środa, 27 września 2017

Magdalena Rittenhouse "Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero"

Autor: Magdalena Rittenhouse
Tytuł: "Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero"
Wydawnictwo Czarne, listopad 2013

Czasami jest tak, że książka musi poczekać na swój najlepszy czas. Mam wrażenie, że dokładnie to przytrafiło się "Nowemu Jorkowi" Magdaleny Rittenhosue u mnie w domu. Czekała na swoją kolejkę prawie cztery lata i zawsze mi było jakoś nie po drodze z nią. Do ostatniego weekendu, kiedy w niedzielę wieczorem, po powrocie z Nowego Jorku kładłam na półce z przewodnikami mapę nowojorskiego metra. Książka wpadła w moje ręce, pomyślałam: "a właściwie dlaczego nie teraz" i zatonęłam w niej. Świetna! I wcale tym razem, że nie żałuję, że nie zapoznałam się wcześniej. Fajnie się czyta o miejscach, w których się było, po których się chodziło, które można było odczuć własnymi zmysłami.
Magdalena Rittenhouse opowiada o tym szalonym mieście Nowym Jorku i robi to rewelacyjnie! Powiedziałabym nawet, że odkrywa dla mnie na nowo jego czar. Po kilku wizytach, po których w mojej umęczonej duszy i ciele pozostały głównie niezapomniane wrażenia z poruszania się z wózkiem syficznym metrem, wystawione środkowe palce innych kierowców w moją stronę (przyczyna: Nowy Jork), jazda po Manhattanie (przy której kierowcy w Shanhaju to prawdziwe, uprzejme mięczaki) i mówiący wszystko, stary dowcip o nowojorczykach: "ilu nowojorczyków potrzeba do wkręcenia żarówki? Nie twój zasrany interes", jest szansa, że polubię to miasto na nowo. Po ostatnim weekendzie z koncertem Depeche Mode w Medison Square Garden i książce Magdaleny Rittenhouse patrzę znowu na Nowy Jork łaskawym okiem. :-)
Wszystkie dotychczasowe wizyty były takie przelotne, w biegu. Nie miałam czasu na zapoznanie się z tym wszystkim, co nie jest na szczycie atrakcji turystycznych. Ale kolejna, mam nadzieję, będzie spokojniejsza.
Magdalena Rittenhause pisze o historii miasta, jego najważniejszych miejscach, przemianach, którym były poddane. Ale najpiękniej ujmuje ducha Nowego Jorku, miasta imigrantów, miasta marzycieli, miasta szaleńców i wizjonerów, miasta, "w którym wszystko przez kwadrans się starzeje i wychodzi z mody". I opowiada o tym fantastycznym językiem. Niektóre fragmenty czytałam po dwa razy, żeby napawać się tekstem. "Myślę o ludzkiej cierpliwości i wytrwałości, o nadziei, która wbrew rozsądkowi każe zabierać się do najbardziej beznadziejnych przedsięwzięć, o pokorze, która pozwala się zadowolić powolnymi zmianami tam, gdzie zdawałoby się, potrzebne są dynamit i rewolucja, o harcie ducha, który daje siłę, by co dzień rano wstać z cuchnącego materaca i zacząć od nowa. [...] Przyglądam się widocznym w oddali wieżowcom i myślę o skali ludzkich marzeń oraz działań."
"Co sprawiło, że to miasto jest tak piękne i intensywne? Patrząc na feerię świateł, uświadamiamy sobie - i rzadko chyba kiedy odczuwa się to równie wyraźnie - z jak wielu projektów, ambicji i dążeń zostało zbudowane. W budynkach z kamienia, metalu i szkła leżą poukładane jedno obok drugiego ludzkie pragnienia i tęsknoty. Spowite w kruche i niepewne sny, ale jak najbardziej realne."
Magdalena Rittenhouse opisuje miejsca i wizjonerów, którzy je stworzyli. 
Chociażby Central Park. Jak pisze Autorka, jego istnienie na tym najdroższym na świecie skrawku ziemi zakrawa niemalże na cud. Dzisiaj jest sercem Nowego Jorku, czymś co definiuje miasto. Ale wiele lat temu ktoś musiał wpaść na szalony pomysł zbudowania miejskiego parku dla wszystkich - i biednych, i bogatych i to na tak wielkim terenie. Jeden z jego twórców Andrew Downing mówił: "Trudno nawet uznać, że to, co się nazywa w Nowym Jorku parkami, stanowi przeprosiny za ich brak. To jakieś marne skwerki albo padoki." A teraz mieszkańcy i turyści w Central Parku spędzają chwile wytchnienia w dniu pełnym obowiązków, albo w biegu zwiedzania. 
Magdalena Rittenhouse podarowała nam prawdziwą perełkę. 

A następna moja wizyta z pewnością obejmie: 

The New York Public Library  (Guide to library)
Strand Book Store
High Line Park

Moja ocena: 6/6

piątek, 8 września 2017

Anna Kańtoch "Wiara"

Autor: Anna Kańtoch 
Tytuł: "Wiara" 
Wydawnictwo Czarne, czerwiec 2017

Miałam się chwilę wstrzymać z drugim kryminałem Anny Kańtoch, ale po doskonałej "Łasce" nie za bardzo mogłam. I nie zawiodłam się. "Wiara" wciąga od początku do końca. Pytaniem wielu czytelników , przewijającym się w recenzjach, było czy "Wiara" dorównuje "Łasce". Jakby musiała, albo jakby książki ze sobą o coś rywalizowały. Dla mnie to przede wszystkim rewelacyjna proza! Nie wiem czy lepsza, czy gorsza. Bardzo dobra po prostu! Podobne klimaty, podobna prozaiczna rzeczywistość, podobni prości bohaterowie. W "Wierze" bardziej podobało mi się "nieprzekombinowanie" historii. 
Anna Kańtoch w nieprawdopodobny sposób potrafi odmalować społeczności, oddać atmosferę małych, klaustrofobicznych miejscowości, do których świat zagląda w ostatniej kolejności. Akcja "Wiary" rozgrywa się w 1986 roku Rokitnicy, niewielkiej, górskiej wiosce, do której latem przyjeżdżają letnicy. W lipcu 86 jest też sporo aktywistów, protestujących przeciwko budowie w pobliżu elektrowni atomowej. Mieszkańcy pamiętają starą przepowiednię, że "zło przyjdzie ze wschodu". I niektórzy z nich bardzo mocno w to wierzą, zwłaszcza, że jest przecież lato po wybuchu reaktora w Czarnobylu. W Rokitnicy wszyscy się znają, sporo mieszkańców jest ze sobą spokrewnionych, ludzie niechętnie witają obcych i pilnie strzegą starych miejscowych sekretów. Społeczność zostaje poruszona, gdy na torach proboszcz znajduje ciało młodej dziewczyny. Do śledztwa przydzielony jest kapitan Witczak, który wraz z miejscową milicją stara się schwytać sprawcę. Swoje dochodzenie prowadzi też ksiądz, który próbuje odkryć dlaczego Rokitnica nazywana jest przeklętą parafią i czy to ma coś wspólnego ze zbrodnią. Ale on, ciągle przez miejscowych uważany za obcego, chociaż jest już w wiosce ponad cztery lata, też nie może przebić się przez zmowę milczenia. 
Duszne lato, duszny klimat opowieści, wrażenie, że wszyscy kłamią, bo nie chcą, żeby przy okazji wyszły na jaw ich brudne sekrety, wciągają tak, że trudno się oderwać od lektury. I język Autorki - prosty, ale taki, że czytelnik naprawdę czuje nędzę tego komisariatu i ten smród zdechłej myszy. (W powieści jest rok 1986, ale po wizycie jakiś czas temu w łódzkim komisariacie nr 1 na Kościuszki, naprawdę nie jestem pewna, czy Anna Kańtoch nie inspirowała się tym miejscem, tworząc opisy komisariatu w Rokitnicy ;-) ). Do tego ciekawa, zagmatwana ale logicznie poukładana akcja i smaczki minionej epoki (to co również "Łasce" bardzo mi się podobało): milicja obywatelska, niebieski polonez, relacje milicja - kościół, nieodłączne papierosy i alkohol zawsze dobry na wszystko, stołówka w ośrodku z wszechwładnymi kucharkami, zupy mleczne z makaronowymi glutami... Jednym słowem literacka uczta!

Bardzo, bardzo polecam!

Moja ocena: 6/6

PS. Będzie więcej Anny Kańtoch, nie tylko "kryminalnej"!!! 

środa, 6 września 2017

Fiona Davis "The Address"

Autor: Fiona Davis
Tytuł: "The Address" 
Penguin Random Hause, sierpień 2017 

Tytułowy adres odnosi się do stojącego na 72 ulicy w Nowym Jorku budynku Dakota. Dzisiaj to jeden z najlepszych adresów w mieście. W XIX wieku, gdy go budowano, znajdował się na dalekich peryferiach, a ludzi wybierających tam apartamenty uważano za nie do końca zamożnych, z lekka może stukniętych, albo mających jakieś mroczne sekrety. Ms. Magazine zaprezentował książkę, jako pełną zwrotów akcji, zaskakujących wydarzeń i bardzo w tym przypominającą prozę Sarah Waters. Oczywiście porównanie do mojej ulubionej pisarki przesądziło finalnie o lekturze. "The Address" to powieść o budynku i dwóch zamieszkujących go kobietach. Jedna z nich to Sarah Smyth, która w 1884 roku zostaje "menadżerką" Dakoty. Kobieta podejmuje wyzwanie i przeprowadza się z Londynu, aby spróbować swoich możliwości w Nowym Jorku. Sto lat później w 1985 roku Bailey Camden bezrobotna i bezdomna architekta, tuż po odwyku alkoholowym wprowadza się do Dakoty, by nadzorować remont mieszkania swojej krewnej. Losy bohaterek nieoczekiwanie się "splatają". Na początku wydawało się, że "The Address" będzie taką sobie, obyczajową książką, ale akcja powieści bardzo ciekawie się rozwija, a fakt, że wydarzenia rozgrywają się w przedziale 100 lat od siebie, pozwala zaobserwować/porównać jakie "walki" kobiety musiały toczyć w swoich epokach. Obydwie bohaterki muszą zmierzyć się ze swoją przeszłością i odpowiedzieć sobie na pytanie kim są i skąd pochodzą. Mimo epoki, która je dzieli, kwestie przed jakimi stają, są zaskakująco podobne.
Zarówno Sarah jak i Bailey pragną rozwijać swoje kariery zawodowe i "chwytać" możliwości. Obydwie kobiety trafiają też w jakiś okresach swojego życia do zakładów zamkniętych. Próbują być niezależne, myśleć racjonalnie, nie powtarzać błędów z przeszłości... marzą o miłości. 
Bardzo ciekawie połączone losy bohaterek, nieprawdopodobne zwroty akcji, nutka tajemnicy, a także trochę bajki zapewniają dobre czytadło na kilka wieczorów. 

Moja ocena: 4/6 

A to Dakota dzisiaj: 9 września 2017