środa, 28 czerwca 2017

Jon Ronson "Wstydź się"

Autor: Jon Ronson 
Tytuł: "Wstydź się" 
Wydawnictwo Insignis, kwiecień 2017

W którymś z numerów Wysokich Obcasów ukazał się wywiad o takim tytule: Jon Ronson, autor książki "Wstydź się!": Motłoch w internecie to jesteśmy my, a nie jacyś oni. Zabrzmiało interesująco. Po przeczytaniu rozmowy z Jonem Ronsonem byłam pewna, że ta książka to pozycja obowiązkowa, zwłaszcza dla użytkowników mediów społecznościowych i osób ogólnie aktywnych w sieci. Autor opisuje wstyd, jako jedną z najpotężniejszych sił, wpływających na ludzkie zachowania i decyzje. Publiczne zawstydzanie było powszechnie stosowaną karą, której cywilizowane społeczeństwa stopniowo zabraniały stosować w XIX - XX wieku. Wystawieni na publiczne upokorzenie ludzie mieli jednak tą przewagę nad współczesnymi użytkownikami Twittera czy Facebooka, że ich wina była wcześniej udowodniona w sądzie, mieli szansę przyprowadzenia świadków, odpowiedzenia na pytania i wyjaśnienia sytuacji. Tymczasem w mediach społecznościowych każda wypowiedź może się zakończyć hejtem i to nie tylko tym wirtualnym. Już historia przytoczona przez Autora w wywiadzie jest niesamowita: nudząca się na lotnisku, przed wylotem na wakacje do Afryki Południowej, Justine Sacco wrzuciła na Twittera żart, który był nieudolnym/źle sformułowanym, ale jednak tylko żartem na temat uprzywilejowanej sytuacji białych kobiet. Został opacznie odczytany jako obrzydliwy, rasistowski komentarz. Gdy niczego nieświadoma Justine wysiadła kilka godzin później z samolotu, jej twitta przeczytało ponad milion osób, ktoś czekał na nią na lotnisku, zrobił jej zdjęcie i wrzucił do sieci, musiała skrócić wakacje, bo ludzie bojkotowali hotele, w których się zatrzymywała, została zwolniona z pracy, prawie rok nie wychodziła z domu, wszystko przypłaciła depresją. Wylała się nie nią fala hejtu, od zwykłych ludzi, przekonanych, że robią coś dobrego, bo takie rasistki nie powinny funkcjonować w społeczeństwie. "Autorka afery" nie miała żadnej możliwości obrony. Nikogo nie interesowało, że nie ma poglądów rasistowskich, że to był niefortunny żart. Życie tej kobiety zostało zamienione w koszmar. Autor poznał Justine Sacco osobiście, spędził z nią wiele czasu, podobnie jak z innymi swoimi bohaterami, którym niefortunne wypowiedzi w sieci, zrujnowały życie. Jak mówi Jon Ronson w przytoczonym wywiadzie: "gdy jesteś oskarżony w internecie, nie masz żadnych praw". 
"Podobno internet jest stworzony dla nas. To najbezczelniejsze kłamstwo, jakie słyszałem. Lubimy myśleć o sobie jako o ludziach, którzy sami dokonują swoich wyborów, kierują się własnym gustem i sami dobierają sobie internetowe treści. Ale tak naprawdę nie chodzi tu o nas. Tu chodzi o wielkie korporacje, które kontrolują przepływ danych". I na tych danych zarabiają: na naszych kliknięciach, kreowaniu afer, napędzaniu ruchu na stronach czy to rzeczywistym, czy wyimaginowanym bohaterom lub "aferzystom". 
Problemem w mediach społecznościowych zawsze jest to, że są to to tylko wyrywki i fragmenty, odizolowane, bez kontekstu, przepuszczone przez filtr oceniającego, jego wizję świata, jego doświadczenie, jego wyobraźnię i jego ograniczenia. Cały kontekst pozostaje poza wiedzą użytkownika, albo jest przez niego tworzony na "potrzeby chwili", dopowiadany i często nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Dobrzy ludzie chcą robić dobre rzeczy i szkalują "winnych". "Zawstydzanie może być jak zniekształcające lustro w wesołym miasteczku -zwykłych ludzi zamienia w szkaradne monstra". Warto sięgnąć po książkę Jona Ronsona, żeby na przykładzie przedstawianych przez niego historii, to zrozumieć. "Wstydź się!" to moim zdaniem też fantastyczna lektura pomagająca uzmysłowić sobie, jak łatwo można zostać zmanipulowanym, nie tylko na Facebooku czy Twitterze. Mnie się już nie raz zdarzało czytać tekst, z którym się "absolutnie zgadzałam". Po czym po kilku dniach, pojawiała się do niego polemika i moje "absolutnie" trochę się chwiało. Jak mylne może być wrażenie po przeczytaniu postu na Facebooku albo po rzuceniu okiem na zamieszczone zdjęcie, przekonamy się po lekturze "Wstydź się!". A czyta się świetnie! Autor wciąga nas całkowicie w historie swoich bohaterów, a wszystko doprawia fantastycznym humorem. 

Polecam!

Moja ocena: 6/6


czwartek, 15 czerwca 2017

Elizabeth Strout "Anything Is Possible"

Autor: Elizabeth Strout
Tytuł: "Anything Is Possible"
Wydawnictwo Random House, kwiecień 2017

"Mam na imię Lucy" to wg Magazynu Książki najlepsza powieść 2016 roku w Polsce. Zgadzam się z tym, chociaż ogólnie uważam, że "naj" powinno przyznawać się co najmniej 20-30 pozycjom, wtedy byłoby "sprawiedliwiej". Ale wysoka lub najwyższa lokata "Mam na imię Lucy" we wszystkich możliwych rankingach jest jak najbardziej zrozumiała. Autorka w tym roku powróciła z "kontynuacją". W "Mam na imię Lucy" w ciągu pięciu nocy, kiedy bohaterka leży w szpitalu, a przy jej łóżku czuwa dawno niewidziana matka, dowiadujemy się o jej niezbyt szczęśliwym dzieciństwie. W "Anything Is Possible" Lucy Barton jest już uznaną pisarką, mieszkającą w Nowym Jorku, uczestniczącą w promocjach swoich powieści i spotkaniach autorskich. Przy okazji wydania wspomnień, wraca do swojej rodzinnej miejscowości Amgash, Illinois aby odwiedzić mieszkających tam ciągle brata i siostrę. Samej Lucy "niewiele jest w tych opowiadaniach". Poznajemy ją poprzez mistrzowsko zaprezentowane i splatające się ze sobą historie mieszkańców, z których każdy jakoś Lucy pamięta. Elizabeth Lowry w The Guardian napisała, że "to opowieść o zwykłych ludziach, poddanych nieprzeciętnemu cierpieniu, którym czasami udaje się to przetrwać". Poszczególni mieszkańcy Amgash mogą przeczytać swoje historie, odkryć nieznane fakty we wspomnieniach opublikowanych przez Lucy.
Elizabeth Strout jest "moim zeszłorocznym objawieniem". Główną zaletą jej prozy jest nieprzegadanie. Dawno nie czytałam czegoś tak oszczędnego w słowa, a jednocześnie tak dosadnie trafiającego w punkt. Ja, jako wielbicielka fikcji, ale jednak niezbyt odległej od rzeczywistości (co np uniemożliwia mi jakąkolwiek przyjaźń z fantastyką), doceniam w powieściach Autorki zanurzenie w prostej, przyziemnej codzienności tzw. "zwykłych ludzi" z ich problemami, rozterkami i czasami też radościami. Podoba mi się również to w jaki sposób Elizabeth Strout "wydobywa" dla czytelników historie swoich bohaterów. Dużo wątków nie jest przedstawionych wprost, trzeba je sobie posklejać z różnych kawałków, aby otrzymać całość, niekiedy powalającą.


Gorąco polecam!!!



Moja ocena: 6/6

Magda