wtorek, 26 marca 2019

Joanna Kuciel-Frydryszak "Służące do wszystkiego"

 

Autorka: Joanna Kuciel-Frydryszak
Tytuł: "Służące do wszystkiego"
Wydawnictwo Marginesy, październik 2018

Mało jest po nich pamiątek, zdjęć, eksponatów w muzeach, mimo że, było ich bardzo, bardzo wiele - służące. Historia niań, kucharek, sprzątaczek, albo po prostu kobiet do wszystkiego, które żyły razem z rodzinami, harowały od rana do wieczora, bez dłuższych urlopów i dni wolnych, traktowane przeważnie jak podludzie, z sypialniami urządzonym pod schodami, w łazienkach, albo kuchniach, często głodne, bez prawa do kąpieli, czy nawet korzystania z umywalki, wyrzucane na bruk na starość, mimo wielu lat przepracowanych u państwa z pełnym oddaniem. Historia polskiego niewolnictwa, taki podtytuł mógłby nosić ten reportaż.
Znakomita większość służących pochodziła z wiejskich, przeraźliwie biednych rodzin. Już jako małe dzieci były podrzucane na służbę do państwa, a potem gdy tylko mogły, jechały w świat. Rozwijające się miasta przyciągały, marzące o  lepszym losie, wiejskie dziewczyny. I często nawet najpodlejsze warunki u państwa były lepsze niż to, co miały w domu. Uciekały od opresyjnych ojców i przed małżeństwami, które prowadziły tylko do większej harówki i większego upodlenia. Przybywało ich do miast bardzo dużo. Rozpaczliwie potrzebowały zatrudnienia, więc zgadzały się na wszystkie proponowane warunki bez mrugnięcia okiem. Młode i naiwne, przeważnie analfabetki, marzące o królewiczach, którzy odwróciliby ich marny los, były łatwym łupem różnorakich cwaniaczków i oszustów. Spora część służących kończyła jako prostytutki. Powszechnym zwyczajem było zwalnianie służby na okres wakacji. Dziewczyny pozostawały bez pracy i domu. Jeśli nie miały u kogo się zatrzymać, często kończyły na ulicy. Z czasem zaczęły powstawać organizacje pomocowe, przeważnie kościelne, oferujące dwutygodniowe, darmowe noclegi i wyżywienie, pozwalające na znalezienie nowej pracy. Dziewczyny mogły też w tych stowarzyszeniach odkładać drobne kwoty, które zapewniały im utrzymanie na starość.
Są też historie o służących, które stały się niemalże częścią rodziny i pozostawały pod jej opieką, gdy same już nie mogły pracować, ale to zdecydowanie wyjątki. 
Reportaż Joanny Kuciel-Frydryszak przytacza wzruszające dowody ogromnego przywiązania służących do swoich pracodawców: wyprowadzanie z getta, ukrywanie podczas wojny, ratowania dzieci. Ale wymowa całej pracy jest gorzka. Mieszczaństwo uważało służące za podludzi, bez prawa do czasu wolnego i odrobiny prywatności. Często nawet bez prawa do własnego imienia. Standardem było wołanie na wszystkie bez wyjątku służące Marysia, bo akurat do takiego imienia państwo przywykło. Próby regulacji stosunków pomiędzy służbą i pracodawcami były wyśmiewane i długo w tym temacie nic się nie działo. Wielkie panie nie wyobrażały sobie, że miałby samodzielnie iść na zakupy i ugotować obiad.
Rozdziały w reportażu przeplatane są cytatami z poradników dla służby domowej. Dziś mogą budzić tylko żenadę i niedowierzanie, ale kiedyś wyznaczały niewolnicze standardy pracy wielu tysięcy młodych dziewczyn. 

Doskonała lektura!
Polecam!

Moja ocena: 6/6

poniedziałek, 18 marca 2019

Łukasz Pilip "Podwórko bez trzepaka. Reportaże z dzieciństwa"



Autor: Łukasz Pilip
Tytuł: "Podwórko bez trzepaka. Reportaże z dzieciństwa"
Wydawnictwo Agora, luty 2019

Reportaże dobitnie pokazujące, że dzieciństwo nie zawsze jest beztroskie, a dzieci muszą mierzyć się z sytuacjami wobec których często dorośli są bezradni. Bardzo szeroki zakres tematów: opieka nad śmiertelnie chorymi rodzicami, wszelkiego rodzaju rodziny dysfunkcyjne i patologiczne, autyzm, prawo do prywatności osoby niepełnoletniej i wiele, wiele innych. Wszystkie mocno emocjonalne. 

Moja ocena: 4/6 

czwartek, 7 marca 2019

Maciej Zaremba Bielawski "Dom z dwiema wieżami"

Autor: Maciej Zaremba Bielawski
Tytuł: "Dom z dwiema wieżami"
Wydawnictwo Karakter, grudzień 2018


Zachwyt i wzruszenie. 
Polski dziennikarz, żyjący w Szwecji, mierzy się już po śmierci rodziców z historią ich życia. Spotkali się w gabinecie Oskara - sławnego polskiego psychiatry w 1946 roku, rozstali w marcu 1968, kiedy matka, w połowie Żydówka, zdecydowała się opuścić wraz z dziećmi Polskę. 
Autor próbuje odkryć i zrozumieć najboleśniejsze momenty ich życia, okryte milczeniem, schowane na zawsze. Zestawia ze sobą ich wojenne przeżycia - tak dalece od siebie różne. Matka przez całą wojnę uciekała i walczyła o przetrwanie. Nieprawdopodobne zbiegi okoliczności i przypadki doprowadziły do tego, że właśnie jej się udało. Ojciec z kolei był więźniem oflagu, czyli obozu jenieckiego dla oficerów, więc przeżył wojnę w zasadzie w komfortowych warunkach. Czy ich związek mógł się udać? To pytanie bez odpowiedzi. Zdeterminowana do granic możliwości, bezwzględna w oczekiwaniach kobieta, która postanawia zostawić swoje żydowskie korzenie w przeszłości. I mężczyzna, który stara się jak może, podejmuje wiele wyrzeczeń w imię miłości, ale nie zna demonów wybranki.

"Lila niemało ma do zapomnienia. Nie tylko swoje imię i nazwisko. Gdy idą razem, potrafi nagle wyszeptać: "patrz, tam jest miejsce na czworo." Wypatruje kryjówek, poddaszy, ciężkich gdańskich szaf, ziemianek z ledwie widocznym wejściem. Wtedy Oskar, słynny psychiatra, mówi "Musisz przestać tak myśleć. Zabraniam ci."
Teraz jestem prawie pewien, że ten majowy dzień 1946 roku to musiał być jedyny raz, gdy ona opowiadała. Przez dwie, może trzy godziny a potem już nigdy. 
Może istnieję dzięki temu milczeniu. Gdyby opowiedziała więcej, on mógłby dostrzec jej otchłań i zląc się. To najgorsze i tak by zataiła. Kobiety tak robią i słusznie: nikt nie jest panem własnej wyobraźni. Jednak on by się domyślał, a od tych obrazów już nie można się uwolnić. Więc gdy ona budzi się z krzykiem, on nie pyta, co jej się śniło, tylko ją obejmuje i cicho jej śpiewa. Tak to musiało być. Wybierają życie w teraźniejszości. Oskar nie dowie się, że to spojrzenia Polaków były najbardziej niebezpieczne dla ukrywającej się Żydówki. Przypuszczalnie nie opowiada mu nawet o gettach ławkowych. Nie chce być ofiarą. Chce być nieponiżona. Jak on. Urodzi polskie dzieci, z tarczą herbową i świadectwem chrztu. Oskar nigdy nie dowie się, że aby przeżyć, zostawiła swojego ojca. W imię mojej przyszłości musi pozostać sama ze swoją winą." 


A historia ich życia wydarza się  w Polsce, kraju szalejącego antysemityzmu. 

"Polski antysemityzm, tak należy mówić. Nie antysemityzm w Polsce. Zupełnie własna paranoja, uszyta na miarę dla Polski. Ekstremalnie odporna na zużycie. Przeżywa, jak się okazuje, w każdych warunkach, nawet bez Żydów. Tak dopasowana, że musiała powstawać w laboratorium."

"Niewiele tego na tożsamość, być negatywem fanatyzmu. Szczególnie trudno być anty-czymś, czego już nie ma. I trochę niewygodnie, kiedy się pomyśli, jak i dlaczego zniknęło. Ale nic na to nie poradzisz. Gdyby transport polskich endeków wysadzić na bezludnej wyspie, zaczęliby kopać palmy w przekonaniu, że to przebrani Żydzi. Albo tropić Semitów we własnym gronie. Bez negatywu z garbatym nosem Polacy spod znaku Dmowskiego są jak pijane dzieci we mgle." 

Piękna i poruszająca biograficzna opowieść jednego z najlepszych polskich reporterów. Perełka!
Gorąco polecam!

Moja ocena: 6/6