poniedziałek, 20 stycznia 2020

Tara Westover "Uwolniona. Jak wykształcenie odmieniło moje życie"

Autorka: Tara Westover 
Tytuł: "Uwolniona. Jak wykształcenie odmieniło moje życie"
Wydawnictwo Czarna Owca, sierpień 2019
Czyta: Julia Whelan 


Tara Westover urodziła się i wychowała w Idaho, w rodzinie mormonów jako jedna z siódemki rodzeństwa. Ojciec, religijny fundamentalista, był zbyt radykalny nawet dla swoich braci w wierze. Rodzina mieszkała z dala od innych domów, utrzymywała niewiele kontaktów towarzyskich i dążyła do pełnej "samowystarczalności" w obliczu nadchodzącego końca świata. Na to wydarzenie szykowali się nieustannie: budowali bunkry, gromadzili zapasy jedzenia i paliwa, w planach była też niezależna od rządu instalacja wodna i generatory prądu. Utrzymywali się głownie z pracy na złomowisku. Mama Autorki zbierała zioła i przyrządzała z nich "lecznicze" mieszanki. Była też nielegalną położną, pomagała przy porodach kobietom, które nie miały ubezpieczenia medycznego. Ojciec nienawidził rządu federalnego i wszystkiego, co rząd wspierał i fundował. Każdą instytucję centralną postrzegał jako siedzibę rządowych szpiegów. Generalnie świat według niego składał się z faszystów, agentów i socjalistów w Kalifornii. Alternatywą oczywiście był Bóg, który będzie prowadził i któremu należy ufać. Z tych przekonań wyrastała silna nienawiść do szkoły, lekarzy, antybiotyków, wszelkiego wsparcia ze strony instytucji publicznych. Z zawierzenia Bogu brały się też tak absurdalne pomysły jak wymontowanie z samochodu pasów bezpieczeństwa, podróżowanie w skrajnie niesprzyjających warunkach pogodowych (burze śnieżne) czy praca dzieci na złomowisku z ciężkim sprzętem, absolutnie bez żadnych zabezpieczeń. (Ilość wypadków w rodzinie była porażająca). Wszystko oczywiście w imię Boga.

Tara Westover nigdy nie chodziła do szkoły. Jej "edukacją" zajmowała się mama, oczywiście o ile nie było akurat nic pilniejszego do zrobienia w domu. Przyszedł jednak moment, gdy jeden ze starszych braci wyjechał się uczyć i zaczął gorąco namawiać do tego swoją młodszą siostrę. Autorka sama przygotowywała się do testów, a potem wyjechała na uczelnię. Jej edukacja była nieustanną walką - o przetrwanie i utrzymanie się, o uzupełnianie wiedzy, którą przyjmuje się, że każdy w wieku 17 lat ma, o zdobywanie informacji o tym JAK się w ogóle uczyć. Była to ścieżka pełna wyrzeczeń, wstydu, poruszania się po omacku. Tara Westover mimo swojego chronicznego braku umiejętności proszenia o pomoc i przyjmowania jej, wykorzystała możliwości, które przed nią postawiło życie. Miała szczęście spotkania na swojej drodze osób, które w jej imieniu prosiły o wsparcie, a tym samym umożliwiały jej uczenie się. Autorka własną bardzo ciężką pracą i przychylnością wybitnych profesorów skończyła uniwersytet w Cambridge, zdobyła stopień doktora, była też stypendystką na Harvardzie. 


Nie jest to jednak ckliwa ani motywacyjna opowieść o amerykańskim śnie z wydźwiękiem: patrzcie, jak się chce, to można. Dla mnie najciekawsze w tej książce było bardzo bolesne "odchodzenie" od rodziny, wyzwalanie się z ogłupiających prawd, które Autorkę ukształtowały, porzucanie przekonań ojca, wchodzenie na ścieżkę "grzechu" i łamania zasad, którymi każde dziecko przesiąka z racji dorastania w konkretnej rodzinie. Tara Westover zaczęła widzieć, że ludzie żyją inaczej: np. idą do lekarza jak są chorzy, biorą antybiotyki i środki przeciwbólowe, gdy jest taka potrzeba, a nawet przyjmują stypendia na naukę, gdy są do tego uprawnieni i szczepią się, żeby zapobiec chorobom, zamiast wierzyć, że Bóg ich poprowadzi. Skok z jednego świata do drugiego był czymś niewyobrażalnym. Ale wszystkie małe kroki, własne analizy i przemyślenia Autorki, doprowadziły ją do odejścia od rodziny. 
Drugim bardzo ciekawym wątkiem jest przemoc, jakiej Tara Westover doświadczała ze strony starszego brata i absolutne wyparcie się tego faktu przez matkę i ojca. Nikt nie był jej w stanie zapewnić ochrony, gdy tego potrzebowała, jak również nie udało się nakłonić rodziców, żeby przyznali, że wiedzieli o problemie. Trwałe, solidne, absolutne wyparcie mimo, że zarówno siostra, jak i Autorka, a także żona brata (ta jako bezsprzeczna, permanentna, aktualna ewidencja) doświadczały z jego strony brutalnej przemocy. Tara Westover jako ta, która nie chciała się wyprzeć własnych doświadczeń, została określona jako "przejęta przez szatana". Odcięcie się od brata i rodziny z tego właśnie powodu, też było jej ciężką wewnętrzną walką. Epizody, kiedy ciągle tam wracała z nadzieją, że być może tym razem jej nie zgnoi, naprawdę czytało się z bólem serca. Po przedłużających się stanach depresyjnych, niemożności studiowania i pisania, Autorka w końcu skorzystała z pomocy psychologa. 
Cały proces wchodzenia Tary Westover w "normalne" życie, pokonywania barier, zawstydzenia, nawiązywania kontaktów społecznych i  przyjacielskich, odkrywanie siebie, wychodzenia z "własnej jaskini", mówienie szczerze o sobie i swoim pochodzeniu, cała droga jaką przebyła, wszystko to budzi ogromny szacunek. 

Bardzo ważna lektura!
Polecam!

Moja ocena: 6/6



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz