środa, 15 maja 2019

Margaret Atwood "Opowieść podręcznej"

Autorka: Margaret Atwood
Tytuł: "Opowieść podręcznej"
Wielka Litera, kwiecień 2017

Feministyczny obowiązek w końcu do mnie zapukał. Zwlekałam długo, bo nie lubię czytać o alternatywnych rzeczywistościach w żadnej postaci. Przeważnie coś mi nie gra, nie do końca się skleja i logicznie układa w całość. Zawsze mam pytanie: po co? Nawet jeżeli antyutopia porusza ważne tematy, to przecież można o nich opowiedzieć w innej formie. Takie są moje preferencje. Ostatecznie zmobilizowałam się jednak, bo zapragnęłam zobaczyć operę (!?!? - tak to nie błąd) "Opowieść podręcznej". Nie było więc opcji, żebym nie znała książki (a przy okazji był to mój pierwszy audiobook w życiu - dzięki Ci Magdo Cielecka, że tak pięknie czytasz). 
W świecie, w którym środowisko zostaje zniszczone, a społeczeństwo dotyka masowa bezpłodność, władzę przejmują fanatyczni chrześcijanie. Stary porządek odchodzi w niepamięć, powstaje Republika Gilead. Kobiety zostają przywrócone ich naturalnym rolom, czyli rozmnażaniu i zajmowaniu się domem. Nie mogą pracować ani posiadać własności prywatnej. Jednocześnie podlegają ścisłemu podziałowi na klasy: Podręczne służą do rodzenia dzieci prominentom, Marty zajmują się pracami domowymi, Ciotki dbają o odpowiednią "edukację" i wpajają kobietom normy społeczne, Żony stanowią własność uprzywilejowanych mężczyzn z elit. Wszystko to pod 24 godzinnym okiem monitoringu. Kobiety wszędzie chodzą parami, mają "pilnować" dziewczyny z pary i same również są przez partnerkę pilnowane. Każdy jest zarówno szpiegiem, jak i szpiegowanym. Bohaterką powieści jest kobieta nazywana Fredą, która trafia do domu komendanta i ma za zadanie urodzić mu dziecko. Poznajemy jej losy przed powstaniem nowego państwa, gdy miała męża Łukasza i córkę oraz potem, gdy już żyje w Gileadzie. Cała trójkę złapano podczas próby ucieczki do Kanady. Freda została skierowana do Czerwonego Centrum i przeznaczona do rozmnażania.
Z takiej historii powstała również opera. Poul Ruders skomponował muzykę, Paul Bentley napisał libretto. Oryginalnym językiem dzieła był angielski, ale opera została przetłumaczona na duński i światową premierę miała 6 marca 2000 roku w Kopenhadze. Bilet na przedstawienie w Bostonie (właściwie w Cambridge) kupiłam pod wpływem impulsu. Dopiero na jeden czy dwa dni przed operowym wieczorem, gdy ogarniałam wyjście organizacyjnie (parking, lokalizacja itd.), uświadomiłam sobie, że to przedsięwzięcie odbywa się w hali do koszykówki (!) i trwa trzy godziny. Hmmmm... Powiedzieć, że byłam zniechęcona, to nie powiedzieć nic. 
Margaret Atwood zresztą też nie pałała początkowo entuzjazmem do zaadaptowania "Opowieści podręcznej" na operę. Ale przedsięwzięcie w wykonaniu Boston Lyric Opera naprawdę robi wrażenie. Czy boisko do koszykówki jest do tego dobrym miejscem? Tak jest!
O ile książka, chociaż porusza bardzo ważne problemy, nie przekonuje mnie w 100%, to opera zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Jest po prostu esencją wszystkich zagadnień z piekła kobiet, opisanego w powieści. Do tego dochodzą wrażenia wizualne, które od razu na widza działają, (w czasie lektury były po prostu dłużyznami) i do tego jeszcze FANTASTYCZNA muzyka, przy której przechodziły mi ciarki po plecach. Siedząca z trzech stron widownia obserwuje Czerwone Centrum - miejsce - gdzie Podręczne, ubrane obowiązkowo na czerwono, w białych czepkach, były tresowane przez Ciotki do ich jedynie słusznej roli społecznej, czyli do bycia inkubatorem (dzieci im zabierano po urodzeniu). Tłumaczy im się, że to wszystko dla ich dobra, że jest wolność "do czegoś" i "od czegoś". Według Ciotek kobiety w Republice Gilead są wolne od pornografii, napadów na tle seksualnym, obrażania ich i poniżania przez mężczyzn. Ten opresyjny twór z powieści Atwood to oczywiście kombinacja fanatyków religijnych i ich odwiecznej chęci sprawowania władzy nad kobietami i ich ciałami. Czytając książkę w jakimś oderwaniu od rzeczywistości, można po prostu prześlizgnąć się po tekście i już. Ale mieszanka w postaci płci (kobieta), obywatelstwa (polskie), miejsca zamieszkania (USA) zmusza do zadumy. Czy te problemy z powieści nie mogą nas spotkać naprawdę? Nie mogą? Nie byłabym taka pewna. W Polsce obowiązuje jedno z najbardziej restrykcyjnych praw dotyczących aborcji na świecie, Ordo luris ma się świetnie, wydaje się, że na jakiś czas przez dalszym zaostrzeniem przepisów uchronił nas czarny marsz. W Ohio sąd właśnie uznał, że owszem 11-letnia ofiara ma urodzić dziecko swojego gwałciciela. W świeckim (?) dużym państwie, w środku Europy w szkołach publicznych wykłada się religię, a każdy kto traktuje kościół normalnie (czyli np. jak partnera - Poznań, gdzie prezydent Jaśkowiak zrobił porządek z mieniem kościelnym) uznawany jest za wroga,  policja wchodzi do domu artystki o 6 rano i aresztuje ją za obrazę uczuć religijnych. Takie przykłady można mnożyć bez końca. Żyjemy w jednym z najdłuższych okresów bez wojny (oczywiście mam na myśli tzw. cywilizację zachodnią), przywykliśmy uważać, że demokracja jest oczywistością, a nasze prawa ustanowione, przyznane i pewne. Jak złudne to poczucie, możemy obserwować od 2015 roku w Polsce. Mając ten kontekst w głowie, patrzenie na scenę, na którą wchodzą uzbrojeni strażnicy i aresztują za niewłaściwe myśli, przy dźwiękach przeszywającej muzyki, naprawdę daje upiorny efekt. Jaki byłby świat, gdyby ktoś mówił Ci co możesz robić, w co masz się ubrać, co masz myśleć, z kim możesz się spotykać? To nie jest niemożliwe. 

A to pierwsza strona dzisiejszych wiadomości: Alabama, USA, XXI wiek




poniedziałek, 6 maja 2019

Guzel Jachina "Zulejka otwiera oczy"

Autorka: Guzel Jachina 
Tytuł: "Zulejka otwiera oczy"
Oficyna Literacka Noir sur Blanc, sierpień 2017 

Nie wiem od czego zacząć, to może najprościej i najszczerzej jak się da: i podobała mi się, i nie za bardzo jednak. A wyjaśnienie już następuje. 

Powieść ma wiele warstw i wątków. Jeden z nich dotyczy uwikłania jednostek w historię. Rodzimy się w takim, a nie innym momencie dziejów i to determinuje nasze życie. Drugi wątek to osobista historia Zulejki i jej dojrzewania. 
Bohaterka to chłopka tatarskiego pochodzenia, podlegająca przymusowemu rozkułaczeniu. W trakcie przypadkowego zatrzymania, z rąk sowieckiego żołnierza ginie jej mąż, a ona sama niedługo potem zostaje zesłana na Syberię. 
Mówiąc łagodnie, Zulejka nie jest kobietą  o szerokich horyzontach. Całe swoje życie poddaje się temu, co jest "jej pisane", nie kwestionuje rzeczywistości, niczego nie oczekuje, nie ma żadnych praw i nawet nie wyobraża sobie, że jednak mogłaby je mieć. Cierpi każdego dnia. Wstaje przed wszystkimi, usługuje wrednej teściowej i obsługuje męża. W ciągu dnia nie ma chwili dla siebie, wieczorem po prostu pada z wyczerpania i marzy, że być może kiedyś nastanie dzień, gdy będzie mogła się wyspać. Swojego losu nie postrzega jako najgorszego, bo mąż jest tak dobry, że jednak nie bije super mocno, a tylko średnio. Również zesłanie jest dla niej tylko kolejnym etapem życia, które trzeba zaakceptować. 
W początkach XX wieku na Syberii lądują rzesze przeróżnych ludzi: wrogowie systemu, czyli inteligencja, posiadający własność chłopi, czyli kułacy, ale także ludzie wierni państwu. Takim właśnie bohaterem jest Iwan Ignatow, który długo żyje w przekonaniu, że tylko "dostarcza" transport ludzi do obozu na dalekiej Północy, a w efekcie okazuje się, że dla niego też nie ma opcji powrotu. Porzuceni w tajdze zarówno więźniowie, jak i kapitan, są skazani na siebie i na współpracę. W pojedynkę nikt nie ma szansy przetrwania. Iwan Ignatow to zdecydowanie najciekawsza postać tej fabuły. Silny, zdecydowany, i przyzwoity. To ostatnie słowo przychodzi mi do głowy, gdy porównuję relację Zulejki i jej męża, a potem Zulejki i Ignatowa, któremu bohaterka od pewnego momentu zaczęła się szalenie podobać. Nigdy nie zrobił nic wbrew niej, chociaż mógłby wykorzystać swoją nadrzędną pozycję. Czekał na nią latami i zawsze traktował dobrze. W przeciwieństwie do jej męża, dla którego była służącą w domu i w łóżku. Interesujące jest to, jak Zulejka stopniowo przegląda na oczy, jak pozbywa się zabobonów, wpojonych jej przez rodzinę i środowisko, w którym się wychowała. Jak nabiera przekonania, że z mężczyzną może być przyjemnie i można być przez niego szanowaną. 
Istnieje paradoks i podobania, i niepodobania mi się tej książki.
Motyw dojrzewania bohaterki do własnych przekonań i decyzji, jest bardzo interesujący i budujący, ale to już podsumowanie po całości lektury. 
Samo czytanie wlecze się niemiłosiernie, mnie ta książka zabiła nudą. 

Zamieszczam jednak linki do bardziej entuzjastycznych recenzji z Miasta Książek bloga Krytycznym Okiem.

Moja ocena 3,5/