piątek, 5 października 2018

Elizabeth Strout "Trwaj przy mnie"


Autorka: Elizabeth Strout
Tytuł: "Trwaj przy mnie"
Wydawnictwo Wielka Litera, wrzesień 2018

Jeden z drugoplanowych bohaterów powieści - wypowiada takie słowa: "Prawdę powiedziawszy, obstawałbym przy tym, że nikt z nas nie posiada środka ciężkości. Powiedziałbym raczej, że w każdej minucie życia jesteśmy ciągnięci i popychani przez sprzeczne siły i że trzymamy się najlepiej, jak umiemy."

Czyż to nie jest jedna z największych, a jednocześnie najprostszych prawd naszego życia?!

W "Trwaj przy mnie" Elizbateh Strout zabiera nas do małej mieściny West Annet w Maine, w Nowej Anglii. Tam zaraz po studiach przyjeżdża objąć parafię młody pastor Tom Caskey wraz ze swoją żoną. Szybko zaczyna się świetnie dogadywać z mieszkańcami, wygłasza porywające i pasjonujące kazania, a wierni go uwielbiają. Jego młoda żona, modna i "światowa" kobieta nie za bardzo dogaduje się z miejscową społecznością: nie bierze udziału w zebraniach żadnych lokalnych klubów i towarzystw, nie chce prowadzić kółka modlitewnego. Ale życie biegnie swoim torem, wkrótce na świat przychodzą dwie córki i wszystko toczy się gładko do momentu, gdy pastorowa dzwoni na plebanię z informacją, że nie wie, gdzie jest. To początek choroby, której nazwy się wtedy nie wypowiadało. Niebawem Tom Caskey zostaje sam z córkami. Załamanie i nawarstwiające się problemy, powodują, że przestaje spełniać oczekiwania społeczności. A ponieważ wydaje się złośliwy i niemiły, mieszkańcy w obliczu wszechogarniającej nudy, paskudnie długich zim i ciągłego mroku, zaczynają wymyślać niestworzone rzeczy na jego temat. Tutaj oczywiście mistrzostwo Autorki osiąga wyżyny: warstwa po warstwie zdziera z prawych obywateli ich maski.
Ale dla mnie "Trwaj przy mnie" to przede wszystkim opowieść o prawdziwym, szczerym spotkaniu z drugim człowiekiem, które jest możliwe tylko wtedy, gdy się otworzymy, gdy nie będziemy udawać kogoś, kim nie jesteśmy, gdy również od innych nie będziemy wymagać udawania i póz. I to jest bardzo trudne. Bo zawsze łatwiej stylizować się na bohatera, niż stanąć odartym ze wszystkiego i przyznać, że się sięgnęło dna (czymkolwiek to dno jest). 
To jest chyba ostatnia z książek Elizabeth Strout przetłumaczona na polski (aczkolwiek druga w jej karierze), więc przeczytałam ją po prostu dlatego, że uwielbiam tę Autorkę. Po lekturze przejrzałam też pobieżnie recenzje i zaszokowało mnie to, że spora część czytelników uważa, że powieść jest nudna, wlecze się przez 300 stron i nic się nie dzieje. Dla mnie tam dzieje się wszystko. Codzienna nuda West Annet aż buzuje skrywanymi emocjami, poszukiwaniem sensacji (na miarę West Annet oczywiście), niespełnionymi oczekiwaniami i uniwersalną dla wszystkich potrzebą miłości i zrozumienia. Fantastyczna!

Gorąco polecam!
Obiektywna nie jestem, bo uwielbiam Elizabeth Strout 😏

Moja ocena: 6/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz