piątek, 27 lipca 2018

Natalia Fiedorczuk "Ulga"

Autorka: Natalia Fiedorczuk 
Tytuł: "Ulga" 
Wydawnictwo Wielka Litera, maj 2018


Tytuł wyraża dokładnie to, co czułam, gdy skończyłam czytać... ulgę, że już koniec i że nie muszę się więcej męczyć. Czasami się zmagam z książkami, bo temat jest ciężki i trudno przebrnąć, ale za to opisany wybitnie, czuje się zmagania psychiczne bohaterów, ich walkę, coś się z lektury wynosi. Tutaj miałam wrażenie, ze Autorka coś próbuje zbudować, przypisać konsekwencje jakimś zdarzeniom, ale nie do końca jej to wychodzi. A po przeczytaniu kilku recenzji, mnie osobiście nasuwa się wniosek, że ktoś, kiedyś pierwszy opisał "co Pisarka miała na myśli", a potem większość poszła tym tropem. Ja też... chociażby dlatego, że na podstawie tych rekomendacji kupiłam "Ulgę". Nie ma co pisać, nie podobała mi się zupełnie... ehhhh. 
Poniżej jednak recenzje przychylne, skoro już sama nic dobrego napisać nie mogę: 


Moja ocena: 3/6




czwartek, 19 lipca 2018

Reni Eddo-Lodge "Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry"

Autorka: Reni Eddo-Lodge
Tytuł: "Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry"  
Wydawnictwo Karakter, maj 2018

Nie byłoby tej książki, gdyby nie wpis Autorki na blogu o tym, że nie będzie więcej rozmawiać z białymi o kolorze skóry. Wpis uzyskał nieprawdopodobną ilość reakcji, był udostępniany i szeroko komentowany. Autorka, paradoksalnie, zaczęła o kolorze skóry mówić więcej, a w końcu napisała książkę "podsumowującą" temat.
Bardzo ciekawa i uświadamiająca lektura.

"Biały przywilej to fakt, że jeśli jesteś biały, twoja rasa niemal na pewno wpłynie pozytywnie na bieg twojego życia w taki czy inny sposób. A ty przypuszczalnie nawet tego nie zauważysz.
Biały przywilej to jeden z powodów, dla których przestałam rozmawiać z białymi na temat rasy. Przekonywanie sceptyków o kamiennych obliczach nigdy nie było moją pasją. Koncepcja białego przywileju każe białym, którzy nie zachowują się jak rasiści, zmierzyć się  z własnym współudziałem w jego podtrzymywaniu. Biały przywilej to monotonne, uporczywe samozadowolenie. Oczywista rzecz na świecie, w którym drastyczną nierówność rasową uważa się za normę i zbywa wzruszeniem ramion."

Autorka wprowadzając czytelnika w temat "białego przywileju", pisze o uniwerslaności beli. Biały człowiek włączając telewizję, czytając kolorowe magazyny, przeglądając internet, widzi podobnych sobie ludzi. Pisarka wspomina, że kiedy miała 5 lub 6 lat zapytała się swojej mamy, kiedy w końcu przestanie być czarna i będzie biała. Jej skojarzenie było bardzo proste: w filmach wszystkie dobre osoby są białe, a podłe charaktery z reguły grane są przez czarnoskórych aktorów, więc skora Autorka uważała siebie za dobrą, liczyła na to, że pewnego dnia "zbieleje". 

"Zwłaszcza w kulturze afirmacja białości jako cechy pozytywnej jest tak rozpowszechniona, że przeciętny biały nawet jej nie zauważa i konsumuje ją bez sprzeciwu. Być białym znaczy być człowiekiem; biel jest uniwersalna. Wiem to tylko dlatego, że nie jestem biała". 

Bardzo ważnym pojęciem dla tej publikacji jest "rasizm strukturalny". Zdaniem Autorki znacznie groźniejszy od otwartego, jawnie wrogiego rasizmu różnych skrajnych organizacji nacjonalistycznych. Po nich przynajmniej wiadomo, czego się spodziewać. W książce przytoczone są dane z sondażu w ramach dorocznego przeglądu postaw, który pokazał wzrost odsetka osób, jawnie przyznających się do swoich rasistowskich postaw.

"Największy wzrost w tej grupie odnotowano wśród białych mężczyzn, specjalistów w swoich dziedzinach, w weku 35-64 lat, wysoko wykształconych  i dużo zarabiających. Tak właśnie wygląda rasizm strukturalny. Chodzi w nim nie tylko o osobiste uprzedzenia, ale także o zbiorowe rezultaty takiego, a nie innego nastawienia. Tego rodzaju rasizm ma moc drastycznego obniżania szans życiowych innych ludzi. Świetnie wykształceni, dobrze zarabiający mężczyźni to często właściciele nieruchomości, szefowie, prezesi, dyrektorzy czy rektorzy uczelni. Są to niemal na sto procent osoby na stanowiskach, które mają wpływ na życie innych. Osoby, które kreują kulturę organizacji. Na ogół nie chwalą się swoimi poglądami przed kolegami z pracy czy znajomymi, bo jawne rasistowskie zapatrywania są piętnowane społecznie. Ich rasizm jest skryty. Nie polega na pluciu na nieznajomych na ulicy. Kryje się w przepraszającym uśmiechu, z jakim tłumaczy się nieszczęśnikowi, że nie dostał pracy. Kryje się w tym szybkim ruchu nadgarstka, którym ciska się CV do kosza, ponieważ kandydat ma obco brzmiące nazwisko."

Natomiast próby zmniejszenia nadreprezentacyjności białych w instytucjach, korporacjach czy na uczelniach, tak by kierownictwo odwzorowywało rzeczywisty stan społeczeństwa spotykają się bardzo często z krytyką. Autorka pisze, że zawsze jak bierze udział w panelach dyskusyjnych, dotyczących kwot, pada sakramentalne pytanie czy to jest sprawiedliwe. "Czy kwoty nie oznaczają, że kobiety i ludzie o innym kolorze skóry niż biały cieszą się specjalnym traktowaniem, dostają fory niedostępne dla innych. [...]
Z uporem podkreśla się osobiste zasługi, dając do zrozumienia, że każde przeważająco białe kierownictwo w dowolnej branży znalazło się na szczycie dzięki wytężonej pracy i bez jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz, jak gdyby sama białość nie dawała forów, jakby nie pociągała za sobą tej swojskości, która sprawia, że prowadzący rozmowę kwalifikacyjną spogląda na kandydata przychylniejszym okiem. [...]
Sprzeciwianie się dyskryminacji pozytywnej, powodowane obawą, czy tę pracę dostanie najlepszy, zdradza jak w mniemaniu danej osoby wygląda talent i u kogo się przejawia. Gdyby obecny system działał prawidłowo, a praktyki rekrutacyjne umożliwiały wybór odpowiednich osób na każde stanowisko w dowolnych okolicznościach, wątpię czy aż tyle stanowisk przywódczych zajmowaliby biali mężczyźni  w średnim wieku."

Dla mnie kolejnym ważnym aspektem tej książki była kwestia feminizmu. Naiwnością jest sądzić, że feminizm zawsze reprezentuje wszystkie interesy wszystkich kobiet, bo jest to po prostu niemożliwe. Inne problemy i postulaty ma wykształcona, nowoczesna Dunka z Kopenhagi, inne mieszkanka Sudanu Południowego. Stąd będą i "różne feminizmy". Ale z założenia jest to ruch walczący o równouprawnienie i przeciwko wykluczeniom. Jeżeli ktoś jest czarną, homoseksualną kobietą, to w większości społeczeństw dotyka ją tak naprawdę potrójna dyskryminacja: ze względu na płeć, kolor skóry i orientację seksualną. Autorka pisze o "białym feminizmie":

"Kiedy feministki widzą problem w panelach dyskusyjnych z udziałem samych mężczyzn, ale nie dostrzegają go w programach telewizyjnych z udziałem samych białych, warto zastanowić się nad tym, w czyim imieniu tak naprawdę walczą." Dalej pisze o tym, że to nie brak odwzorowania społeczeństwa w wiadomościach, programach telewizyjnych itp. ją porusza, tylko "łatwość z jaką biali bronili swoich arcybiałych przestrzeni i stref. Siedzieli w nieprzeniknionej bańce, razem ze swoim feminizmem. Więcej: feministki, które rzekomo agitowały za lepszym światem dla wszystkich kobiet, miały w nosie czarnych, a co za tym idzie - kobiety o innym kolorze skóry niż biały. Równość płci domaga się interwencji, a rasa może siedzieć w kącie, zapomniana."

Prawie same cytaty, ale lepiej niż Autorka nie potrafię tego ująć po prostu. 

Bardzo ważna lektura!

Polecam!
Moja ocena: 6/6

środa, 18 lipca 2018

Katarzyna T. Nowak "Rok na odwyku"




Autorka: Katarzyna T. Nowak
Tytuł: "Rok na odwyku"
Wydawnictwo Literackie, kwiecień 2018

Córka znanej pisarki Doroty Terakowskiej opowiada o swoim czasie na odwyku, kiedy to w końcu po kilkunastu latach picia i brania tabletek, zdecydowała się wytrzeźwieć, czyli nie tylko żyć w abstynencji, ale też odbyć pełną terapię, nauczyć się radzić sobie z wyzwalaczami nałogu i normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Jaka trudna to walka, pokazuje fakt, że tylko cztery osoby w ciągu roku, kiedy Autorka była w ośrodku, zdołały ten odwyk ukończyć. 

Moja ocena: 4/6



piątek, 13 lipca 2018

Katarzyna Nosowska "A ja żem jej powiedziała..."

Autorka: Katarzyna Nosowska
Tytuł: "A ja żem jej powiedziała..."
Wydawnictwo Wielka Litera, maj 2018


Rozterki, rozterki, rozterki... 
Gdy dotarły do mnie, źródłami różnymi, pogłoski o internetowej twórczości absolutnie przeze mnie uwielbianej piosenkarki, byłam sceptyczna. A nawet więcej - bałam się obejrzeć te filmiki - do tej pory nie widziałam. Lękam się rozczarowań i zawodów pt.: po co uznana Gwiazda to robi. Podobnie było z książką. Powiedziałam sobie nie i już. Literatury jest dosyć na świecie. Niech Kaśka pisze piosenki i śpiewa.  
Ale potem przeczytałam wywiad z Katarzyną Nosowską w Tygodniku Powszechnym i powiem jedno: MEGA. Piosenkarka dużo opowiada o chęci pisania, o zbyt ograniczającej formie tekstów piosenek, o tym, że nie da się tam wyrazić wszystkiego  - chociaż ja i tak podziwiam co i jak udaje się wyrazić. Ale przede wszystkim we wspomnianym wywiadzie otwiera się mocno ze swoim życiem, lękami, zmaganiami. I szokuje! Ale jak to? To Katarzyna Nosowska też ma takie problemy? No okazuje się, że ma. Że sława, uznanie, osiągnięcia nie chronią przed najbardziej okrutną prozą życia. Wsparcie dla tych, którzy myślą, że sławni i bogaci wiodą bajkowy żywot.


Po tym wywiadzie stwierdziłam, że książkę kupię, chociażby po to, żeby wyłożyć złotówki i nabić sprzedaż. Ostatecznie nie ja to zrobiłam, bo dostałam w prezencie, ale... liczy się. 
Książka jest produktem marketingowym - to trzeba przyznać uczciwie - efekt poszukiwań wydawcy, co by tu nadrukować na papierze, żeby się dobrze sprzedawało - ewentualnie dodać trochę grafiki i lecimy... Tak jest, ale nie szkodzi. Felietony Kasi Nosowskiej czyta się bardzo dobrze. Mają różny ciężar gatunkowy: od zupełnie błahych do naprawdę poważnych. Pozwalają się pośmiać i zastanowić nad tym, w co wtłacza nas kultura i "normy" społeczne. Są napisane bardzo ładnym językiem. Chłonie się w 1,5 godziny.
Ale jest także totalny zgrzyt, który mi buczy w głowie, i buczy. W którymś z tekstów Autorka pisząc o "przyjaciółce" i swoim partnerze, podsumowuje temat jednym z najbardziej wyświechtanych, chamskich i seksistowskich tekstów świata: "jak suka nie da, to pies nie weźmie". Nie będę tego zdania odwracać i przeinaczać, bo nie o to chodzi, żeby chamstwo wobec jednej płci, odpłacać chamstwem wobec drugiej. I gdybym  Kaśce cos w tym temacie powiedziała, a ona by chciała słuchać, to by było mniej więcej coś takiego: a ja żem jej powiedziała: Kaśka zmień partnera i uwierz mi, to nie była przyjaciółka. I tyle.
 
A poza tym polecam. Czekam na powieść (podobno ma powstać), a wcześniej na płytę (podobno tuż tuż). 

Moja ocena: 4/6



czwartek, 5 lipca 2018

Arlie Russell Hochschild "Obcy we własnym kraju. Gniew i żal amerykańskiej prawicy"

Autor: Arlie Russell Hochschild
Tytuł: "Obcy we własnym kraju. Gniew i żal amerykańskiej prawicy"
Wydawnictwo Krytyka Polityczna, październik 2017 

N I E W I A R Y G O D N E!!!

Niewiarygodne, że ludzie mogą tak myśleć. To po prostu momentami obraza elementarnej logiki. A jednak... Autorka poświęciła 5 lat na bardzo dokładne poznanie najbardziej radykalnych prawicowych wyborców w Stanach Zjednoczonych. Chciała dogłębnie zrozumieć dlaczego głosują na republikanów, chociaż ci w dużej części w żaden sposób nie reprezentują ich interesów ekonomicznych i nie popierają korzystnych dla nich decyzji, chciała poznać ich najbardziej osobiste motywacje. Uzbroiła się w cierpliwość, uruchomiła całe swoje pokłady empatii, schowała uprzedzenia i wyruszyła do Luizjany spotkać się z ludźmi i poznać ich najbardziej osobiste historie i najważniejsze dla nich wartości. 

"Po obu stronach podziału błędnie sądzimy, że empatia dla strony przeciwnej oznacza koniec trzeźwego rozumowania. W rzeczywistości dopiero po drugiej stronie mostu empatii możemy rozpocząć prawdziwie wartościową analizę."

"W okresach politycznych niepokojów chwytamy się łatwych pewników. Nowe informacje wpychamy w utarte koleiny myślenia. Wystarczy nam, że znamy naszych przeciwników z zewnątrz. Czy bez zmiany własnych przekonań można poznać ich od wewnątrz, spojrzeć na rzeczywistość ich oczyma, zrozumieć związki pomiędzy życiem, emocjami i polityką? Inaczej mówiąc, przeskoczyć mur empatii? Sądziłam, że tak."

Autorka skupiła się na jednym, ważnym problemie - w Luizjanie była to ochrona środowiska. Wydawać by się mogło, że jeżeli ktoś mieszka w stanie, w którym publiczne pieniądze wydawane są na ściąganie do niego koncernów, które trują wodę, glebę i powietrze na potęgę, działają niemalże bez żadnych regulacji, niewiele tak naprawdę dając w zamian, a znaczna część mieszkańców straciła kilkoro członków rodziny bezpośrednio na skutek niekontrolowanej działalności tych firm, to powinni oni głosować na ludzi, którzy w swoich hasłach wyborczych będą deklarować zajęcie się tym tematem. Tu jednak trafiamy na zjawisko określane w książce jako Wielki Paradoks. Bo okazuje się, że właśnie ci wyborcy często popierają osoby, uważające że ocieplenie klimatu to lewicowa ściema. 

"W Luizjanie Wielki Paradoks widoczny był jednak gołym okiem - ogromne zanieczyszczenie środowiska i równie duży opór przeciwko wprowadzeniu przepisów ograniczających działalność trucicieli. Gdyby w tej jednej sprawie udało mi się wejrzeć w głąb umysłów i serc zwolenników skrajnej prawicy, zrozumieć jakie mają przemyślenia na temat wody, którą piją, zwierząt, na które polują, jezior, w których pływają, strumieni, w których łowią ryby, i powietrza, którym oddychają, poznałabym ich naprawdę blisko. Miałam nadzieję, że ich spojrzenie na tę jedną, konkretną sprawę - w jakim stopni, jeśli w ogóle, rząd powinien kontrolować zanieczyszczający środowisko przemysł - pozwoli mi zrozumieć ich punkt widzenia na szereg innych kwestii."

Pytani przez Autorkę czy środowisko jest dla nich ważne, odpowiadali, że tak, owszem, ale ważniejsze było to, żeby rząd federalny nie mieszał się w ich sprawy, czyli nie ustanawiał np. zbyt rygorystycznych przepisów ochrony środowiska. Pytani dlaczego głosują na republikanów, skoro ci nawet w swoich hasłach wyborczych nie mają tematu zalanych ropą terenów i niszczącej działalności koncernów petrochemicznych, odpowiadali, że to nie jest ważne. Że ważniejsze jest dla nich to, że republikanie są za zakazem aborcji, przeciwko małżeństwom jednopłciowym i przeciwko zbyt dużej ingerencji Waszyngtonu w sprawy lokalne. (Fakt, że z rządu federalnego pochodzi ponad 40% budżetu Luizjany, zbywali milczeniem). Dla prawicowych mieszkańców Południa wiara jest sprawą najważniejszą. Jeden z rozmówców mówi, że oni jako wierzący czekają na przyjście Boga, który zabierze ich z Ziemi tak, stoją. I wtedy środowisko nie będzie ważne, będą się liczyć wyznawane wartości. Takie społeczności są poszukiwane przez firmy, które np. w rozwiniętych stanach wschodniego wybrzeża witane byłyby niechętnie. Powstał nawet raport, opisujący najbardziej pożądane miejsca lokalizacji "brudnych" przemysłów. 

"Jak tego rodzaju przedsiębiorstwo może przekonać lokalną społeczność do zaakceptowania jego obecności? Powell kończy raport konkluzją, że próba nakłonienia niechętnych mieszkańców do zmiany zdania nie jest najbardziej efektywną metodą. Lepiej znaleźć społeczność, która najprawdopodobniej nie będzie protestować. Na podstawie przeprowadzonych wywiadów i ankiet Powell stworzył profil "najmniej skłonnego do protestowania typu osobowości":
wieloletni mieszkańcy małych miast na Południu i w Midweście 
  • wykształcenie najwyżej średnie
  • katolicy 
  • niezaangażowani społecznie, nieuczestniczący w życiu kulturalnym 
  • pracujący w górnictwie, rolnictwie, hodowli zwierząt 
  • konserwatyści 
  • głosujący na republikanów
  • zwolennicy wolnego rynku

Kiedy w latach 40. do Luizjany zaczęły ściągać wielkie koncerny naftowe, większość dorosłych mieszkańców miała ukończonych zaledwie pięć klas. Luizjańczycy najrzadziej w kraju przeprowadzali się poza granice własnego stanu. Począwszy od lat 70., przeciętny mieszkaniec stanu głosuje na Partię Republikańską i popiera wolny rynek oraz ograniczenie prerogatyw władzy. [...] Przeciwnicy przemysłu naftowego byli zupełnie innymi ludźmi - młodymi, z wykształceniem wyższym, mieszkańcami dużych miast, liberałami, zaangażowanymi w sprawy społeczne i zwolennikami kompetentnej administracji."

Autorka używa w książce pojęcia "głębokiej historii" czyli najbardziej osobistych, najbardziej kształtujących wybory przeżyć i doświadczeń swoich bohaterów. 
Aby opisać odczucia rozmówców posługuje się metaforą amerykańskiego snu.  Każe nam wyobrazić sobie górę, na której szczycie czeka spełniony amerykański sen. Mieszkańcy Luizjany stoją po niego w kolejce. Kolejka się przesuwa, bardzo wolno, ale ciągle jednak do przodu. Ludzie wierzą, że uczciwą, ciężką pracą w końcu wejdą na szczyt. Tymczasem coś w tym systemie przestaje działać. Przenoszenie fabryk i produkcji do Chin, sprawia, że kolejka przesuwa się coraz wolniej (obecne pokolenie białych 60-letnich robotników, to pierwsze od dawna pokolenie, które zarabia relatywnie mniej od rodziców). W dodatku ludzie czują, że ktoś się przed nich ciągle wpycha: kobiety, które wystąpiły po swoje prawa, imigranci, którym trzeba pomóc, czarni, biorący zasiłki z pomocy społecznej itd. Mieszkańcy Luizjany nie patrzą na nich, jak na tych, którzy do tej pory byli dyskryminowani i teraz sięgają po swoją część. Widzą w nich tylko wpychających się do kolejki. Do tego ich konserwatywne poglądy są wyśmiewane przez wielkomiejską elitę, uważani się za wieśniaków i tępaków. No i przepis na sukces Trumpa gotowy: wystarczy, że wejdzie na scenę i zwolni ich z poprawności politycznej, pozwoli poczuć się dobrze ze swoimi przekonaniami, dopieści ich urażony honor. 

"Także pod względem kulturowym czuli się spychani na margines: media głównego nurtu otwarcie wyśmiewały ich poglądy na temat aborcji, małżeństw jednopłciowych, ról genderowych, rasy, broni i flagi Konfederacji, przedstawiając je jako ciemnogród. Zdawali sobie sprawę, że słabną również w sensie demograficznym; "coraz mniej jest białych chrześcijan, takich jak my"".

"Głęboka historia, opowieść "czuję się jakby", to historia opowiadana przez uczucia językiem symboli. Nie skupia się na faktach. Mówi nam, jak rzeczywistość jest odczuwana. Obu stronom politycznego podziału umożliwia zrobienie kroku do tyłu i poznanie subiektywnego pryzmatu, przez który druga strona patrzy na świat. Myślę, że bez tego nie zrozumiemy nawzajem swoich poglądów, prawicowych czy lewicowych. Ponieważ każdy z nas ma swoją głęboką historię." 


Autorka naprawdę wykonała ogromną pracę. W reportażu przytoczonych jest wiele wyników badań socjologicznych, danych statystycznych a wszystko opisane i przedstawione tak, że trudno się oderwać. 
Myślę, że "Obcy we własnym kraju" może także bardzo pomóc zrozumieć prawicę w Polsce. 
Gorąco polecam!

Moja ocena: 6/6