wtorek, 26 grudnia 2017

Katarzyna Tubylewicz "Moraliści. Jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie"


Autor: Katarzyna Tubylewicz
Tytuł: "Moraliści. Jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie"
Wydawnictwo Wielka Litera, maj 2017

Książka Katarzyny Tubylewicz to świetny i rzeczowy głos w debacie o uchodźcach, ich prawach, obowiązkach, problemie integracji w nowych państwach. 
Szwecja w czasie największego kryzysu migracyjnego w Europie w 2015 roku przyjęła najwięcej uchodźców na głowę wśród europejskich krajów. Kierując się przekonaniem, że ofiarom wojen i prześladowań nie można odmówić pomocy, Szwedzi mieli swoje granice otwarte dla wszystkich. Do momentu, gdy sytuacja zaczęła ich przerastać. Wraz z napływem tysięcy ludzi, Szwecja musi sobie radzić z nieoczekiwanymi problemami, z którymi nie do końca wiadomo co zrobić, a poprawność polityczna nie ułatwia czasami nawet ich klarownego zdefiniowania, o wypracowaniu konstruktywnych rozwiązań nie wspominając. Katarzyna Tubylewicz rozmawia z różnymi osobami, starając się zgłębić najbardziej palące kwestie związane z napływem uchodźców. Dotyka problemu wielowymiarowo: poruszane są najbardziej podstawowe sprawy, czyli codzienne życie i egzystencja, ale też wpływ nowo przybyłych na całe szwedzkie społeczeństwo i na społeczności, w których uchodźcy są osiedlani. 
W Szwecji przez długi okres czasu każdy, kto próbował chociażby nazwać problemy nawarstwiające się w wyniku przyjęcia przez ten kraj ogromnej ilości ludzi, narażał się na zarzuty o rasizm. W społeczeństwie dominowała poprawność polityczna pt.: "Refugees welcome", a jakakolwiek dyskusja o tym co dalej, była praktycznie niemożliwa. Dziś kraj mierzy się z tym, że większość uchodźców nie uczy się języka, a wejście na szwedzki rynek pracy zajmuje im kilka lat. Tworzą się getta zamieszkałe wyłącznie przez nowoprzybyłych, bo Szwedzi jeśli tylko mogą, przenoszą się w inne miejsca. Przybysze często nie przestrzegają szwedzkiego prawa, czego przykładem są np. prawa kobiet (chociażby wciąż praktykowane obrzezanie i małżeństwa z dziewczynkami). Wiadomo, że system pomocy nie zawsze jest wydolny i stuprocentowo skuteczny, ale dopiero dzisiaj zaczyna się w Szwecji sensowna dyskusja, na temat tego, jak poradzić sobie z problemem. Przede wszystkim Szwedzi zrozumieli chyba, że trzeba skończyć ze źle pojętą poprawnością polityczną. "Maciej Zaręba Bielawski porównał polityczną poprawność do lekarstwa. Każdy lek stosowany w nadmiarze może być trucizną."

Veronica (Dyrektorka ośrodka dla uchodźców położonego w zachodniej Szwecji):
"Pomagając nie można się kierować we wszystkim współczuciem, bo jeśli kogoś traktujesz na równi z innymi, to nie widzisz w nim tylko ofiary. Zdarza mi się mieć do czynienia z dość roszczeniowymi uchodźcami, którzy ciągle czegoś żądają i wiedzą wszystko na temat przysługujących im praw, ale jednocześnie brak im wiedzy na temat ewentualnych obowiązków."

Mustafa Panshiri (policjant, pochodzący z Afganistanu, obecnie ma przerwę w służbie - spotyka się na wykładach z młodymi uchodźcami i objaśnia im Szwecję):
"O rasizmie niskich oczekiwań. 
Kiedy ostatnio napisałem, że sensownie byłoby uczynić znajomość szwedzkiego warunkiem otrzymania obywatelstwa, zostałem oskarżony o "prawicowość" i wypowiadanie się na rzecz asymilacji. Rasizm niskich oczekiwań polega właśnie na tym, że nie chcemy stawiać wymagań ludziom, których przyjmujemy, bo jest nam ich tak szkoda. Przeżyli wojnę, prześladowania i dyskryminację (nikt temu nie zaprzecza, codziennie spotykam młodych ludzi, którzy doświadczyli potwornych rzeczy w Afganistanie, Iranie, Somalii czy Erytrei), a ich dyskryminacja jest kontynuowana w Szwecji w formie strukturalnego rasizmu. Co to tak naprawdę mówi o naszym obrazie tych osób?"

Amineh Kakabaveh (szwedzka parlamentarzystka z ramienia Partii Lewicy): 
"Ja też szanuję odmienności kulturowe i religijne, ale nie za cenę rezygnacji z praw kobiet i dzieci. Walczyłam o nie w Kurdystanie i walczę w Szwecji. [...] Bo niestety tak to wygląda, że wielokulturowość realizowana tak, jak na przykład w Szwecji, jest budowana kosztem praw kobiet. Obserwowałam to jako pracownica socjalna i widzę jako parlamentarzystka. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak wiele jest w Szwecji kobiet, które mieszkają tu po 20 lat i nie tylko nie znają słowa po szwedzku, lecz są analfabetkami. To nieprawda, że wszystkie pochodzą z Somalii. Są też wśród nich Arabki i Turczynki. Przez całe życie podporządkowane były mężom i dzieciom, bo nie dano im możliwości skorzystania z bezpłatnej nauki, którą oferuje ten kraj."
"Kiedy potrzebujący pukają do twoich drzwi, musisz im otworzyć, nie ma dyskusji. Istnieje w końcu prawo międzynarodowe, które tego wymaga. uważam jednak, że w momencie, w którym otwierasz drzwi, powinieneś określić, co gościa w nowym kraju obowiązuje: "Witamy serdecznie, w Szwecji mamy takie a takie prawa oraz wartości. Jeśli ich nie akceptujesz, ponosisz konsekwencje." 


"Slavoj Zizek: lewica musi znaleźć nowy język, w którym narracja o tolerancji i solidarności z potrzebującymi splecie się z nazwaniem wartości, których uznania trzeba się domagać w społeczeństwie europejskim."

Przykład Szwecji pokazuje, że można wyciszać społecznych obaw, fobii i uprzedzeń. Trzeba o nich rozmawiać i żywo dyskutować, bo w przeciwnym razie "znikąd" wyrośnie druga w państwie siła, której podstawą działania jest ideologia rasistowska. 

Gorąco polecam!

Moja ocena: 6/6

czwartek, 21 grudnia 2017

Edward St. Aubyn "Patrick Melrose"

Autor: Edward St. Aubyn
Tytuł: "Patrick Melrose Tom 1-3: Nic takiego, Złe wieści, Jakaś nadzieja" 
Wydawnictwo W.A.B. czerwiec 2017







Autor: Edward St. Aubyn
Tytuł: "Patrick Melrose Tom 4-5: Mleko matki, W końcu" 
Wydawnictwo W.A.B. październik 2017


Doskonała proza, której czytanie jednak skręca wewnętrznie i straszliwie fizycznie boli. Tym bardziej jeśli zdamy sobie sprawę, że losy bohatera są tak naprawdę w dużej części losami Autora tych pięciu powieści, w Polsce wydanych w dwóch tomach. Tytułowy Patrick przez całe życie próbuje się podnieść po horrorze, jaki zgotował mu ojciec - główny sprawca i matka, która nie była zdolna do jego ochrony. Wszystko dzieje się w angielskich arystokratycznych sferach. Bohater pierwszy raz został zgwałcony jako pięcioletnie dziecko. Potem trwało to jeszcze kilka lat. Całe jego życie to szamotania mająca uśmierzyć ten ból. Alkoholowe, narkotykowe i lekowe odloty, często na granicy śmierci, uzależnienie od seksu, przedmiotowe traktowanie ludzi, tysiące wydane na heroinę i kokainę. Opisy ciągów, w jakie wpada Patrick są naprawdę trudne do przebrnięcia: do bólu szczegółowe, bardzo fizjologiczne, przyprawiające o ciarki. Dobrze, że Autor trochę nam odpuszcza i w momencie, kiedy już naprawę nie ma się siły i ochoty czytać dalej, przeskakuje o kilka lat. Chwila ulgi i wytchnienia dla czytelnika. A potem terapie, załamania i pytania czy jednak się uda z tego kołowrotka wykręcić. Losy Patricka to główna część powieści oczywiście, ale dla mnie nie mniej interesujący był opis świata, w którym bohater się urodził. Wyższe sfery, gdzie wszystko zależy od tytułu, pozycji, pieniędzy i wszystko jest na pokaz, niekończące się morze aspiracji i wygórowanych wyobrażeń o wspaniałości własnej  osoby. 

Ojciec Patryka to tak naprawdę człowiek, który "wżenił" się w arystokrację i długi czas był utrzymywany przez żonę. Chyba tylko psycholog potrafi w tej sytuacji zrozumieć paradoks tego, że matka Patricka była wyrzucana na strych we własnej posiadłości, bo "panu domu" przeszkadzał płacz dziecka. Sylwetka ojca to dramatyczny opis stosowania przemocy psychicznej, wymuszania uległości, pogardy, cynicznego i bezcelowego napawania się dominacją. Człowiek gardzący wszystkimi, prostak bez realnych wpływów i umiejętności, któremu nikt się nie przeciwstawił, chociaż nie było to trudne. Oczywiście do czasu, ale wtedy życie Patricka było już wulkanem traumy i nieszczęścia. 
Ciekawy jest opis tych "wyższych sfer" - przyjęć, bankietów, kolacji, na których nikt z nikim się nie lubi, każdy cierpi na samą myśl, o zbliżającym się spotkaniu, a jednak wszyscy chodzą: mniej lub bardziej jawnie się nienawidzą, godzinami prawią sobie publicznie złośliwości, a mimo wszystko nikt się nie wyłamuje. Czapkują obrzydliwemu despocie i nie czują do siebie odrazy z tego powodu. 
Proza rozdzierająca i bardzo trudna w odbiorze, ale wspaniała. Napisana pięknym językiem z dużą dawką ironii i czarnego humoru i jednak z nadzieją w zakończeniu!

Polecam!

Moja ocena: 6/6





piątek, 15 grudnia 2017

W międzyczasie...

Tylko kilka słów o kilku książkach towarzyszących mi w pociągach podczas ostatniej wizyty w Polsce: 

Autor: Anna Cieplak 
Tytuł: "Lata powyżej zera" 
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, wrzesień 2017
Moja ocena: 4,5/6 

Anna Cieplak - młoda polska Autorka, o której wiele się mówi ostatnio, głos nowego pokolenia. 
Do sięgnięcia po jej najnowszą książkę zachęcił mnie wywiad w Wysokich Obcasach, z którego wyłania się obraz dojrzałej, niebanalnej i interesującej osoby. "Lata powyżej zera" to "pamiętnik" nastolatki, która próbuje zdefiniować siebie, odkryć swoją drogę w życiu, określić kim jest i co może osiągnąć w świecie, w którym możliwości wydają się nieograniczone. Nostalgiczny (?) powrót czytelników do czasów gadu-gadu, Naszej Klasy, przewijanych kaset, pierwszych CD. Fajna proza. Zdecydowanie muszę przeczytać "Ma być czysto" tej Autorki!






Autor: Kamil Fejfer 
Tytuł: "Zawód" 
Wydawnictwo Czerwone i Czarne, wrzesień 2017
Moja ocena: 5,5/6 



Ta książka to odpowiedź dla wszystkich, którzy uważają, że nie pracują/nie zarabiają odpowiednio itd. tylko ci, którzy są leniwi, którym się nie chce, którzy wolą brać od państwa etc. Że rynek pracy też powinien być regulowany tylko prawem popytu i podaży i wszystko będzie wspaniale. Otóż nie będzie, czego przykładem jest Polska: kraj śmieciowych umów, pozostawiających pracowników bez prawa do choroby, urlopu, zasiłku dla bezrobotnych, o czasie na życie prywatne nie wspominając. Kraj wypaczeń każdej zasady i regulacji. Kraj grozy, gdzie ratownik medyczny ratuje życie pacjenta w trzydziestej godzinie swojej pracy... Kamil Fejfer, twórca Magazynu Porażka, pokazuje ludzi, którzy mają marzenia, którym się chce, którzy się uczą, dokształcają, pracują na kilka etatów, żeby zdobyć doświadczenie a i tak nie mają z czego żyć. Lektura obowiązkowa! 


Autor: Bernhard Schlink
Tytuł: "Kobieta na schodach" 
Dom Wydawniczy Rebis, maj 2017
Moja ocena: 6/6 

Moje zauroczenie "Lektorem" Bernharda Schlinka pamiętam do dziś. Dlatego, gdy na półce w księgarni zobaczyłam jego nową powieść, nie zastanawiałam się ani chwili. Jest coś niepokojącego w prozie tego Autora. Mało się dzieje, niewiele ozdobników, prosty, oszczędny język, a jednak zmusza do myślenia. Kobieta na schodach to obraz, który wikła ze sobą losy malarza, męża kobiety, uwiecznioną na płótnie kobietę i adwokata, który na początku swojej kariery zawodowej spisuje pomiędzy nimi dziwną umowę. Wszyscy spotykają się ponownie po 40 latach. I tutaj wyłania się pytanie: jakie było ich życie? Czy naprawdę proste uczciwe i dobre jak lubią sobie wyobrażać? Świetna lektura!

wtorek, 12 grudnia 2017

Katarzyna Wężyk "Kanada. Ulubiony kraj świata"

Autor: Katarzyna Wężyk 
Tytuł: "Kanada. Ulubiony kraj świata"
Wydawnictwo Agora, październik 2017

Tak, oczywiście! Jestem wielbicielką premiera Kanady - Justina Trudeau! I nie wstydzę się do tego przyznać. 😏 Aczkolwiek bałam się tej książki, bo w dyskusjach przewijała się groźba, że reportaż Katarzyny Wężyk odczaruje zupełnie tego kanadyjskiego playboya, zedrze złudzenia z moich oczu i ujawni pełnię jego hipokryzji. Na szczęście nie było aż tak źle. 
Premier Kanady to w tej chwili  jej najlepszy "towar eksportowy". W czasach, gdy u południowego sąsiada, światowego mocarstwa rządzi mizogin, zadufany w sobie "mistrz" twittera, niezrównoważony psychicznie użytkownik solarium, gwiazda szefa kanadyjskiego rządu, świeci naprawdę jasno i ciągle jest nadzieją dla świata. Nie wszystkie obietnice wyborcze udało się zrealizować póki co, spora ich część pewnie pozostanie tylko hasłem na plakacie wyborczym, ale i tak wolałabym aby premier mojego kraju (chociażby dla dobrego PR-u) formował równościowy rząd i jako argument podawał: "bo jest rok 2015", chodził na parady równości z tego samego powodu, był katolikiem, ale jednak uznawał, że to jego prywatna sprawa, a prawa obywateli w tym kobiet, z jego wiarą nie mają nic wspólnego, deklarował chęć przyjęcia uchodźców i wygrywał tym wybory. Bo to nie tylko świadczy o nim, ale też o całym społeczeństwie kanadyjskim. Jest kilka rys na wizerunku "boskiego" Justina. Najpoważniejsza wg mnie to kwestia ochrony klimatu. Deklaruje, że Kanada będzie stać na straży zmniejszania emisji CO2, tymczasem otwiera kolejne rurociągi i zgadza się na rozszerzanie wydobycia ropy z piasków bitumicznych - najbrudniejszego i najbardziej szkodliwego dla środowiska i ludzi sposobu pozyskiwania tego surowca. Nierówności w Kanadzie mają się dobrze - kobiety np. ciągle zarabiają średnio 1/4 mniej niż mężczyźni. Ale trudno wymagać od premiera, żeby po dwudziestu czterech miesiącach rządów naprawił błędy wieloletniej polityki. Przeciwnicy zarzucają mu, że jest playboyem, pokazuje klatę, stoi na głowie i robi z siebie pajaca, przekazuje manifesty napisami na skarpetkach itd. itd. A ja go uwielbiam i wolę kogoś, kto uprawia jogę, 70 razy dziennie deklaruje się jako feminista i ma poczucie humoru, dystans do siebie a świat go kocha, niż przywódców pewnego dużego kraju nad Wisłą, którzy nie odnotowali, że druga wojna światowa skończyła się parę lat temu i będą teraz wystawiać rachunki Niemcom za krzywdy, majaczą dziesiątego dnia każdego miesiąca o jakimś zamachu, blokując główne ulice stolicy sporego europejskiego państwa, opowiadają kocopoły o uchodźcach roznoszących choroby i deklarują, że żadnego nie przyjmą i dotrzymują słowa. Co robią z prawami kobiet nawet nie wspomnę, bo przecież miałam pisać o Kanadzie. 
Kanadyjczycy uchodzą za jednych z najmilszych ludzi na świecie i naprawdę tak jest. Są życzliwi, pomocni i niesamowicie uprzejmi. Ale Kanada ma też swoje niechlubne karty historii. Najpoważniejsza z nich to stosunek do ludności rdzennej. Przez wiele lat Indianie musieli oddawać swoje dzieci do szkół z internatem. Wierzono, że takie wychowanie scali ich ze społeczeństwem Kanady. Dziś ostatnich wychowanków tamtych instytucji nazywa się "ocalonymi". Autorka pisze o tym bardzo dużo i ciekawie i nie jest to łatwa lektura. Mimo, że Kanada ciągle przeprasza pierwsze narody za błędy przeszłości, wciąż np. spora część rezerwatów na północy kraju nie ma bieżącej wody. Premier deklarował, że zmiana tego stanu rzeczy, będzie jednym z priorytetów jego rządu. Oby! 

Zabrałam reportaż Katarzyny Wężyk w długą podróż pociągiem z przekonaniem, że będzie to lektura po prostu łatwa i przyjemna, ale tak nie było. Przyjemna, owszem, bo sporo się o Kanadzie dowiadujemy, ale lekka na pewno nie, bo Autorka porusza również bardzo ciężkie tematy, żeby przedstawić czytelnikowi prawdziwy obraz kanadyjskiego raju.  
Wciąż jednak uważam, że to potencjalnie świetne miejsce do życia!
(A tematem reportażu nie jest głównie "boski" Justin - jakby mogło wynikać z tego posta 😜).


Polecam!

Moja ocena: 6/6



Violetta Szostak, Włodzimierz Nowak "Dżej Dżej. Rozmowy z Jackiem Jaśkowiakiem Prezydentem Poznania"

Autor: Violetta Szostak, Włodzimierz Nowak
Tytuł: "Dżej Dżej. Rozmowy z Jackiem Jaśkowiakiem Prezydentem Poznania"
Wydawnictwo Poznańskie, październik 2017 

To znak naszych czasów, że człowiek, który przestrzega zasady rozdzielności kościoła od państwa, hierarchów katolickich traktuje jak partnerów biznesowych a nie zwierzchników,  publicznie wyraża swoje poszanowanie dla praw człowieka (poprzez udział w marszu równości) i niestrudzenie stara się wciągnąć Poznań na listę nowoczesnych europejskich miast, w Polsce nie jest po prostu tylko dobrym prezydentem, w Polsce wyrasta na bohatera, który swoją brawurą imponuje całemu krajowi. 
Bardzo ciekawy człowiek - ilością przedsięwzięć, które podjął w swoim życiu mógłby obdarzyć kilkanaście innych osób i każda z nich byłaby wciąż bardzo zajęta. Nieprawdopodobne pomysły, werwa, fantazja, niespożyty zasób energii, waleczność - to chyba te określenia najlepiej pasują do Jacka Jaśkowiaka, prezydenta Poznania, który teraz swoje zdolności  i doświadczenie pożytkuje na rzecz miasta. PiS-owi jest z nim nie po drodze, to jasne. W czasie lektury tych wywiadów, cały czas zastanawiałam się jak będą próbowali mu się dobrać do skóry. Bo, że nie odpuszczą, to jest oczywiste. Jacek Jaśkowiak, jako wytrawny biznesowy gracz i negocjator, wytrąca im trochę broń z ręki, niesamowicie obnażając swoje życie prywatne, które umówmy się, do najbardziej sztampowych nie należy. Tym samym haki obyczajowe na siebie, ujawnia sam. Życie pokaże. Kibicuję mu bardzo: dzięki takim ludziom nasze miasta i społeczności mogą być inne, lepsze. 

Polecam!

Moja ocena: 5/6


czwartek, 16 listopada 2017

Ewa Winnicka "Milionerka", "Był sobie chłopczyk"

Galeria antypatycznych postaci, czyli dwa reportaże Ewy Winnickiej. 



Autor: Ewa Winnicka 
Tytuł: "Milionerka. Zagadka Barbary Piaseckiej - Johnson" 
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, marzec 2017

Pragnęłam z całego serca, żeby w końcu dobrnąć do końca reportażu. Przyznaję, że nie interesowałam się wcześniej zbytnio życiem tej kobiety. Ale książka miała świetne recenzje, dostałam ją w prezencie, więc czemu nie. Natomiast moja antypatia do pani Barbary pogłębiała od pierwszej do ostatniej strony. "Kim była Barbara Piasecka - Johnson? Kochającą męża wielką kolekcjonerką i filantropką czy przebiegłą łowczynią majątków?" - pyta Wydawca w opisie na okładce. Z obrazu stworzonego przez Ewę Winnicką nie wyłania się wyrachowana, bezkompromisowa i podstępna zdobywczyni milionerów. Według mnie trafiły po prostu wysokie aspiracje i brak skrupułów na podatny grunt. Nie każdy przecież bogacz poślubia swoją pokojówkę. Zaryzykowałabym nawet twierdzenie, że większość jednak tego nie robi. Dla mnie reportaż pokazuje bardzo biedną, choć niewyobrażalnie bogatą kobietę. Biedną, bo mimo ogromnego majątku nigdy tak naprawdę nie poczuła się dobrze w swoich wyższych sferach, biedną, bo uważała, że za pieniądze wszystko i wszystkich może kupić, biedną bo ze swoimi kompleksami i sposobem myślenia pozostała prostą, wiejską dziewczyną. Ameryka, w której mieszkała ciągle była dla niej wyznacznikiem czegoś lepszego, dlatego tak łatwo było ją oszukać. Ufała bezkrytycznie swoim amerykańskim doradcom , którzy prawdopodobnie żerowali na niej i jej naiwności. Dyskredytowała polskich fachowców doradzających w sprawie dalszych losów jej kolekcji sztuki. Miotała się. Nie miała pomysłu na poradzenie sobie z takim ogromnym majątkiem. Włączała się w rozmaite przedsięwzięcia bez żadnego planu i sensu. Pragnęła otaczać się innymi sławnymi i bogatymi ludźmi, ale robiła z siebie pośmiewisko, poczynając od odpustowego pałacu Jasna Polana, poprzez zatrudnianie tylko kucharzy i fryzjera z Polski, a kończąc na ciągłych obsesjach o Rosjanach. Jak napisał jeden z dziennikarzy, odwiedzający posesję Barbary, gdy jego współpracownik znalazł się w zasięgu jednej z kamer przemysłowych: "Poczułem się jak w Roku 1984 Orwella i zrozumiałem, że ci ludzie nigdy nie wyzbyli się komunistycznej mentalności. Ten bratanek, który nigdy niczego nie dokonał, i Barbara - oboje. Pod koniec życia wróciła do swoich chłopskich przyzwyczajeń, jej życie to epicka porażka. Nie chcę nikogo obrażać, wiem, że Chopin był Polakiem, ale jest coś ponurego w tej kulturze. Cholernie destrukcyjnego." Ale nie mam dla bohaterki zbyt wiele współczucia. Pomiatała wszystkimi, zarówno tymi którym płaciła (na przykład za nauczenie jej dobrych manier), jak i tymi, którym pomagała. Narzucała "współpracę" na własnych warunkach, a raczej wg własnych kaprysów, kończyła w tym samym trybie. Jej pogarda dla ludzi, jej przekonanie, że pieniądze dają jej prawo do pomiatania innymi, albo uszczęśliwiania ich wg własnego pomysłu, plasują ją naprawdę wysoko w kategorii osobowość odpychająca. Tyle o Barbarze. Imponująca jest galeria nazwisk przewijających się w reportażu. Pytanie oczywiście otwarte: które postacie kręciły się w towarzystwie Barbary Piaseckiej - Johnson bezinteresownie. 

Moja ocena: 4.5/6











Autor: Ewa Winnicka 

Tytuł: "Był sobie chłopczyk" 

Wydawnictwo Czarne, październik 2017

A to reportaż, po którym człowiek dociera do końca przymiotników... Zupełny brak słów, żeby to opisać. Dlatego Ewa Winnicka sięga po prosty język, krótkie zdania i przedstawia fakty. Szymon z Będzina, to dziecko, którego sprawą żyła cała Polska, znaleziony martwy w stawie, ślicznie ubrany i przez nikogo nieposzukiwany. Sprawców, którymi okazali się rodzice, udało się ustalić dopiero po dwóch latach, dzięki sąsiadce, która w końcu zadzwoniła na policję. Przez ten czas rodzice cały czas pobierali na Szymona zasiłki, jak również byli z nim raz na szczepieniu (!!!). Okazuje się, że w Polsce dziecko może po prostu wyparować. Jak to zwykle bywa: wszyscy wszystko zrobili dobrze, każdy postępował zgodnie z procedurami, a mordercy dwa lata pobierali zasiłki na martwe dziecko i opiekowali się dwójką innych. System bywa zły albo niedoskonały. Zastanawia mnie tylko czy coś od tego czasu się zmieniło, czy ktoś wpadł na pomysł, że należy przejrzeć procedury, skoordynować dane służby zdrowia, opieki społecznej, policji itd., żeby następnym razem szybciej ustalić "wyparowanie" dziecka z systemu. Bardzo ciekawym aspektem tego reportażu jest pokazanie pracy policji. Okazuje się, że codzienność to nie jest jeżdżenie szybkimi samochodami i widowiskowe łapanie przestępców. To żmudna, drobiazgowa i nudna praca, na której efekty czasami trzeba długo czekać, a czasami nie ma ich wcale, np gdy przypuszczenia i obrane kierunki poszukiwań okazują się nietrafione. Czasami media mówią, że policja miała szczęście, bo coś tam się udało, a tymczasem okazuje się, że za tym "szczęściem" stały setki sprawdzonych rodzin, które posiadają dziecko w odpowiednim wieku, setki rodzin, które np nie posłały dzieci na szczepienia w wyznaczonym czasie, tony sprawdzonej dokumentacji, żeby ustalić jaki sklep, w jakiej miejscowości rozprowadzał daną partię produkcyjną odzieży itd. itd. I tysiące sprawdzonych anonimowych listów, telefonów, maili z których jeden okazał się w końcu prawdziwym. 
A teraz o najstraszniejszej części tego reportażu, czyli o rodzinie z której pochodziło dziecko. To jest po prostu czarna dziura, rozpacz bez dna i załamanie na całej linii. Matka Szymona zostawiła (dosłownie) swoją piątkę małych jeszcze dzieci, żeby zacząć życie z nowym mężczyzną. Wyszła na zakupy i nie wróciła. Jej nowa rodzina przez długi czas nie miała nawet pojęcia o ich istnieniu. Pomijam to, pomijam również w jaki sposób rodzice się odzywali do Szymona, czego od niego oczekiwali itd., ale tego jak mogli słuchać płaczu (wycia!) zwijającego się z bólu dziecka przez kilka dni, nie jestem w stanie zrozumieć. Szymon zmarł w wyniku uderzenia w brzuch. A rodzice nie pojechali z nim na pogotowie, bo się bali konsekwencji. Zero empatii, zero uczuć. Wydarzenia, których wyobraźnia normalnego człowieka nie obejmuje. Rodzice przez dwa lata kiwali system i pobierali zasiłek - to jeszcze ogarniam, ale przez dwa lata wmawiać jednej babci, że dziecko jest u drugiej i odwrotnie, to już mnie przerasta. Dziadkowie przez tak długi czas nie widzą wnuczka i wszystko im gra. Dodam, że matka ojca Szymona bywała u nich regularnie. Telewizja pokazywała zdjęcia chłopca bez przerwy - nikt nie skojarzył z niewidzianym wnuczkiem, dzieckiem ze żłobka, sąsiadem z dołu? Rozpacz i bezradność... 
Ewa Winnicka przytacza w reportażu wypowiedź jednego z policjantów, ojca małego dziecka, który tworzył kordon oddzielający matkę Szymona wychodzącą z sądu, od tłumu gotowego ją rozszarpać: "aż chciałoby się czasami rozluźnić ten kordon..." No chciałoby się... 

Moja ocena: 6/6 



wtorek, 7 listopada 2017

Julian Fellowes "Czas przeszły niedoskonały"


Autor: Julian Fellowes 
Tytuł: "Czas przeszły niedoskonały" 
Wydawnictwo Marginesy, marzec 2017 


Powiedzieć, że mam ostatnio szczęście do książek, to nic nie powiedzieć. Wszystkie wolne chwile poprzedniego tygodnia spędziłam pochłonięta bez reszty przez "Czas przeszły niedoskonały". Obrzydliwie bogaty, żyjący samotnie Damian Baxter leży na łożu śmierci i zdaje sobie sprawę, że nie pozostało mu już wiele czasu. Umierający mężczyzna ma przekonanie, że 40 lat temu spłodził potomka, czego dowodem ma być anonimowy list od kobiety. Za wszelką cenę postanawia go odnaleźć. Ze względu na chorobę nie może zrobić tego sam, a jedyną osobą, która jest w stanie te poszukiwania rozpocząć, wydaje się narrator powieści, obecnie pisarz i zacięty wróg Damiana. Tylko on zna wszystkie pięć kobiet, z którymi bogacz przespał się w tamtym czasie i podejmuje się tego zadania. Tak naprawdę próby ustalenia, kto może być matką, to tylko element spinający powieść, której akcja toczy się równolegle w 1968 w czasie tzw. Sezonu, kiedy to odbywają się bale debiutantek (młode dziewczyny wkraczają w życie towarzyskie, gdzie mają szansę na poznanie odpowiedniego mężczyzny, a w efekcie na dobre zamążpójście) i w 2008 roku, gdy narrator spotyka się ze wszystkimi kobietami z listy Damiana. Ogromnie ciekawe zestawienie odległych o 40 lat rzeczywistości. Poznajemy młode arystokratki, u progu dorosłego życia wraz z ich oczekiwaniami, marzeniami, naiwnością oraz wygórowanymi aspiracjami (głównie ich rodziców). Wszystko to w snobistycznym świecie angielskiej wyższej sfery w przededniu jej powolnego upadku w obliczu nadchodzących nowych czasów, w których arystokraci mogą już tylko uchodzić za śmieszny skansen. Weryfikacją tych oczekiwań są spotkania po 40 latach. Wiadomo już, że życie większości bohaterów nie potraktowało łaskawie. Niektórzy co prawda zmienili się na lepsze i osiągnęli więcej niż początkowo się można było spodziewać, ale spora część musi się jednak przyznać do porażki. Arystokracja śmieszy - świat bufonów z ich pozorami, tytułami, hipokryzją i pozycją towarzyską, która jest wszystkim. Bale, koktajle, kolacje, śniadania, wystawianie siebie na pokaz. I oto nadciąga nowe: ludzie, którzy mogą zarobić duże pieniądze bez wysoko postawionego tatusia, dzięki własnej pracy (tak pogardzanej przez klasę wyższą). Jeszcze są niemile widziani w arystokratycznych sferach, ale już widać, że to do nich będzie należeć przyszłość. Autor momentami opowiada o odchodzących czasach z nutką nostalgii. Zwłaszcza żałuje, że zatraceniu ulegają zasady dobrego wychowania, umiejętność panowania nad sobą i niewywlekania wszystkich brudów na pierwsze strony tabloidów. Ale poza tym, chociaż zanurzony w życiu wyższych sfer, patrzy na nie krytycznie, a momentami otwarcie się naśmiewa. 
O przyjemności lektury w dużym stopniu decyduje poczucie humoru Autora. Błyskotliwe dialogi i zjadliwe uwagi co chwila powodują u czytelnika wybuchy śmiechu!

Świetna powieść!

Gorąco polecam!

Moja ocena: 6/6


W szerszym kontekście o powieści pisze Wojciech Orliński


czwartek, 26 października 2017

Petra Soukupova "Pod śniegiem"

Autor: Petra Soukupova
Tytuł: "Pod śniegiem" 
Wydawnictwo Afera, styczeń 2017

Po drugiej powieści Petry Soukupovej zdecydowanie mogę potwierdzić, że jest ona specjalistką i mistrzynią od krojenia rodziny, wywlekania emocji i robienia z tego wybuchowego mixu. Wszystko, co Autorka opisuje, jest przyziemne i prozaiczne. Akcje i wydarzenia nie obfitują w fajerwerki, kluczowe momenty czy nieoczekiwane zwroty. Na dramaty codzienności składają się codzienne powtarzalne czynności, czyli otrzymujemy życie po prostu. 
"Pod śniegiem" to historia jednego "rodzinnego" dnia. Trzy siostry wraz ze swoimi rodzinami (jedna z trójką dzieci i psem, druga z synem, trzecia sama) pakują się do auta i jadą do rodziców świętować urodziny taty. Autorka zaczyna od przedstawienia poranka każdej z sióstr. I ja już na samym wstępie padam z zachwytów. Olga z synkiem wstają rano w sobotę i przed wyjazdem na rodzinną imprezę mają jeszcze mnóstwo planów i mnóstwo optymizmu przed nadchodzącym dniem. A potem jesteśmy świadkami mistrzowskiego opisu jak wszystko się rodzicowi (Oldze) rozsypuje. Tak jak pisałam wcześniej - żadnych dramatów - po prostu: czynność po czynności dzień się zawala a optymizm ulatnia: nie takie spodnie, złe buty, inna bajka, zły stolik w kawiarni, niedobre ciastko, nie chcę się ubierać, nie zejdę, nie wejdę, nieeeeeeeeee itd. Kto będąc rodzicem nie ma takich doświadczeń, jest szczęściarzem. U bezdzietnej siostry zresztą też nie lepiej, chociaż problemy inne. 
Gdy całej trójce wraz z potomstwem uda się w końcu wsiąść do samochodu, oprócz bieżącej akcji (czyli kto gdzie siedzi w samochodzie i dlaczego, czy można otworzyć okno czy nie, kto może grać na tablecie, a kto nie itd. itd. itd.) śledzimy także myśli sióstr na temat tego, co się aktualnie dzieje i oczywiście, jak to w życiu, okazuje się każda na pewno lepiej by sobie poradziła w sytuacji dwóch pozostałych. Ponieważ wszyscy są wykończeni swoim porankiem, w aucie ścisk, padają jakieś zaczepne słowa, a potem już leci po całości... dzieciństwo, kto miał obowiązki, a kto nie, kto był ulubienicą rodziców, a kto nie, kto miał lżej, kto ciężej i dlaczego. Akcja przeplatana jest też opowieścią mamy - co daje czytelnikowi szerszy obraz sytuacji. 
"Pod śniegiem" to fantastyczna proza! Zatapiamy się w nią od samego początku i pozostajemy wciągnięci aż do końca. Autorka przedstawia codzienność prozaicznie do bólu, wszystko rozpisuje na szczegółowe czynności, pozwalając nam razem z bohaterami babrać się w emocjach. Nie jest to historia wesoła, ale bliska realności i niesamowicie ciekawa! Mamy punkty widzenia mamy trójki sióstr oraz ich samych: najstarszej Olgi, która robi karierę i samotnie wychowuje syna, środkowej Blanki, która nie pracuje tylko zajmuje się dziećmi, domem i psami, najmłodszej Kristyny, samotnej wolnej duszy, uwikłanej w związek z żonatym mężczyzną. Każda z tych osób ma swoje racje, przekonania i pomysły na rozwiązanie problemów (zwłaszcza innych). 

Rewelacja!!!

Moja ocena: 6/6


środa, 25 października 2017

Anna Kańtoch "Czarne", "Niepełnia"

Anna Kańtoch z impetem wkroczyła do grona moich ulubionych pisarek i zapowiada się, że pozostanie tam na długo. 
Jej ostatnia książka "Niepełnia" powoduje jednak u mnie totalną niemożność złożenia kilku słów w sensowne zdania i napisania jakiejś krótkiej recenzji. To proza bardzo wymagająca, z niesamowicie poszatkowaną historią, gdzie duża część pozostawiona jest dodatkowo domysłom czytelnika. Podobnie jest z powieścią "Czarne". Obie bardzo mi się podobały, ale w temacie recenzji odsyłam do tego, co znalazłam w sieci. Tak będzie lepiej. :-)

Autor: Anna Kańtoch
Tytuł: "Niepełnia" 
Wydawnictwo Powergraph, wrzesień 2017


Świetna recenzja na blogu:












Autor: Anna Kańtoch
Tytuł: "Czarne" 
Wydawnictwo Powergraph, wrzesień 2012

Bardzo dobra recenzja ze strony:


piątek, 6 października 2017

Petra Soukupova "Zniknąć"

Autor: Petra Soukupova
Tytuł: "Zniknąć"
Wydawnictwo Afera, luty 2012

Na okładce nowej książki Petry Soukupovej "Pod śniegiem", przeczytałam  o Autorce: specjalistka od krojenia rodziny. I to chyba najlepsze określenie jej prozy.
"Zniknąć" to trzy nowele rozkładające trzy różne rodziny na czynniki pierwsze. Nie są to opowieści o patologii, marginesie i totalnej degrengoladzie. Wszędzie spotykamy się ze zwykłą rodziną, w której na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku, a codzienność toczy się gładko i bez problemów. Normalne "refreny" poranków, popołudni i wieczorów, banalne czynności, które codziennie wykonuje każdy śmiertelnik. Zwykłe sytuacje: rodzeństwo się kłóci i bije, mama jest zmęczona, tata namiętnie uprawia sport i widzi w dzieciach potencjał na spełnienie swoich marzeń z młodości, siostra za dużo je i jest gruba, spędza godziny przed lustrem na poprawianiu urody, ktoś wraca do domu i śmierdzi od niego alkoholem, babcia przyjeżdża w odwiedziny i wie lepiej, bo za jej czasów itd. Wszystko toczy się normalnie. Bez zbytnich fajerwerków, ale też bez tragedii.  Tylko, że normalnie nie jest. Szybko się orientujemy, że to nie będzie historia rodzinnej sielanki. Zwykłe, codzienne czynności bohaterów zabierają nas w emocjonalny kocioł. Okropnie duszna atmosfera niewypowiedzianych wzajemnych pretensji i oskarżeń, zawiedzionych marzeń, przeszacowanych oczekiwań, codziennych zawiści, okraszona niełatwymi zmaganiami z rzeczywistością. Ciekawe jest to, że na zmianę opowiadają różni bohaterowie, w tym także dzieci, co czyni lekturę bardzo ciekawą. Nie ma tutaj spektakularnych przełomów akcji, nic się nie okazuje. Ale ta dołująca, zakłamana normalność rodzin jest powalająca. Książka świetna! Aczkolwiek nie jest to czytanie dla rozrywki i relaksu. Polecam tym, którzy lubią mocną, emocjonalną, trudną prozę. Dołuje! 

Moja ocena: 6/6