wtorek, 20 sierpnia 2013

Klaus Brinkbäumer "Afrykańska odyseja"

Autor: Klaus Brinkbäumer 
Tytuł: "Afrykańska odyseja"
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2009 



Jedna z tych wielu książek, które łatwe nie są. Europa trwa w swoim spokojnym życiu, odgradza się od niechcianego problemu Afryki. W Danii, gdzie mieszkam, są przepisy mówiące o tym, że gdy pracodawca uniemożliwi pracownikowi spożycie lunchu w ciągu pół godziny od czasu normalnie na lunch wyznaczonego, pracownik ma prawo do odszkodowania w wysokości 26 koron. W niemal każdej firmie działają związki zawodowe, zatrudnieni dostają kawę, herbatę, wodę, soki i świeże owoce w ramach swojej umowy o pracę. W dużych firmach są też ciepłe posiłki, o nadgodzinach niemalże nie ma mowy. I zapewniam wszystkich czytających ten tekst, że trudno spotkać Duńczyka, który uważa, że nie pracuje bardzo ciężko i to znaczniej ciężej niż inne narody. Unia Europejska mocno się troszczy o swoich mieszkańców i tylko o nich. Co ma Dania wspólnego z książką Klausa Brinkbäumera? W zasadzie nic poza tym, że reprezentuje tą lepszą część świata, która o tej gorszej nie wie prawie nic, a na pewno nie chce wiedzieć więcej. Europa walczy o prawa człowieka, prawa pracowników, wysuwane żądania czasami zahaczają o absurd. Tymczasem Afrykanie chcą dla siebie tylko i wyłącznie odrobiny godnego życia: wody do picia, szkoły dla dzieci i może jakiegoś lekarza, gdzieś w pobliżu. Ale w Afryce to już prawie brzmi jak raj.
Autor pojechał w podróż przez Afrykę szlakiem uciekinierów, którzy każdego dnia próbują się dostać do Europy. Jego towarzyszem jest jeden z niewielu Afrykanów, którym się "udało", którzy dotarli do Hiszpanii, nie utopili się po drodze, albo nie zostali wywiezieni ciężarówkami na pustynię. Książka prezentuje chaos jaki biały człowiek po sobie zostawił w Afryce i od którego teraz skutecznie się odcina.
Powiedziałabym, że książka uwiera, nie pozwala przestać myśleć, że "coś jest nie w porządku". Zamiast dłuższej recenzji kilka cytatów i zachęta do lektury:
"Oficjalnie okres kolonialny trwał niewiele ponad pół wieku: od konferencji berlińskiej w sprawie Konga, w latach 1884-1885, gdy dziesięć tysięcy królestw, plemion i federacji kontynentu afrykańskiego wtłoczono do czterdziestu kolonii, aż po niepodległość w 1960 roku. Ale to tylko pozór, wszystko zaczęło się bowiem wraz z przypłynięciem pierwszego statku. Biali od początku uważali się za silniejszych, szlachetniejszych, czystszych. Przysyłał ich sam Bóg, czuli się zatem uprawnieni do nawracania tych dzikusów, do okradania ich, zabijania - w zależności od tego, co akurat uznali za właściwe.
Najpierw pojawiła się broń palna, następnie przybyli chrześcijańscy i muzułmańscy misjonarze, a potem nastało niewolnictwo. Epoka zorganizowanego handlu ludźmi trwała czterysta lat. Ile stuleci potrzebuje kontynent, żeby taki proceder przezywciężyć?
Żeby poradzić sobie z tymi czterystoma laty i nadrobić ten czas, żeby stać się kontynentem silnym i twórczym?"
"Ludzie tutaj są dumni, mają odrębne tradycje i kulturę. Nikt nie chciał stąd wyjeżdżać, uciekać do Europy - krzyczy. - Ale co może Afryka? W Europie krowy dostają więcej pieniędzy niż ludzie w Afryce. Wasze subwencje dla rolnictwa wykrwawiają naszą gospodarkę. Czy wiecie, że co roku tracimy dwadzieścia pięć miliardów dolarów potencjalnych zysków z eksportu? Wasza pomoc dla krajów rozwijających się to w porównaniu z tym kpina. Do tego dobija nas wasza polityka imigracyjna, bo dzięki swojej strategii wizowej wyłuskujecie z Afryki lekarzy i informatyków, a odrzucacie wszystkich innych. Zabieracie Afryce ropę naftową, złoto i gaz ziemny. Prawdziwy interes Europy i Ameryki to maksymalizacja zysków, nic innego."
Moja ocena: 4.5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz