środa, 19 grudnia 2018

Robert Galbraith (J.K. Rowling) "Zabójcza biel"

Autor: Robert Galbraith (J.K. Rowling)
Tytuł: "Zabójcza biel"
Wydawnictwo Dolnośląskie, listopad 2018

Nie ma co udawać, że kryminały to nie jest marnowanie czasu, jest (!!!) ale jakże przyjemne!!! Tym bardziej, że chodzi o J.K. Rowling i kolejne zmagania Cormorana Strika i jego partnerki Robin. Jak to się wyśmienicie czyta!!! A dodatkowo czytelnik wie już od dawna, że bohaterowie są dla siebie stworzeni i czeka, kiedy w końcu padną sobie w ramiona. 😆 Autorka nie jest jednak łaskawa dla naszej niecierpliwości... i więcej zdradzać nie będę. Czwarta część kończy się tak, że nie wyobrażam sobie, żeby miało nie być następnej, więc pozostaje pytanie, kiedy piątka trafi do księgarń. W "Zabójczej bieli" agencji detektywistycznej Cormorana Strika wiedzie się już całkiem nieźle, detektyw nie może narzekać na brak zleceń, zatrudnia kilku pracowników i bez przerwy jest w akcji. Do jego pokoju przychodzi chory psychicznie mężczyzna i mówi, że wiele lat temu widział jak zamordowano i pochowano dziecko. Agencja dostaje też zlecenie od jednego z ministrów na szukanie materiałów obciążających jego przeciwników politycznych. Zahaczamy o kręgi władzy, rodzinne tajemnice i pranie brudów, a w połowie książki jedna z głównych postaci popełnia samobójstwo (?). Cormoran i Robin próbują powiązać ze sobą różne wątki, działają pod przykryciem, podążają za podejrzanymi, analizują dane, żeby nas w końcu oświecić, o co chodzi. A nie jest z tym łatwo. Autorka zagmatwała wszystko po mistrzowsku! 
Oprócz prób odgadywania, kto jest przestępcą i jakie ma motywy, w tej części dużo też przyglądamy się osobistym perypetiom bohaterów. Robin rok temu wyszła za swojego kolegę z lat szkolnych - Matthew, ale jej małżeństwo, mimo krótkiego stażu, przeżywa głęboki kryzys. Cormoran wchodzi w przygodne związki, z których stara się jak najszybciej wyplątać, gdy tylko okazuje się, że druga strona za bardzo się przywiązuje. A do tego my wiemy, a oni nie, że są w sobie zakochani... ehhh... i tak to się toczy. 😍

Polecam!
Fantastyczna, wciągająca rozrywka!

Moja ocena: 5.5/6






piątek, 14 grudnia 2018

Marta Madejska "Aleja Włókniarek"

Autorka: Marta Madejska 
Tytuł: "Aleja Włókniarek"
Wydawnictwo Czarne, sierpień 2018 



Tytuł książki o Łodzi Marty Madejskiej "Aleja Włókniarek" w dwóch słowach pokazuje czym, a raczej kim to miasto było od zawsze. Było kobietą! Jest to bezpośrednie nawiązanie do nazwy jednej z największych łódzkich arterii komunikacyjnych: Alei Włókniarzy. Włókniarzy, w formie męskiej, mimo, że praktycznie od samego początku rozwoju przemysłu włókienniczego w Łodzi, to kobiety stanowiły w nim większość zatrudnionych. Od niedawna byłe włókniarki mają w Manufakturze (ogromne, modne centrum handlowo - rozrywkowe w zrewitalizowanej fabryce Poznańskiego) swój plac: Rynek Włókniarek Łódzkich. I tyle! Jest jeszcze Marta Madejska, która z dostępnych skrawków próbuje pozbierać i poskładać, co się da, żeby oddać hołd niemym tłumom łódzkich robotnic. 
Wyprowadziłam się z Łodzi 6 lat temu, ale minimum raz w roku staram się przyjeżdżać. Za każdym razem nie mogę się nadziwić, w jakim ogromnym stopniu miasto się zmienia. Dziesiątki nowych inwestycji, przebudowy ulic, rewolucja w komunikacji miejskiej, ścieżki rowerowe, autostrada (!) na Okęcie, rewitalizacje fabryk i Hanna Zdanowska, pierwsza kobieta, która została prezydentem miasta Łodzi, niedawno wybrana w pierwszej turze na kolejną kadencję, mimo wściekłej nagonki, jaką zorganizował na nią PiS. Zmienił się też rynek pracy, dzisiaj to raczej pracodawcy szukają pracowników i gdyby nie napływ siły roboczej z Ukrainy, wielu z nich miałoby problem z prowadzeniem biznesu. Odwrotnie niż w początkach przemysłu tekstylnego, gdy do miasta płynął tłum kobiet ze wsi, uciekających przed biedą, harówką na roli, przemocą. Każda chciała pracować w fabryce, być niezależna, zarobić na łóżko, chociażby we wspólnym z innymi pokoju. Na każde miejsce dziesiątki chętnych. A praca była koniecznością. Bez niej czekała ulica, bezdomność, głód. 
Marta Madejska przejrzała naprawdę ogrom dostępnych materiałów archiwalnych, ale niewiele jest tam udokumentowanych historii łódzkich robotnic. Ten reportaż jest zbiorem strzępków opowieści, uzupełnionych historią powszechną, ale najbardziej jest zbiorem pytań: z jakimi nadziejami jechały do miasta, o czym marzyły, jak potoczył się ich los... Nawet dotarcie do kobiet z nie tak odległej historii np. z czasów PRL-u jest niemożliwe. Są ich nieme twarze w kronikach filmowych, ale nie wiadomo kim są bohaterki. 
Autorka pisze również o handlu żywym towarem - zjawisku występującym praktycznie wszędzie, gdzie jest duża liczba bezrobotnych kobiet, zdesperowanych, żeby utrzymać swoje rodziny. W Łodzi ten proceder kwitnął od zawsze: młode, naiwne, przyjeżdżające ze wsi kobiety, bardzo często były uwodzone, przed podstawionych mężczyzn i wysyłane statkami do domów publicznych na całym swiecie. Podobnie w latach 90-tych, XX wieku, gdy w Łodzi załamał się przemysł włókienniczy, miasto zaroiło się od domów publicznych, salonów "masażu" itp. 
Łódzkie kobiety zawsze miały pod górkę. Po wojnie było ich w mieście dwukrotnie więcej niż mężczyzn. Ich praca w przemyśle tekstylnym była koniecznością. Z nadzieją zabrały się za odbudowę włókienniczej Łodzi, w weekendy jeździły odgruzowywać stolicę. Zawsze zarabiały mniej niż w innych regionach, na miasto nigdy nie było środków, mimo że było drugą co do wielkości aglomeracją w Polsce. Ale zawsze było odłożone na potem, zawsze w cieniu Warszawy. Fatalna jakość mieszkań, kanalizacji, wodociągów, ogromna śmiertelność noworodków, gruźlica, zastraszająca liczba aborcji i poronień. Takie było robotniczne, PRL owskie miasto kobiet. Praca w fabryce na trzy zmiany, kolejki po pracy, żeby zdobyć cokolwiek do jedzenia, choroby. Ale z siłą kobiet nie można się było nie liczyć - strajkiem w  fabryce Poznańskiego, w grudniu 1971 roku zmusiły władze do cofnięcia decyzji o podwyżce cen żywności. Marta Madejska bardzo celnie zauważa w swoim reportażu, że gdy mężczyźni strajkowali, ich strajk określano strajkiem o honor i godność, gdy kobiety, czasami miesiącami, nie wychodziły z fabryki, mówiło się, że są histeryczne i strajkują o chleb i kaszankę. Jakby męska godność mogła się obyć bez jedzenia. 
A potem skończył się w Polsce komunizm, upadł eksport do Związku Radzieckiego a wraz z nim upadła Łódź. Z dnia na dzień tysiące ludzi zostało wyrzuconych na bruk. Pracę traciły całe rodziny, bo często w jednej fabryce pracowali wszyscy jej członkowie. Jedyny taki region w Polsce, któremu państwo pozwoliło się załamać. Bo włókniarki nie zarzucały maszynami dróg, jak rolnicy ziarnem czy górnicy węglem. Górników zresztą państwo chroni do dzisiaj. Wbrew zdrowotnym, ekonomicznym i środowiskowym interesom Polski i Świata. Łodzianie i łodzianki wywaleni z dnia na dzień nie dostali niczego. Wielu się przystosowało do nowej rzeczywistości, ale wielu nie. Stanowią pokolenie, których życia zostały zmarnowane, a rodzina często do dzisiaj tę dysfunkcję niesie jako spadek. Jak pisze Autorka: "Ze wszystkich nurtujących mnie pytań to jedno pozostaje wciąż bez odpowiedzi: co się właściwe wydarzyło w Łodzi w latach dziewięćdziesiątych?"



W tym roku Łódź pojawiła się w kilku zestawieniach miast, które koniecznie trzeba zobaczyć. Nie byłoby jej historii, bez historii tysięcy łódzkich włókniarek. 







Polecam!
Moja ocena: 5/6


wtorek, 11 grudnia 2018

Anthony Horowitz "Pogrzeb na zamówienie"


Autor: Anthony Horowitz
Tytuł: "Pogrzeb na zamówienie"
Dom wydawniczy Rebis, październik 2016 

Idealna książka na podróż według mnie: bardzo wciąga, nieustannie trzyma w napięciu, nie jest zbyt ciężka, żeby dało się czytać, gdy w 20 godzinie od wyjścia z domu nie można już ani spać ze zmęczenia, ani nie za bardzo wiadomo, co zrobić z czasem, który nie chce płynąć - jednym słowem - kryminał.
I tutaj objawia się "Pogrzeb na zamówienie". Bohaterka odwiedza biuro pogrzebowe i bardzo szczegółowo ustala harmonogram swojego pogrzebu. A kilka godzin później zostaje zamordowana we własnym domu. Emerytowany detektyw, mroczny, odrzucający typ, który musiał opuścić służbę, wkracza do akcji, gdyż policja, która go wywaliła, ciągle jednak potrzebuje jego usług. Dodatkowo proponuje, autorowi powieści dla młodzieży, żeby chodził z nim i przyglądał się dochodzeniu, a potem napisał książkę. I intryga gotowa. Kilka potencjalnych problemów też. Ciekawi bohaterowie, błyskotliwy humor, czyli wszystko czego potrzeba do doskonałej rozrywki!
Jeśli ktoś jeszcze się nie przekonał, to dodam, że książkę polecała Anna Kańtoch - mistrzyni kryminału - w jednym ze swoich wywiadów.

Gorąco polecam!

Moja ocena: 5/6