, ale także duch Stanów Zjednoczonych tamtej epoki. 


Gorąco polecam!


Moja ocena: 6/6




"Na półce nad kominkiem w ich domu obok Pope'a, Szekspira, lorda Byrona i Zycia Jezusa Johna Fleetwooda stał też zaczytany egzemplarz Dictionary of General Knowledge... [Słownik wiedzy ogólnej...] Georg'a Crabba. Była to pierwsza książka, którą mieli na własność. Otrzymali ją jako suwenir w czasie swojej pierwszej wizyty w Londynie w 1830 roku, kiedy dopiero uczyli się czytać. W tym słowniku, w którym po raz pierwszy zobaczyli półnagie kobiety - greckie i rzymskie boginie - słowo "wolność" definiowane jest jaki "przywilej, dzięki któremu ludzie cieszą się z pewnych łask lub korzyści bez zwyczajowych ograniczeń." Ta definicja wprawiła ich w zakłopotanie. Ich własne doświadczenie z wolnością było pełne ironii, ta zaś rzadko pojawiała się w słownikach. Kochająca matka sprzedała ich w niewolę, później udało im się wyzwolić i żyć niezależnie, potem zaś sami stali się właścicielami niewolników."