poniedziałek, 24 marca 2014

Bernice Rubens "Wybrany"

Autor: Bernice Rubens 
Tytuł: "Wybrany"
Wydawnictwo Wiatr od morza, listopad 2013

Za tą powieść Bernice Rubens otrzymała w 1970 roku nagrodę Bookera. Dzięki Wydawnictwu Wiatr od morza i tłumaczeniu Michała Alenowicza możemy się tą książką cieszyć również na polskim rynku. A jest zdecydowanie godna polecenia. Powieść jest świetnie skonstruowana i wciąga od pierwszych stron. 
Rodzinę rabina Zwecka poznajemy, gdy Norman (najstarsze dziecko w rodzinie i jedyny syn) zmaga się z uzależnieniem od narkotyków, po których zażyciu ma halucynacje, nie pozwalające mu na normalne funkcjonowanie. Kiedyś był dumą rodziny, utalentowanym prawnikiem odnoszącym sukcesy. Teraz musi zostać oddany na leczenie do zakładu zamkniętego. Wraz z Normanem w domu mieszka jeszcze jego ojciec - rabin Zweck i siostra Bella. Druga siostra Esther od wielu lat żyje z mężem i nie odwiedza rodziny. Matka nie żyje. 
Zabranie Normana do zakładu psychiatrycznego jest dla rabina Zwecka i Belli nie tylko bolesnym, ale też wstydliwym przeżyciem. Żyjąc w małej, hermetycznej społeczności żydowskiej, ciągle mają na uwadze to, co pomyślą sąsiedzi. Zresztą wraz z rozwojem fabuły przekonamy się, że wykreowane na potrzeby opinii innych "fakty", są jednym z głównych czynników kształtujących tę rodzinę. 
Po tym jak poznajemy już problem Normana, Autorka zabiera nas w podróż w czasie, gdzie możemy zobaczyć życie rodzinne, układy panujące w rodzinie, problemy jej członków i przekonać się o tym, co doprowadziło do szaleństwa Normana. 
Matka, gdy jeszcze żyła, była emocjonalną szantażystką, narzucająca wszystkim swoją wolę.  Dzieci i mąż byli przez nią absolutnie zdominowani i jej podporządkowani. Jakikolwiek sprzeciw budził jej histeryczne reakcje. Rabin Zweck jest dla mnie momentami bardzo irytujący: naiwny, "pierdołowaty", zupełnie zagubiony ojciec rodziny, który własne zdanie i moce wykonawcze na zawsze podporządkował żonie. Bella poza Normanem to zdecydowanie osoba najbardziej "przegrana" w tym układzie: pozbawiona własnego życia, skupiająca się tylko na obsługiwaniu innych. Esther jako jedyna, zdecydowała się na radykalny krok i ponosi tego konsekwencje przez wiele lat. Norman to wybraniec rodziny, ukochane złote dziecko, na którym wszystko się skupia - najpierw zachwyty i aplauz z powodu licznych talentów i wspaniałych widoków na przyszłość. A potem troska, gdy duma rodziny popada w uzależnienie i szaleństwo. 
Zagłębiając się w życie rodziny rabina Zwecka widzimy ludzi zakłamanych, którzy budują sobie alternatywną rzeczywistość, dostosowaną do aktualnych potrzeb. Wszyscy członkowie udają, że problemy nie istnieją, a unikanie rozmowy o nich prowadzi do ich samoistnego rozwiązania. Bohaterom z trudem przychodzi też nazywanie rzeczy po imieniu, zobaczenie ich takimi jakimi są. (Rabin Zweck przez całą powieść ani razu nie skłonił się ku myśli, że Norman musi sam chcieć przestać brać narkotyki i że nawet złapanie wszystkich dostawców niczego nie zmieni, jeżeli jego syn dalej będzie chciał brać.) Niewątpliwie choroba Normana jest dla wszystkich bardzo ciężkim przeżyciem, ale wraz z rozwojem akcji, dowiadujemy się, że rodzina ma już swoich tajemnic i traumatycznych momentów bardzo wiele. Stopniowe ich odkrywanie przez Autorkę wpływa na nasze coraz głębsze rozumienie bieżących wydarzeń, no i oczywiście bardzo wciąga w lekturę.
Zachowania bohaterów powieści wywoływały we mnie lawinę pytań: Jak można komukolwiek w rodzinie pozwolić na tak wielką emocjonalną tyranię? Jak można grupowo przyjmować i akceptować zniekształcony i zakłamany obraz świata narzucony rodzinie przez matkę? Jak można tak bezceremonialnie nazywać białe czarnym? Im więcej jednak myślałam o tej książce, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że bohaterowie tej powieści, to po prostu bardzo skromni, przeciętni i zagubieni ludzie, obdarzeni problemami, z którymi nie potrafią się do końca zmierzyć, a którym muszą zaradzić.  I robią to tak, jak wydaje im się, że będzie najlepiej: np. Bella umożliwia Bratu "kradzież" pieniędzy ze swojej torebki, po to by miał na narkotyki w szpitalu. 

Świetna książka!

Polecam!

Moja ocena: 5.5/6

piątek, 14 marca 2014

Inspiracje, wariacje, książki... i wiosna...


Dzisiaj dopadła mnie potrzeba przemyśleń i podsumowań. Brzmi poważnie, ale mam nadzieję, że będzie raczej przyjaźnie i inspirująco, niż strasznie. 
Niedługo mija rok odkąd zaczęłam aktywnie działać na blogerze, widać oznaki wiosny, zbliża się Wielkanoc. To wszystko przypomina mi o tym, jak w 2013 roku w podobnych okolicznościach postanowiłam stworzyć Coffee, books and between. Blog z tęsknoty za rozmowami. Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że we wrześniu 2012 roku wyjechałam do Danii.
Kronborg Slot, Helsingor

Smok - mój znak w horoskopie chińskim
Jestem szczęśliwa, mieszkam w pięknym miejscu nad samym morzem, ale... przyjaciele i tym samym długie dyskusje o książkach, filmach i życiu zostały w Polsce. Rok temu, gdy użalałam się nad sobą w tym duchu, Ania powiedziała mi: "pisz blog". I to był strzał w dziesiątkę. Oczywiście przyjaciół i rozmów to nie zastępuje, ale mam przynajmniej okazję do podzielenia się opiniami o swoich lekturach. Tworzę taki własny pamiętnik części przeczytanych książek, ale nie to jest najważniejsze. Najbardziej wartościowe dla mnie okazało się samo wejście w "sferę blogerską".
Nigdy wcześniej się tym zbytnio nie interesowałam. Pamiętam nawet, że gdy kilka lat temu zaczęły powstawać pierwsze blogi, to wydawało mi się to bardzo śmieszne i infantylne. Nigdy nawet nie przypuszczałam, że dołączę do tego nurtu. W momencie jak sama stałam się bardziej aktywna blogowo, zaczęłam więcej podobnych treści szukać w internecie. I okazało się, że wiele blogów to fantastyczna twórczość, ciekawe i niebanalne opinie, mnóstwo inspiracji (moje ulubione blogi książkowe), masa praktycznych wskazówek i porad (blogi podróżnicze), niewyczerpane źródło wegańskich przepisów kulinarnych, no i przede wszystkim morze pasji każdego z blogerów. Warto było to odkryć i zacząć czerpać z tego codziennie.
Coffee, books and between, to tylko mój mały, prywatny blog... bez jakiś większych ambicji póki co. Do gigantów tego gatunku na pewno mu daleko. Ale jest super, bo jest mój :-). Dochodzą mnie też plotki, że sporo osób tutaj zagląda. Wszystkim za to bardzo dziękuję!
I przy okazji tek rocznicowej notki chciałabym Was prosić o inspiracje książkowe dla siebie. Jakie książki moglibyście mi polecić, jako lekturę, która coś wniesie do mojego życia (nie musi być od razu mega ambitnie, książka przecież może wnieść np. dobrą zabawę). Co polecacie? Co Was ostatnio rozbawiło, przestraszyło, rozczuliło, zaczarowało...??? I nie sugerujcie zawartością mojego bloga. Szukam nowych inspiracji i wątków, więc wszystkie sugestie przyjmę z radością. 
Zachęcam też do komentarzy. Można je już dodawać bez problemów, bo przyznaję, że do tej pory z mojej winy (mało doświadczona operatorka bloggera) były z tym pewne problemy. 

Przesyłam wszystkim wiosenne uśmiechy!

Magda

Helsingor

Helsingor


Helsingor

Helsingor


piątek, 7 marca 2014

Jeffrey Eugenides "Intryga małżeńska"

Autor: Jeffrey Eugenides 
Tytuł: "Intryga małżeńska"
Wydawnictwo Znak, luty 2013 

Jest rok 1983 i bohaterowie książki właśnie skończyli studia. Jest ich troje, powiązanych ze sobą nieoczywistymi uczuciami i zależnościami. Madeleine zakochana jest w Leonardzie, Mitchell kocha Madeleine, no i nie wiadomo, ale być może Madeleine trochę też jest zakochana w Mitchellu.  Madeleine, atrakcyjna młoda kobieta, studentka anglistyki, chciałaby kontynuować studia magisterskie na tym kierunku i zająć się głębiej powieścią wiktoriańską. Mitchell - student teologii, dosyć przeciętny, nie zachwycający wyglądem, miły i dobry dla wszystkich, opanowany i rozsądny. Leonard szalenie błyskotliwy i inteligenty, rozrywkowy, pewny siebie, ujmujący, uwielbiany przez prawie wszystkich i znajdujący się na tajnej liście najfajniejszych facetów do wzięcia na Brown University, student biologii i stypendysta jednego z najlepszych laboratoriów genetycznych. Troje młodych ludzi po skończeniu uniwersytetu szuka swojego miejsca w życiu. Ta droga dojrzewania nie będzie łatwa.
Wielką zaletą tej powieści jest "pocięta" konstrukcja, raz po raz przenosimy się od historii jednego bohatera do życia drugiego, ale też Autor zabiera nas do dzieciństwa i domów rodzinnych Leonarda, Mitchella i Madeleine. Poznajemy ich coraz lepiej, a zdobywana wiedza rzuca nowe światło na ich zachowania, problemy i wybory. Jeffrey Eugenides trzyma nas cały czas w napięciu i nie pozwala przewidzieć rozwoju akcji. A ta obfituje w nieoczekiwane wydarzenia i zwroty. Cieszy mnie to, że nie ma w powieści hollywoodzkiego zakończenia. Bohaterowie dojrzewają, pozbywają się złudzeń i zaskakują decyzjami. Dla mnie bardzo pozytywnie. Nawet na koniec polubiłam Leonarda. W zasadzie miło spędzało się czas z nimi wszystkimi, aczkolwiek zaangażowanie Madeleine w swój związek, jej naiwność w pewnych tematach były dla mnie osobiście dosyć męczące. Aż chciało się krzyknąć: kobieto zlituj się, no ile można? Ale pewnie to kwestia wieku... jakby nie patrzeć jestem od Madeleine 14 lat starsza :-). Ważnym tłem "Intrygi małżeńskiej" jest literatura, która towarzyszy bohaterom przez cały czas, a powieść jest pełna odniesień do dzieł literackich. Pomaga w życiu i podejmowaniu ważnych decyzji.
Ciekawa, wciągająca historia o miłości, poszukiwaniu sensu życia, mierzeniu się z depresją i pustką.
Polecam!


Moja ocena: 5/6