piątek, 28 czerwca 2013

Katherine Boo "Zawsze piękne"

Autor: Katherine Boo
Tytuł: "Zawsze piękne. Życie, śmierć i nadzieja w slumsach Bombaju"
Wydawnictwo Znak, Kraków 2013

"W miejscach, gdzie priorytety rządu oraz imperatywy wolnego rynku tworzą rzeczywistość na tyle nieobliczalną, że pomoc udzielona sąsiadom grozi utratą możliwości wyżywienia rodziny, a czasami nawet utratą wolności, idea solidarnej społeczności ludzi ubogich jest z góry skazana na przegraną. Biedni obarczają się nawzajem winą za wybór złego rządu i złego rynku, a my, bogatsi od nich, gotowi jesteśmy osądzać ich równie surowo". 

Jadąc pociągiem przez Indie czy siedząc na promie, który wiezie turystów spod Bramy Indii w Mumbaju  na wyspę Elefanta, mnie osobiście mroziło krew w żyłach, jak widziałam, że wszystko co zostanie opróżnione z zawartości (pojemniki po biryani, kubeczki po kawie i herbacie, puszki po coli, papierki po wafelkach itd. itd.) ląduje za oknem albo za burtą. Jak można tak śmiecić!!! Tymczasem im więcej wywala się za okno, tym bardziej człowiek przyczynia się do czyjegoś "powodzenia". Brzmi niedorzecznie?
Indie 2010, Mumbai
A jednak... Od tego ile puszek po coli wyrzucę "na dziko", czyli w miejscu do tego nieprzeznaczonym, zależy ile rupii tego dnia zarobi zbieracz śmieci, w którego rejonie zostawiłam po sobie odpadki. Chcąc przyczynić się do tego, aby ludzie mieszkający w slamsie pod lotniskiem w Mumbaju, mogli zarobić na jedzenie dla siebie i swoich rodzin, w żadnym wypadku nie powinnam umieszczać, wspomnianych już puszek po napojach, w kubłach znajdujących się w terminalach Chatrapati Shivaji International Airport, Mumbai. Lotnisko jest chronione i biedacy nie mają tam wstępu. Tym samym nie mogą dostać się do śmieci - jedynego źródła utrzymania dla sporej części z nich. Jak to się stało, że urządziliśmy sobie i innym taki świat? Jak to jest możliwe, żeby czyjaś egzystencja opierała się na zbieraniu zużytych papierowych kubków. Nie wiem... Ale często śmieci rzucone w miejscu, gdzie "mogą zostać zebrane" lepiej przyczynią się do "poprawy czyjegoś losu", niż pieniądze wpłacone organizacjom, które zajmują się "pomocą" w slumsach. Z historii Katherine Boo wiemy, że duża część tych środków idzie na łapówki, dla wszystkich po drodze, a gdy zagraniczne organizacje przyjeżdżają oglądać "efekty swojej pracy" organizuje się np. uczniów i szkoły na pokaz. Poziom korupcji jest niewyobrażalny. W dodatku osoby biorące łapówki przyjmują je od każdej z zaangażowanych stron. Czasami więc nie ma znaczenia, że pieniądze na "wsparcie" załatwienia konkretnej sprawy zostały przekazane i można by liczyć na pozytywny efekt. Być może ktoś dał więcej. Trudno to oceniać albo potępiać. Egzystencja w slumsach
Indie 2010, Mumbai


Annawadi, to codzienna walka o przetrwanie. Od tego o ile jesteś "sprytniejszy" zależy czy zjesz coś dzisiaj czy nie, czy zostaniesz oskarżony o przestępstwo, którego nie popełniłeś czy nie itd. Mój znajomy, mieszkaniec Dehli opowiadał mi nie raz, że rzadko kiedy w Indiach (zwłaszcza na prowincji), ktoś zadzwoni po pogotowie, gdy widzi na ulicy leżącą osobę, potrzebującą pomocy. Ludzie nie robią tego dlatego, że są nieczuli. Boją się, że zostaną oskarżeni o morderstwo (w przypadku, gdyby ta osoba np. umarła). Poza tym zajęci są walką o swoje własne przeżycie - kilka godzin straconych na to, żeby wydzwaniać po pogotowie i potem czekać na przyjazd i formalności spowoduje utratę zarobku. 
Jednak Abdul, jeden z głównych bohaterów książki zajmujących się skupem odpadów i ich dostarczaniem do firm recyklingowych, nie dziwi się temu, że policjanci są przekupni. W jego opinii robią tylko to co muszą. Oni też chcą lepszego losu dla swoich dzieci, chcą żyć w lepszych warunkach, dlatego nie mają innego wyjścia. 
Indie 2010, Mumbai


Indie 2010, Dhobi Gath, Mumbai

Indie 2010,Mumbai



Slums Annawadi znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie międzynarodowego lotniska w Mumbaju. Powstał, gdy budujący lotnisko robotnicy z Tamilnadu, osiedlili się na wolnym, podmokłym terenie niedaleko od placu budowy. Potem już zostali, a do pierwszych mieszkańców, dołączyli kolejni. W okolicy znajduje się kilka luksusowych hoteli. Ale jadąc drogą z lotniska do miasta trudno dostrzec tłumy ludzi gnieżdżące się w Annawadi. Mur i wiszące na nim reklamy płytek podłogowych z szyldem "Zawsze piękne", skutecznie separują niechcianych sąsiadów od drogi.
Podtytuł książki brzmi: Życie, śmierć i nadzieja w slumsach Bombaju: jest życie, jest nieustannie i blisko towarzysząca mu śmierć i jest nadzieja. Nieustanna nadzieja na to, że los się poprawi, że dzieciom będzie lepiej, że zdarzy się cud, który będzie w stanie odmienić egzystencję. 
"Chłopak również chciał być lepszy. W brudnej wodzie wielkiego miasta chciał być krystalicznie czystą kostką lodu. Pragnął mieć ideały. Z oczywistych powodów jednym z ideałów, w które pragnął wierzyć, była sprawiedliwość. 
[...]
- Przez pewien czas próbowałem robić tak, żeby lód wewnątrz mnie się nie stopił - tłumaczył Abdul. - Teraz jednak zmieniam się w brudną wodę, jak wszyscy tutaj. Mówię Allachowi, że bardzo, bardzo go kocham, ale mówię mu też, że przez to, w jakim świecie żyję, nie mogę być lepszy". 
Niestety w większości przypadków nic takiego nie ma miejsca. Życie nie jest kolorowe i nie kończy się jak w filmie: "Slumdog. Milioner z ulicy". 
Autorka opisuje w swojej książce slumsy do bólu prawdziwie. Podoba mi się konstrukcja z przeplatającymi się losami głównych bohaterów. Ważne jest też to, że Katherine Boo spędziła w Annawadi w Bombaju kilka lat, zbierając materiał do książki. Autorka znała bohaterów, była świadkiem większości wydarzeń opisanych w książce, przeprowadziła wywiady z dziesiątkami osób. 
Polecam!

Moja ocena: 5.5/6 
Indie 2010, Dhobi Gath, Mumbai


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz