wtorek, 28 września 2021

Kazimierz Bem "Amerykańskie milionerki"


Autor: Kazimierz Bem

Tytuł: "Amerykańskie milionerki"

Wydawnictwo Poznańskie, sierpień 2021

Świetna, dowcipna i bardzo interesująca książka historyczna o Amerykankach epoki Gilded Age (1865-1917 w USA) i belle epoque (1870-1914 w Europie). W Nowym Świecie rodziły się i pomnażały zawrotne fortuny, tymczasem w Europie podupadały ogromne majątki arystkoratów. 

Bajecznie bogate młode Amerykanki były świetną partią dla zubożałych angielskich czy fransuckich arystokratów. Przez długie lata postrzegane jako głupie, naiwne i szukające tytułów, doczekały się częściowo należengo im miejsca w historii. "Przez wiele lat na takie związki patrzono z mieszaniną pogardy i seksizmu. W Europie uważano, że Amerykanki były głupie, nieokrzesane i to ich mężowie cierpieli katusze, które tylko trochę mogły im wynagrodzić milionowe posagi. [...] Pierwsze zmiany w psotrzeganiu bogatych Amerykanek nastąpiły w latch osiemdziesiąych i dziewięćdziesiątch XX wieku, gdy ocalałe pałace ich wnuków i prawnuków doczekały się pierwszych remontów. Wielu historyków sztuki zrozumiało, że gdyby nie amerykańskie miliony wpompowane w europejskie pałace i zamki u schyłku XIX wieku, dziś pałace Blenheim, Floors, Breteuil, Marais czy pałac w Żeganiu byłby ruinami, jeśli w ogóle istniały. Powoli zaczęto dostrzegać, jak wiele Amerykanek w tiarach było patronkami artystów takich jak John William Sargent, Philip de Laszlo, Maurice Ravel czy Manuel de Falla." 

Autor w książce przeplata rozdziały ogólnie nakreślające czytelnikowi Gilded Age (Nowy Jork, letnią siedzibę amerykańskich milionerów Newport, przyjęcia,bale, dobroczynność,skandale) z portretami dziesięciu wybranych dziedziczek bajecznych fortun, które wyszły za europejskich arystokratów. 

Każdy ze związków jest inny i niezwykle ciekawy, niestety większość z nich bardzo nieszczęsliwa. Na szczęscie dla Amerykanek, że nie przenosiły całych swoich majątków na mężów. W przypadku rozwodu, albo roztrwonienia przez małżonków wniesionego posagu, ciągle pozostawały zabezpieczone finansowo. 

Co najważniejsze, mimo dużei ilości faktów, historia w "Amerykańskich milionerkach" opowiedziana jest lekko i zabawnie, okraszona dużą ilością anegdot, a czytelnik wybucha co chwilę śmiechem. 

Z opowieści o "Mammie" Stuyvesant Fish (1853-1915) - kobiecie obcesowej i o ciętym języku: 

"Pewnego razu przywitała swoich gości słowami: "Czujcie się jak u siebie w domu - i wierzcie mi, nie ma osoby, która bardziej ode mnie by chciała, byście tam właśnie byli".  Albo do gościa przepraszającego za wcześniejsze wyjście: "Nie przepraszaj i pamietaj, że jeśli o mnie chodzi, żaden z gości nigdy nie wychodzi za wcześnie". 

Moją idolką wśród wszystkich dziesięciu bohaterek jest Anna Gould, Hrabina de Castellane, Księżna Żegańska. "Anna nie była piękna, wręcz przeciwnie  -  niska, z żółtawą niezdrową cerą, wyłupiastymi oczami i nadmiarem włosów na rękach i nogach. Brak urody rekomensowała wykształceniem, żelaznym charakterem i starannie skrywaną inteligencją". Jej przyszy mąż Boni de Castellane "Był rozwiązłym dandysen, którgo oczekiwania co do stopy życia i pozycji nie miały żadnego uzasadnienia w jego wykształceniu czy majątku". Postrzegał Annę wyłącznie przez pryzmat jej posagu, złośliwie się o niej wypowiadał, pragnął zrobić z niej produkt, by potem móc ją zaprezentować światu. Na szczęście Anna już na początku tego przykrego małżeństwa wykazała się zdrowym rozsądkiem i silną wolą. Nie zgodziła się przejść na religię męża - katolicyzm, bo nie byłaby w stanie się nigdy rozwieść. Gdy kilka lat po ślubie miarka się przebrała "Rano 26 stycznia 1906 roku jakgdyby nigdy nic rozmawiała z Bonim podczas śniadania i serdecznie go pożegnała, gdy wyszedł na debatę w Izbie Deputowanych. Kiedy wrócił wieczorem, zastał ciemny i pozbawiony całego wyposażenia pałac. Anna w ciągu czterech godzin spakowała i wywiozła wszystkie meble, zabrała dzieci i odłączyła prąd. [...] Rozwód, o który Anna wniosła natychmiast (pozostanie protestantką okazało się słuszne), oznaczał dla Boniego ruinę: finansową, towarzyską, polityczną i rodzinną."

Boni był prawdziwą kanalią. Zdradzał przyszłą żonę już przed ślubem, nie darzył jej żadnym szacunkiem i nieustannie źle się o niej wypowiadał. "Sędzia orzekający rozwód był tak zniesmaczony postępowaniem Boniego, że wymówił się od odczytania wyroku i zrobił to za niego pisarz sądowy". 

Ale teraz część najlepsza. I z góry uprzedzam, że nie jestem jakąś fanką robienia byłym mężom na złość, ale Boni naprawdę sobie zasłużył. Anna nigdy nie zgodziła się na jego rozwód kościelny, choć jej jako protestance nie robiło to żadnej różnicy. Sama prowadziła szczęśliwe życie z drugim mężem, ale przez 14 lata przy pomocy swoich prawników interweniowała  bardzo skutecznie, nawet u samego papieża, żeby Boni nigdy nie uzyskał rozwodu kościelnego. Gdyby Boni dostrzegł chociaż cząstkę inteligencji i żeleznej woli swojej najrzeczonej, być może nie skończyłby aż tak fatalnie, ale gdy zdał sobie sprawę, że nie poślubił naiwnej, głupiutkiej gąski, było już dla niego zdecydowanie za późno. 

Cała książka jest zbiorem równie fasycnujących historii. 

Gorąco polecam!!!

Moja ocena: 6/6


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz