środa, 20 sierpnia 2014

Elisabeth Asbrink "W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa"


Autor: Elisabeth Asbrink
Tytuł: "W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa"
Wydawnictwo Czarne, marzec 2013 

Można powiedzieć, że historia tej książki zaczęła się od 500 listów, które Eva córka Ottona Ullmanna przekazała znajomej dziennikarce Elisabeth Asbrink. Nie chciała, żeby ten ciężar przeszedł na jej dzieci. Otto Ullmann, syn żydowskich intelektualistów z Wiednia, trafił w 1939 roku w wieku 14 lat do sierocińca w Szwecji. Była to pomoc organizowana w ramach działalności misyjnej szwedzkiego kościoła. Szwedzi zgodzili się udzielić schronienia żydowskim dzieciom, pod warunkiem, że ich rodzice zobowiązali się, że nie będą próbowali do nich dołączyć i pod warunkiem, że dzieci będą ochrzczone. Szwedzi szukali głównie rąk do pracy: dziewczynki trafiały do domów, gdzie zostawały służącymi, chłopcy do pracy na roli. Otto pozostawał w sierocińcu bardzo długo, omijano go przy wyborze, bo z czarnymi włosami i ciemną karnacją mało przypominał Skandynawa. Gdy sytuacja w Wiedniu stawała się dla Żydów nie do wytrzymania, nie można było swobodnie chodzić po ulicach i parkach, dzieci żydowskie zostały usunięte ze szkół, Żydzi tracili pracę i majątki, rodzice Ottona robili wszystko, żeby wyjechać. Gdy zrozumieli, że całej rodzinie może się to nie udać, postanowili ratować swoje jedyne dziecko. Postarali się o możliwość jego wyjazdu do Szwecji. Scena pożegnania na dworcu i świadomość, że Otto przeżyje dodawały im otuchy do ostatnich chwil ich życia. Nie przetrwali wojny, zginęli kilka miesięcy przed jej końcem. 
Ale nie jest to tylko reportaż o żydowskim chłopcu. Jest to również opowieść o jego przyjaźni z Ingvarem Kampradem, późniejszym założycielem Ikei.  Otto na początku wspólnie z Ingvarem tworzył tą firmę. Poznali się, gdy Otto pracował jako parobek na farmie rodziców Ingvara. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że młody Kamprad pochodził z rodziny otwarcie popierającej nazistów. Jego babka Niemka sympatyzowała z Hitlerem, a on sam należał do partii nazistowskiej SSS (Svensk Socialistisk Samling). Bywał na faszystowskich zgromadzeniach, prenumerował nazistowskie gazety, werbował członków. Sam nie widział w swojej działalności z jednej strony i swojej przyjaźni z Ottonem z drugiej strony żadnej sprzeczności. Młodzi Otto i Ingvar razem w czasie wakacji pracowali na farmie, chodzili na potańcówki, spotykali się z dziewczynami. 
Autorka ułożyła swoją opowieść z listów, rozmów z Kampradem i ludźmi którzy mogli pamiętać wydarzenia z tamtych czasów. Niestety Otto już zmarł, więc nie mógł mieć swojego wkładu w książkę. 
Rodzice i krewni Ottona codziennie pisali do niego list albo kartkę. Około 500 takich listów ułożonych chronologicznie dostała Autorka. Otto pisał dużo mniej niż rodzice, często mu to zresztą wypominali. Listy Ottona zachowały się tylko 3, z jakiś powodów wróciły do nadawcy. Pewność, że syn żyje i ma się dobrze była jedyną radością rodziców w Wiedniu, w którym z każdym dniem docierało do nich to, że nie przetrwają wojny. 
Otto wyjechał z Wiednia jako dziecko i miał do udźwignięcia wielki ciężar - świadomość, że jemu się udało. Tymczasem można sobie wyobrazić frustrację młodego intelektualisty, który jedyne co może robić to tyrać na roli. Otto wiedział, że musi się uczyć, dlatego korzystał z kursów korespondencyjnych. Całą swoją młodość spędzoną na szwedzkiej wsi tęsknił do rodziców, książek i wielkiego miasta. A potem żył w cieniu tej wojennej traumy.
Ingvar Kamprad odcina się od swojej nazistowskiej młodości. Mówi, że to były błędy nastolatka, który chciał po prostu przynależeć do grupy i źle wybrał. Jednakże nawet w wywiadzie przytoczonym w książce, wyraża ciągłe i ogromne poparcie dla byłego lidera nazistów w Szwecji Pera Engdahla. 
Autorka dużo pisze o restrykcyjnej polityce imigracyjnej Szwecji w czasie drugiej wojny światowej, o kościele, jego hierarchach i motywacji przy udzielaniu pomocy żydowskim dzieciom. 
Ocenę pozostawia jednak czytelnikowi. 

Rozmowa z Autorką w "Dużym Formacie" w Gazecie Wyborczej:


Polecam!

Moja ocena: 6/6

niedziela, 10 sierpnia 2014

Alice Munro "Jawne tajemnice"

Autor: Alice Munro 
Tytuł: "Jawne tajemnice" 
Wydawnictwo W.A.B. kwiecień 2014 

Jak dobrze po długiej przerwie znowu sięgnąć po opowiadania Alice Munro. Gdy stos z nieprzeczytanymi książkami nie chce maleć za sprawą ciągle nowych dostaw, ale nie wiadomo co z niego wybrać, upał doskwiera, nie ma nastroju na poważne tematy, a wszystko jakoś wydaje się być nieadekwatne, wtedy ratunkiem jest proza Noblistki 2013. Wspaniała właściwie zawsze, ale do mnie przemówiła w środku gorącego duńskiego lata (takie rzeczy się zdarzają, wcale nie koloryzuję :-) ), gdy nic się nie chce, co najwyżej iść gdzieś na plażę i oddać lekturze. 
"Jawne tajemnice" to zbiór ośmiu opowiadań, w których Autorka jak zawsze snuje dużo wątków, pozornie ze sobą niezwiązanych, czytelnik zastanawia się, gdzie to wszystko może prowadzić i co ma ze sobą wspólnego, by ostatecznie dotrzeć do nieoczekiwanego zwrotu akcji, gdy okazuje się, że każde zdanie Alice Munro było potrzebne, precyzyjne, trafiające w sedno i niezbędne byśmy poznali i zrozumieli losy bohaterów. 
Moje ulubione opowiadanie w tym tomie to "Za daleko" o bibliotekarce, do której zaczynają przychodzić listy zza morza od nieznanego jej mężczyzny. Z czasem rozwija się między nimi bardzo silna listowna zażyłość, (miłość?). Wszytko zmierza w dobrą stronę, do momentu, gdy ... no właśnie ... więcej nie zdradzę. Ale pozostaje kilka pytań: czy można taką intrygę uknuć w prawdziwym życiu, czy kobieta może być tak ... chciałam napisać naiwna... ale to nie jest kwestia naiwności... to kwestia wiary w bardzo sugestywny przekaz... Wiele pytań. Dlatego zachęcam do lektury. Finał wciska w fotel.

Alice Munro jak zwykle wspaniała!!!

Moja ocena 5.5/6