Autorka: Joanna Kuciel-Frydryszak
Tytuł: "Służące do wszystkiego"
Wydawnictwo Marginesy, październik 2018
Mało jest po nich pamiątek, zdjęć, eksponatów w muzeach, mimo że, było ich bardzo, bardzo wiele - służące. Historia niań, kucharek, sprzątaczek, albo po prostu kobiet do wszystkiego, które żyły razem z rodzinami, harowały od rana do wieczora, bez dłuższych urlopów i dni wolnych, traktowane przeważnie jak podludzie, z sypialniami urządzonym pod schodami, w łazienkach, albo kuchniach, często głodne, bez prawa do kąpieli, czy nawet korzystania z umywalki, wyrzucane na bruk na starość, mimo wielu lat przepracowanych u państwa z pełnym oddaniem. Historia polskiego niewolnictwa, taki podtytuł mógłby nosić ten reportaż.
Znakomita większość służących pochodziła z wiejskich, przeraźliwie biednych rodzin. Już jako małe dzieci były podrzucane na służbę do państwa, a potem gdy tylko mogły, jechały w świat. Rozwijające się miasta przyciągały, marzące o lepszym losie, wiejskie dziewczyny. I często nawet najpodlejsze warunki u państwa były lepsze niż to, co miały w domu. Uciekały od opresyjnych ojców i przed małżeństwami, które prowadziły tylko do większej harówki i większego upodlenia. Przybywało ich do miast bardzo dużo. Rozpaczliwie potrzebowały zatrudnienia, więc zgadzały się na wszystkie proponowane warunki bez mrugnięcia okiem. Młode i naiwne, przeważnie analfabetki, marzące o królewiczach, którzy odwróciliby ich marny los, były łatwym łupem różnorakich cwaniaczków i oszustów. Spora część służących kończyła jako prostytutki. Powszechnym zwyczajem było zwalnianie służby na okres wakacji. Dziewczyny pozostawały bez pracy i domu. Jeśli nie miały u kogo się zatrzymać, często kończyły na ulicy. Z czasem zaczęły powstawać organizacje pomocowe, przeważnie kościelne, oferujące dwutygodniowe, darmowe noclegi i wyżywienie, pozwalające na znalezienie nowej pracy. Dziewczyny mogły też w tych stowarzyszeniach odkładać drobne kwoty, które zapewniały im utrzymanie na starość.
Są też historie o służących, które stały się niemalże częścią rodziny i pozostawały pod jej opieką, gdy same już nie mogły pracować, ale to zdecydowanie wyjątki.
Reportaż Joanny Kuciel-Frydryszak przytacza wzruszające dowody ogromnego przywiązania służących do swoich pracodawców: wyprowadzanie z getta, ukrywanie podczas wojny, ratowania dzieci. Ale wymowa całej pracy jest gorzka. Mieszczaństwo uważało służące za podludzi, bez prawa do czasu wolnego i odrobiny prywatności. Często nawet bez prawa do własnego imienia. Standardem było wołanie na wszystkie bez wyjątku służące Marysia, bo akurat do takiego imienia państwo przywykło. Próby regulacji stosunków pomiędzy służbą i pracodawcami były wyśmiewane i długo w tym temacie nic się nie działo. Wielkie panie nie wyobrażały sobie, że miałby samodzielnie iść na zakupy i ugotować obiad.
Rozdziały w reportażu przeplatane są cytatami z poradników dla służby domowej. Dziś mogą budzić tylko żenadę i niedowierzanie, ale kiedyś wyznaczały niewolnicze standardy pracy wielu tysięcy młodych dziewczyn.
Doskonała lektura!
Polecam!
Polecam!
Moja ocena: 6/6