Autor: Michael J. Sandel
Tytuł: "Czego nie można kupić za pieniądze"
Kurhaus Publishing, grudzień 2013
Michael Sandel ośmiela się atakować ekonomiczną świętość, czyli wolny rynek. Sama jako studentka Wydziału Ekonomiczno - Socjologicznego do znudzenia słuchałam o "niewidzialnej ręce rynku". To rzekomo idealne rozwiązanie większości problemów. I wciąż wiele osób tak sądzi, jakby kryzys 2008 roku nie miał miejsca. Autor oczywiście nie potępia wolnego rynku, ale pyta czy to dobrze, że wkracza on we wszystkie dziedziny życia. Zastanawia się czy rzeczywiście zgadzamy się na to, żeby coraz więcej kategorii społecznych opisywanych było przy pomocy rachunku zysku i strat. Jego książka to głównie pytania i zachęta do dyskusji, przy jasnym i często powtarzanym twierdzeniu, że nic nie sprawdza się zawsze i wszędzie. Autor podaje przykłady sytuacji niejednoznacznych moralnie i zachęca czytelnika do przemyśleń: jakbyśmy się zachowali, czy to akceptujemy czy nie. Jeżeli przeprowadzimy analizę czysto ekonomiczną, to okaże się, że wszystko jest w porządku, ale jeżeli dołączymy aspekt moralny, to niewątpliwie coś zacznie zgrzytać.
- Rynek potrafi wycenić np. dobro w postaci dziecka czy organu, a jednak z jakiś powodów nie zgadzamy się na handel dziećmi ani ludzkimi organami.
- Czy płacić dzieciom za czytanie książek, za obecność w szkole albo za dobre wyniki w nauce?
- Czy to w porządku, że ludzie posiadający więcej pieniędzy mogą sobie kupić szybsze przejście przez bramki na lotnisku, szybszą wizytę u specjalisty, albo zapłacić staczowi kolejkowemu, żeby dostać miejsce na dyskusji w Kongresie albo na przedstawieniu w Central Parku?
- Czy zgadzamy się, żeby płacić narkomanom za rzucenie nałogu?
- Czy akceptujemy płacenie kobietom z pewnych środowisk za poddanie się sterylizacji?
- Czy to w porządku, że można wynająć brzuch kobiety w Indiach, żeby urodziła dziecko parze, gdzie kobieta nie może donosić ciąży, albo nie chce w niej być po prostu.
- Albo umowy wiatykalne, czyli w praktyce zakładanie się o cudze życie? Czy to jest okej, że odkupuje się polisę na życie od osoby śmiertelnie chorej, oferując jej powiedzmy 50% wartości już teraz. Niby nie ma w tym nic złego. Osoba dostaje pieniądze potrzebne na leczenie, które może natychmiast wykorzystać. W praktyce inwestor po prostu zakłada się o jej życie. Wynalezienie w międzyczasie cudownego leku, na daną chorobę, niweczy jego plany inwestycyjne. W jego interesie jest, żeby osoba chora zmarła jak najszybciej.
To tylko niektóre kwestie, które Autor poddaje pod rozwagę.
Poza tym Michael Sandel atakuje wolny rynek jako narzędzie, które nie zawsze alokuje dobra do najbardziej potrzebujących (czyli gotowych najwięcej zapłacić wg teorii wolnego rynku). Często najwięcej płacą po prostu najbogatsi. Tak się dzieje np. w przypadku imprez sportowych. Najwierniejsi kibice często kupują najtańsze bilety, bo na lepsze ich nie stać. Ale przychodzą na mecz po to, by rzeczywiście kibicować swojej drużynie. Podczas gdy w loży VIPów zasiadają osoby, które mogą sobie na to pozwolić finansowo. Bywa, że nie są zainteresowane grą, a ich obecność może wynikać z chęci pokazania się.
Poza tym założenie, że uczestnicy rynku mają wolny wybór i działają dobrowolnie też nie do końca jest prawdziwe. Nie trzeba dużo wyobraźni, żeby wiedzieć, że osoba głodująca, która chce sprzedać własną nerkę, żeby wykarmić rodzinę, działa w warunkach przymusu ekonomicznego. Podobnie jak "wynajmująca" swój brzuch surogatka w Indiach.
Książkę się fantastycznie czyta. Autor podaje niesłychanie dużo przykładów i przygląda im się z różnych stron. Śmie wątpić w "rynkowe świętości". Burzy nasze ugruntowane przekonania.
Świetna lektura!!!
Polecam!!!!
Moja ocena: 6/6
Fajnie to wszystko zostało tu opisane.
OdpowiedzUsuń