piątek, 21 czerwca 2019

Michelle Obama "Becoming. Moja historia"


Autorka: Michelle Obama
Tytuł: "Becoming. Moja historia"
Agora, luty 2019


Bardzo krótko o tej biografii, bo przecież napisano już tony recenzji (tutaj w wydaniu uwielbianej przeze mnie Katarzyny Wężyk ). 
"Becoming. Moja historia" było absolutnym hitem wydawniczym, 750 tys. egzemplarzy sprzedanych w dniu premiery. To liczba, nawet jak na realia amerykańskiej skali, powalająca. Ale nie co dzień była Pierwsza Dama tego pokroju co Michelle, postanawia opowiedzieć o swoim życiu. 

Nie jest to arcydzieło w sensie literackim, ale książka oczywiście warta przeczytania z uwagi na Autorkę i jej historię. Po ośmiu latach spędzonych w Białym Domu, Michelle Obama w bardzo szczerej prozie przybliża nam swoją rodzinę, dzieciństwo, oszałamiającą ambicję i jeszcze bardziej oszałamiające cele, jakie sobie stawiała na każdym etapie życia. Typ wzorowej uczennicy, we wszystkim najlepszej. Obowiązkowa, sumienna, zawsze perfekcyjnie przygotowana. Jednocześnie jak sama przyznaje przez wiele lat po prostu dążyła do zdobycia jak najlepszego, prestiżowego wykształcenia i to się jej udało. Zwieńczeniem była praca w renomowanej kancelarii prawniczej, w której była min. mentorką swojego przyszłego męża i przyszłego Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jednocześnie przez ten cały czas nie udało jej się odnaleźć nic, co ją naprawdę pasjonowało. Albo raczej o tym zapomniała. Super jest oczywiście świetnie zarabiać i zamawiać sobie dostawy wyrafinowanych win do apartamentu, ale to się z czasem może znudzić. Tym, co nadaje życiu sens i uczucie spełnienia, jest pasja, poczucie sensu i misji. Na szczęście dla wszystkich i dla samej siebie Michelle nie bała się "zrobić kroku w tył" i zająć tym, co naprawdę wydawało się jej ważne. 
Michelle Obamę podziwiam absolutnie! A oto w kilku zdecydowanie niewyczerpujących całości tematu punktach, dlaczego: 
  • Za pozostanie sobą: pamiętanie zawsze skąd pochodzi, skąd się wywodzi, kim byli jej rodzice, jak ciężko pracowali na to, żeby mogła się uczyć i zostać w życiu kimś. 
  • Za zdawanie sobie sprawy z własnej uprzywilejowanej pozycji. (To cecha, którą bardzo cenię ludzi. Dużo osób twierdzi, że zawdzięcza wszystko sobie. Rzadko kiedy jest to prawdą. Michelle mimo, że pochodziła z niezamożnej rodziny, żyła w niezbyt dobrej dzielnicy Chicago, zawsze podkreślała, że i tak jest uprzywilejowana, bo może się uczyć, w przeciwieństwie do wielu dzieciaków wokół niej). Oczywiście znakomita większość jej przyszłych kolegów ze studiów, była w położeniu o 100% lepszym już tylko z racji miejsca urodzenia i koloru skóry.  
  • Za mówienie "pełnym głosem", pozostawanie z podniesioną głową, niekulenie się pod siebie, cokolwiek przykrego czy niesprawiedliwego ją spotykało. 
  • Za długotrwałe wspieranie dziewcząt z różnych środowisk, szkół etc. (Czyli nie jednorazowa akcja ze zdjęciem do gazet, bo ładnie wygląda, tylko rzeczywista długoletnia praca). 
  • Za przetrwanie dwóch kampanii prezydenckich swojego męża.  "Przez większość 2008 roku próbowałam nie przejmować się ciosami". 
  • Za godne spotkanie z Donaldem Trumpem i Melanią, oficjalne "przekazanie im Białego Domu". Podziwiam, bo Trump nieustająco szczuł na jej rodzinę, nie biorąc zupełnie pod uwagę tego, że jego nienawistne słowa, mogą być jak woda na młyn dla różnych szaleńców, gotowych tylko odpalić broń. (Zwłaszcza w kraju, w którym o pistolet czy karabin jest tak łatwo).
  • Za program mentorski oferowany dziewczętom z różnych środowisk, w którym mentorkami były współpracowniczki Białego Domu. 
  • Za program walki z otyłością, za ogromną kampanię społeczną w temacie odżywiania dzieci w szkołach, za zaangażowanie w temat firm dostarczających lunche, przekąski i napoje do szkół. 
  • Za przyjmowanie dzieci w Białym Domu. 
  • Za jeszcze, jeszcze, jeszcze więcej. 
  • Za dobrze rozumianą normalność. 


"Kariera męża pozwoliła mi z bliska przyglądać się mechanizmowi polityki i władzy. Wiedziałam, że garstka głosów oddanych w każdym okręgu może zaważyć nie tylko na tym, czy przejdzie ten czy tamten kandydat, lecz także na tym, który system wartości zatriumfuje. Jeśli w każdej dzielnicy kilkoro ludzi postanowi zostać w domu, ich decyzja może wpłynąć na to, czego nasze dzieci będą się uczyć w szkołach, jakie możliwości leczenia otrzymamy albo czy poślemy żołnierzy na wojnę. Głosowanie było zarówno proste, jak i niesamowicie skuteczne."



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz