czwartek, 1 listopada 2018

Olga Tokarczuk, Jennifer Croft w Brookline Booksmith

25 września 2018
Brookline Booksmith, Brookline, MA, USA
Olga Tokarczuk, Jennifer Croft 


Olga Tokarczuk odwiedziła księgarnię Brookline Booksmith przy okazji swojej wizyty w Stanach i promowania książki "Bieguni". Razem z tłumaczką Jennifer Croft wzięły udział w spotkaniu w ramach "Transnational Literature Series", czyli cyklicznego wydarzenia, skupiającego się na literaturze związanej z migracją, przemieszczaniem się, wygnaniem, ze specjalnym uwzględnieniem pracy tłumacza i jego wkładu w dzieło. Patronem serii jest magazyn internetowy Words without Borders. 
Czytałam "Biegunów" wiele lat temu, zaraz po tym jak się ukazali w Polsce, ale powiem szczerze, że dosyć mnie wtedy zmęczyli. Natomiast Międzynarodowa Nagroda Bookera dla książki w 2018 roku i spotkanie z Pisarką, zmotywowały mnie do ponownego po nią sięgnięcia. I mam wrażenie, że tym razem z większym zrozumieniem. Recenzji było już wiele... więc tutaj tylko kilka cytatów, które mnie poruszyły/zaintrygowały: 


"Każdy kto kiedykolwiek pisał powieść, wie, jakie to ciężkie zajęcie, to niewątpliwie jeden z najgorszych sposobów samozatrudnienia. Trzeba cały czas pozostawać w sobie, w jednoosobowej celi, w całkowitej samotności. To kontrolowana psychoza, paranoja z obsesją zaprzęgnięte do pracy, dlatego pozbawione piór, tiurniur i weneckich masek, z których je znamy, a przebrane raczej w rzeźnicze fartuchy i gumiaki, z nożem do patroszenia w ręku. Widzi się z tej pisarskiej piwnicy zaledwie nogi przechodniów, słyszy stuk obcasów. Czasami ktoś przystanie, żeby się schylić i rzucić do wnętrza okiem, można wtedy ujrzeć ludzką twarz i zamienić nawet kilka słów. W istocie jednak umysł zajęty jest swoją grą, którą toczy sam przed sobą w naszkicowanym pospiesznie panoptikum, rozstawiając figurki na prowizorycznej scenie - autor i bohater, narratorka i czytelniczka, ten, który opisuje."

"Kiedy wyruszam w podróż, znikam z map. Nikt nie wie, gdzie jestem. W punkcie, z którego wyszłam, czy w punkcie, do którego dążę? Czy istnieje jakieś "pomiędzy"? Czy jestem jak ten zagubiony dzień, gdy leci się na wschód, i odnaleziona noc, gdy na zachód? Czy obowiązuje mnie to samo prawo, z którego dumna jest fizyka kwantowa - że cząstka może istnieć równocześnie w dwóch miejscach? Czy inne, o którym jeszcze nie wiemy i którego nie udowodniono - że można podwójnie nie istnieć w jednym i tym samym miejscu?
Myślę, że takich ja jest wielu. Znikniętych, nieobecnych. Pojawiają się nagle w terminalach przylotów i zaczynają istnieć, gdy urzędnicy wbiją im do paszportu stempel albo gdy uprzejmy recepcjonista w jakimś hotelu wręczy im klucz. Zapewne odkryli już swoją niestałość i zależność od miejsc, pór dnia, od języka czy miasta i jego klimatu. Płynność, mobilność, iluzoryczność - to właśnie znaczy być cywilizowanym. Barbarzyńcy nie podróżują, oni po prostu idą do celu albo dokonują najazdów."

"Wielu ludzi wierzy, że istnieje na układzie współrzędnych świata punkt doskonały, gdzie czas i miejsce dochodzą do porozumienia. Może to nawet dlatego wyruszają z domu, sądzą, że poruszając się choćby chaotycznie, zwiększają prawdopodobieństwo trafienia do takiego punktu. Znaleźć się w odpowiednim momencie i w odpowiednim miejscu, wykorzystać okazję, chwycić chwilę za grzywkę, wtedy szyfr zamka zostanie złamany, kombinacja cyfr do wygranej - odkryta, prawda - odsłonięta. Nie przegapić, surfować po przypadku, zbiegu okoliczności, zrządzeniach losu. Nic nie potrzeba - wystarczy tylko się stawić, zameldować w tej jednej konfiguracji czasu i miejsca. Można tam spotkać wielką miłość, szczęście, wygraną w tot-lotka albo wyjaśnienie tajemnicy, nad którą wszyscy biedzą się daremnie od lat, lub śmierć."

"Istnieją kraje, w których ludzie mówią po angielsku. Ale nie mówią tak jak my, którzy mamy własny język ukryty w bagażach podręcznych, w kosmetyczkach, angielskiego zaś używamy tylko w podróży, w obcych krajach i do obcych ludzi. Trudno to sobie wyobrazić, ale angielski jest ich językiem prawdziwym! Często jedynym. Nie mają do czego wracać ani zwrócić się w chwilach zwątpienia. 
Jakże muszą się czuć zagubieni w świecie, gdzie każda instrukcja, każde słowo najgłupszej piosenki, menu w restauracjach, najbłahsza korespondencja handlowa, przyciski w windzie są w ich prywatnym języku, Mówiąc, mogą być w każdej chwili zrozumiani przez każdego, a ich zapiski trzeba chyba specjalnie szyfrować. Gdziekolwiek się znajdą, wszyscy mają do nich nieograniczony dostęp, wszyscy i wszystko. 
Są już projekty, słyszałam, żeby wziąć ich pod ochronę, a może nawet przyznać im jakiś jedyny mały język, z tych wymarłych, których nikt już nie potrzebuje, żeby mogli mieć coś dla siebie, własnego."

Postanowienie/wyzwanie po spotkaniu z Olgą Tokarczuk??? "Księgi Jakubowe" chociaż zarzekałam się, że nie podejmę wyzwania 😊

Polecam... ogólnie... spotkania z pisarzami!!!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz