Wydawnictwo Czarne, 2012
Książki o Indiach zawsze kupuję z największą przyjemnością. Ta trafiła na półkę do mnie jeszcze przed jej oficjalną nominacją do tegorocznej nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego. Teraz jest już w ścisłym finale. Bardzo mnie to cieszy. Bo książka jest naprawdę warta przeczytania. Autor już we wstępie pisze, że chce uciec przed stereotypem "mistycznych Indii", tak rozpowszechnionym w wielu zachodnich tekstach poświęconych religii indyjskiej. I świetnie mu się to udaje. Najlepsze co może zrobić, to oddać głos bohaterom.
Opowieść mniszki
Szczerze podziwiam bohaterkę. Naprawdę trzeba mieć w sobie niezwykłą siłę i wiarę, żeby w wieku kilkunastu lat wstąpić na ścieżkę dźinijskiej mniszki i konsekwentnie iść tą drogą. Dźiniści przede wszystkim chodzą. Uważają, że to dobry moment na przemyślenia i rozważania.
Indie, grudzień 2010 |
Tancerz z Kannuru
Historia o tancerzu widowisk tejjam, pochodzącym z kasty niedotykalnych, który przez 10 miesięcy w roku buduje studnie oraz pracuje jako strażnik w więzieniu, a przez pozostałe 2 wciela się w bóstwo w przedstawieniach.
Żyje i pracuje właśnie dla tych dwóch miesięcy, kiedy wszyscy ludzie, łącznie z braminami oddają mu cześć, dotykają stóp i proszą o błogosławieństwo. Oto całe Indie: nie ma takich sprzeczności, których nie da się pogodzić.
Córy Jellammy
Dewadasi - kobiety, przeważnie już jako małe dziewczynki poświęcane zostają bogini, by gdy tylko osiągną "dojrzałość" płciową zacząć pracować w branży seksualnej. Dewadasi bardzo mocno starają się podkreślać swoje boskie powołanie i poświęcenie, stawiają się wyżej od zwykłych prostytutek. W rzeczywistości jednak bardzo prozaiczne powody, czyli bieda rodziny i chęć zarobku, zamieniają te kobiety w córy Jellammy. Poświęcone dziewczyny przeważnie przeklinają swoje matki i krewnych za los który je spotkał, co jednak nie przeszkadza im w powielaniu tego modelu i poświęcaniu bogini własnych córek. Rząd próbuje ograniczać ten proceder, ale bezskutecznie. Kobiety ciężko pracują, w strasznych warunkach, umierają zakażone HIV i innymi chorobami, często opuszczone i samotne, w młodym wieku. "Bliscy nie mają skrupułów, by żyć z pieniędzy, które zarabiają. Ale gdy tylko kobieta się zarazi albo gdy jest już obłożnie chora, rodzina porzuca ja na ulicy, dosłownie [...] Tak naprawdę zabrali ją do domu, rzucili w kąt i głodzili. Znaleźliśmy ją w stanie połowicznej śpiączki, bez żadnej opieki ze strony tych samych członków rodziny, których wspierała przez długie lata."
Śpiewak eposów
Opowieść o Mohanie, bhop'ie, który śpiewa eposy radżastańskie, wciąż żywe i budzące emocje. Eposy, których wykonanie może trwać nawet kilka nocy. Przekazywane z ojca na syna i przynoszące wykonawcy szacunek ludności, jako temu, który posiada boską mocą (tego, w którego wciela się bóg). "Poematy przemieniły się w rytuały religijne, a bhopowie stali się pośrednikami przesłania bogów, zdolnymi przeniknąć mur - w Indiach zawsze dość dziurawy - pomiędzy światem boskim, a światem ziemskim."
Czerwona wróżka
Lal Peri Mastani, czyli Ekstatyczna Czerwona Wróżka mieszka w świątyni Sahwan Śarif i żyje by wykonywać religijny taniec dhammal. Sahwan Śarif to dargah (świątynia suficka) świętego sufickiego - Lal'a Śahbaz'a Kalandar'a. Lal Peri trafiła w to miejsce już ponad 20 lat temu, jak mówi ma tu miłość i wszystko czego potrzebuje. Więcej jej nie trzeba.
"...musisz zrozumieć, że wszystko jest wewnątrz [...]. Oto w co wierzymy. Wszystko jest w tobie, zarówno piekło, jaki raj. Tak niewielu to rozumie..."
Opowieść mnich
Taszi Passang w bardzo młodym wieku zdecydował się zostać mnichem. Nie wiedział wtedy, że wkrótce będzie musiał porzucić święcenia, aby stanąć do walki w obronie Tybetu przed Chińczykami. Decyzja ta kosztowała życie jego matkę, która była przez chińskich wojskowych torturowana, co doprowadziło do jej skrajnego wyczerpania, a potem śmierci. Taszi Passang uciekł do Indii i schronił się, jak wielu Tybetańczyków, łącznie z Dalajlamą, w Dharamsali. Walczył potem w indyjskiej armii (przyłączył się do tybetańskiej jednostki, znanej jako Specjalne Siły Graniczne albo Sektor 22). Był przekonany, że kiedyś zostanie zrzucony w Tybecie i będzie mógł walczyć o wolność ojczyzny. To się jednak nigdy nie wydarzyło. Dzisiaj Taszi stara się zadość uczynić za wyrządzone krzywdy. W dniu kiedy mógł opuścić armię, zrobił to bez wahania. Ponownie przyjął święcenia kapłańskie, tym razem z rąk samego Dalajlamy. Drukuje tybetańskie flagi modlitewne, aby wszyscy mogli recytować mantry.
Rzeźbiarz bóstw
"Bogowie stworzyli człowieka - rzekł Srikanda Stpathy - ale my tutaj mamy niezwykłe szczęście: chociaż jesteśmy prostymi ludźmi, to my pomagamy stwarzać bogów". Rodzina Srikandt Stpathy zajmuje się rzeźbieniem boskich posągów od ponad 700 lat. Figurki powstają w ściśle określony sposób, a rzeźbiarze poświęcają się w całości swojemu dziełu. Podczas tworzenia posągu boga nie można jeść mięsa, ani pić alkoholu. Należy się modlić. Gdy rzeźba jest gotowa odprawia się ceremonię otwarcia oczu bóstwu i wtedy stworzona figurka naprawdę staje się uosobieniem boga. "Dla nas sztuka i religia to jedno, bo tylko dzięki modlitwie artysta może wykonać doskonałą rzeźbę".
Pani Zmierzch
Tereny kremacyjne w miasteczku Tarapith w Bengalu to siedziba wielkiej bogini Tary i jej boskiej energii. Maniśa Ma mieszka tutaj od 20 lat, odkąd zostawiła swojego męża i córki, odpowiadając na wołanie bogini. Dołączyła do zbieraczy czaszek, którzy wierzą, że przy czaszkach umarłych zostają duchy, które można poskromić, a ich energię wykorzystać w dotarciu do bogini i jej mocy. Wspólnota ludzi żyjąca w miejscu stykania się życia i śmierci, to grupa przyjaciół, darzących się miłością i życzliwością. Jak podkreśla Maniśa Ma ludzie się sobą interesują, wiedzą co się dzieje u sąsiadów i zawsze są gotowi nieść pomoc.
"Ciemny zalesiony teren stosów pogrzebowych w Tarapith to doskonała scenografia tych praktyk i wierzeń, dlatego przyciąga on dziesiątki najbardziej żarliwych tantrycznych sadhu - wędrowców, cudotwórców i karmicieli czaszek. Wielu z nich przez swoje doświadczenia i skrajne akty ascetyzmu częściowo postradało zmysły i teraz patrzy się na nich jak na świętych szaleńców, żyjących w mistycznej anarchii w wielkim domu dla bosko obłąkanych na wolnym powietrzu. Ci odziani w czerwone szaty sadhu mieszkają tu ze swoimi zaklęciami, z niedopalonymi zwłokami, z psami i szakalami, sępami i ścierwnikami, od czasu do czasu rzucając kośćmi w przechodniów, by ich odstraszyć."
Piosnka ślepego minstrela
Wędrowni minstrele, czyli baulowie (słowo to w języku bengalskim oznacza "szalony", "pomylony") wierzą, że trzeba wyrzec się dóbr doczesnych, wstąpić na ścieżkę poszukiwania prawdy i życia w drodze i tylko to wystarczy by bóg znalazł się ciele takiej osoby. Jednocześnie nie uznają braminów i rytuałów religijnych, a niektórzy negują nawet ideę boga. Kanai pochodzi z bardzo biednej rodziny. Jest ślepy. Po tragicznej śmierci ojca i siostry, postanowił przyłączyć się do baulów, którzy kiedyś mijali jego wioskę i zachwycili się jego śpiewem. Razem z nimi wędruje i wyśpiewuje pieśni.
Jaka jest indyjska droga do świętości? Na pewno takich dróg jest wiele, a każda z nich wyjątkowa, często od świętości daleka (od świętości pojmowanej w sposób europejski). William Dalrymple opowiada o tych "mniej popularnych czy znanych" indyjskich drogach do świętości i robi to wyśmienicie!
Moja ocena 6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz