piątek, 14 czerwca 2013

Bronisław Świderski "Asystent Śmierci"

Autor: Bronisław Świderski
Tytuł: "Asystent Śmierci"
Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2007
Są książki, które idealnie trafiają w czas i miejsce. Tak właśnie jest z "Asystentem Śmierci" Bronisława Świderskiego i ze mną. Myślę, że gdyby nie to, że mieszkam w Danii, obcuję z Duńczykami  i głowię się dniami i nocami nad myślami i uczuciami, które mnie dopadają, a których wyrazić nie potrafię, nie sięgnęłabym po tą książkę. (Już widzę, że rozpisuję się jak autor - w kierunku wywalenia wewnętrznego kłębowiska odczuć, zamiast pisać o książce - ale trudno - widocznie tak musi być). Ale może jednak najpierw trochę o Autorze. Bronisław Świderski polski pisarz i intelektualista musiał wyjechać z Polski po marcu 1968 roku. Jest synem komunisty i Żydówki, która całe życie to ukrywała. Autor dowiedział się o swoim żydowskim pochodzeniu w wieku 22 lat. Wyjechał z Polski w 1970 roku  bez paszportu, z wydanym przez władze listem podróżnym. Po przyjeździe do Danii nie zarejestrował się w gminie żydowskiej, więc został uznany, jako osoba przybywająca z Polski, za Polaka, czyli za kogoś "obcego i innego".


Jestem wdzięczna, że Bronisław Świderski napisał tą książkę, cieszę się, że u kogoś o tak potężnym umyśle znajduję potwierdzenie swoich podejrzeń:
  • że Duńczycy nie są tolerancyjni, a nawet więcej, że bardzo często się uprzedzeni  
  • że tutejsza wolność i równość jest wolnością i równością  pod warunkiem, że robisz to co inni, jesteś taki sam i nie starasz się wyróżnić ani zrobić czegokolwiek indywidualnie (np. w państwowej duńskiej szkole języka duńskiego dla obcokrajowców nauczyciele ciągle podkreślają, że można się z nimi spierać, dyskutować, wyrażać własne zdanie itd. Ale spróbuj wpaść na pomysł, żeby zmienić ustaloną kolejność wypowiedzi podczas pracy w grupie - nie da rady. Nieważne, że ćwiczenie można zrobić na 7 różnych, jednakowo dobrych sposobów. Masz je zrobić tak jak jest to zaplanowane (chociaż merytorycznie to nie ma żadnego znaczenia). Moja znajoma mieszkająca tutaj 30 lat twierdzi, że duńska równość to spełnienie ideałów komunizmu - wszyscy mają mieć tak samo.
  • że się uważają za pępek świata (a wiadomo przecież nie od dzisiaj, że pępkiem świata są Polacy :-) - to oczywiście żart sytuacyjny).
  • zaprzeczają faktom - Autorowi zamknięto przewód doktorski na uniwersytecie po tym jak wytknął błąd jednej z instytucji naukowych. Uniwersytet podziękował mu też za współpracę.
  • itd. itd. itd.
Można powiedzieć absolutnie wszystko, wolność góruje..., jest najważniejsza. Tak twierdzą mieszkańcy tego 5 milionowego państwa skandynawskiego.  Wg tej duńskiej definicji w imię wolności słowa, można też obrażać, dlatego duński rząd nigdy nie przeprosił za opublikowane w "Jyllands - Posten" karykatury Mahometa. Nigdy nie byłam mocna z logiki, dlatego być może nie rozumiem, dlaczego w takim razie Bronisław Świderski został zwolniony z kopenhaskiego centrum Sørena Kierkegaarda za opublikowany w Polsce artykuł, udowadniający, że Kierkegaard był antysemitą. Wydarzenie to miało miejsce zaledwie kilka miesięcy przed publikacją karykatur Mahometa, które rozpętały bunty i demonstracje muzułmanów w Danii i palnie duńskich flag na całym świecie. Gdzie wtedy była osławiona wolność słowa? Ja nie wiem, ale Duńczycy na pewno potrafiliby to jakoś wytłumaczyć. A jeżeli by  nie potrafili, to by zaprzeczyli, którejś wersji. Niedorzeczne, a jednak.
Cieszę się, że odnalazłam w książce tak dużo swoich uczuć związanych z Danią. I naprawdę nie chodzi o to, że jestem uprzedzona. Mieszkam przecież w Danii, jestem tu szczęśliwa, dwa razy tyle mogę napisać o tym, dlaczego to jest świetne państwo. Tylko, że ja widzę i to co jest dobre, i to co do końca takie nie jest. I nie uśmiecham się jak nie mam ochoty, w przeciwieństwie do większości Duńczyków, którym uśmiech nie schodzi z twarzy mimo, że często jest on nieszczery, wyuczony i przyklejony, poniekąd jako następstwo mieszkania w "najszczęśliwszym kraju na świecie. I nie chcę generalizować. Znam wielu wspaniałych Duńczyków, zresztą pisałam o nich na moim blogu (Niedziela z Russ Hope), ale nie lubię jak mi ktoś wmawia, że "zachwyca, jak nie zachwyca".
A wracając do książki: bohater jako bezrobotny dostaje ofertę pracy od duńskiego urzędu zatrudnienia - ma asystować przy umierających w hospicjum (najprawdopodbniej Polaku), ma przy nim czuwać w nocy, opowiadając mu różne historie. Najlepiej takie, które uwolnią duńskie państwo od konieczności łożenia na "obcego", czyli po prostu szybciej doprowadzą do jego odejścia z tego świata. Z drugiej strony hospicjum chciałoby, aby umierający jednak jak najdłużej żył, bo na żywych dostaje się dotacje. Te nocne opowieści przy łóżku umierającego służą Autorowi do opowiedzenia swojego bardzo trudnego życia w Polsce a potem na emigracji. Dużo jest też rozważań filozoficznych i moralnych. A wszystko to napisane trafiającym w sedno, niezwykle złośliwym i błyskotliwym językiem. Wyborna lektura!
Moja ocean: 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz