Autor: Martin Caparros
Tytuł: "Głód"
Wydawnictwo Literackie, marzec 2016
Skończyłam tą książkę już ponad miesiąc temu i nie mogę się zabrać za wpis o niej. Jest zdecydowanie za ważna, bym mogła ją pominąć na tym blogu, a jednocześnie budzi tak skrajne uczucia, że ciężko zacząć o niej pisać. Zastanawiam się też, co właściwie mam powiedzieć... ja... osoba aktualnie na diecie, która zastanawia się, jaki wymiennik białka zalecany przez dietetyka, dzisiaj zjeść. Moje dylematy krążą między jajkami, krewetkami i soczewicą. Jak mogę pisać o "Głodzie" Martina Caparrosa, o ludziach których spotkał w czasie pracy nad książką. O ich perspektywach i horyzontach żywieniowych, sięgających wyobrażeń o jedzeniu, zamykających się marzeniami w stylu: gdybym mógł sobie wyobrazić, że mogę mieć wszystko, co chcę do zjedzenia, to bym chciał mieć codziennie pod dostatkiem ryżu albo prosa albo sorgo. Ale co jeszcze? Możesz wybrać wszystko, mówi im Autor. Ale oni nic innego nie znają. Więc dostatek prosa jest szczytem szczęścia. "Przyszłość jest przywilejem ludzi najedzonych" powtarza Martin Caparros kilka razy. Bo ci, których dieta ogranicza się do prosa, które albo jest, albo go nie ma, nie myślą w czasie przyszłym. Martwią się tylko o tu i teraz i o to, żeby mieć COKOLWIEK do zjedzenia. I często jest to niemożliwe do osiągnięcia. W Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka czytamy: "Każdy człowiek ma prawo do stopy życiowej zapewniającej zdrowie i dobrobyt jego i jego rodziny, włączając w to WYŻYWIENIE, odzież, mieszkanie, opiekę lekarską i konieczne świadczenia socjalne, oraz prawo do ubezpieczenia na wypadek bezrobocia, choroby, niezdolności do pracy, wdowieństwa, starości lub utraty środków do życia w inny sposób od niego niezależny." I jak słusznie zauważa Autor: "[...] gdy mówimy o prawach człowieka, myślimy zwykle o tym, że nie wsadzą cię więzienia bez uzasadnionych powodów, nie będą cię torturować, , nie pozbawią życia, pozwolą ci podróżować, wyrażać opinie - ale nie przychodzi nam do głowy jedzenie. [...] Tymczasem każdego dnia setki milionów ludzi nie mogą zrealizować swojego prawa do wyżywienia."
"Dnia 11 września 2001 roku w Nowym Jorku pawie trzy tysiące ludzi - dokumenty mówią o 2973 osobach, ale dokładna liczba nigdy nie będzie znana - zginęło w atakach powietrznych nowego rodzaju. Tego samego dnia w pozostałej części świata około 25 tysięcy ludzi umarło z przyczyn związanych z głodem. I następnego dnia tyle samo, i następnego, i następnego."
Głód w dzisiejszych czasach nie jest kwestią niemożności wyprodukowania jedzenia w ilościach zapewniających każdej osobie na świecie realizację podstawowego prawa człowieka, czyli prawa do wyżywienia. "Rozwój" krajów bogatych kreuje głód w pozostałej części świata na różne sposoby:
"Podjęcie tematu głodu wymaga pewnej - mglistej - świadomości wspólnoty międzynarodowej, czy raczej wspólnoty ludzkości: założenia, że wszyscy ludzie powinni troszczyć się o to, aby nikomu nie brakowało jedzenia. Inaczej w imię czego miałoby nas obchodzić nieszczęście Abisyńczyków, Kazachów czy Bengalczyków?
Jest to świadomość niezwykła i oznaczająca wielki postęp, która jednak nie przełożyła się jeszcze na praktykę społeczną. Być może rozszerzy się, na powrót umocni. Tymczasem bowiem idea "ludzkości" ogranicza się w swoim wyrazie do deklaracji, subtelnych wzruszeń bądź krokodylich łez, do transportów pomocy i akcji ratunkowych. Pozwala wysyłać worki ze zbożem, ale nie skłania do rezygnacji z wielkich zarobków. Nie każe szukać realnych rozwiązań problemu - z troską równą trosce o własne otoczenie: rodaków."
Autor porusza w książce OGROM problemów związanych z głodem, analizuje zjawisko z różnych punktów widzenia, ale główne pytanie książki "Jak do diabła możemy żyć, wiedząc, że dzieją się takie rzeczy?" pozostaje bez odpowiedzi.
Wśród masy uczuć, jakie towarzyszyły mi podczas lektury, głównym chyba był WSTYD. Chcę wierzyć, że moje osobiste cegiełki, gdzieś tam przyczyniają się do poprawy czyjegoś losu, ale czy mi z tym lepiej? Na pewno nie po lekturze "Głodu" Martina Caparrosa.
Lektura obowiązkowa!!!
Moja ocena: 6/6
"Dnia 11 września 2001 roku w Nowym Jorku pawie trzy tysiące ludzi - dokumenty mówią o 2973 osobach, ale dokładna liczba nigdy nie będzie znana - zginęło w atakach powietrznych nowego rodzaju. Tego samego dnia w pozostałej części świata około 25 tysięcy ludzi umarło z przyczyn związanych z głodem. I następnego dnia tyle samo, i następnego, i następnego."
Głód w dzisiejszych czasach nie jest kwestią niemożności wyprodukowania jedzenia w ilościach zapewniających każdej osobie na świecie realizację podstawowego prawa człowieka, czyli prawa do wyżywienia. "Rozwój" krajów bogatych kreuje głód w pozostałej części świata na różne sposoby:
- Zatruwanie środowiska, czyli pozbawianie lokalnych społeczności dostępu do zasobów naturalnych np. ryb, do możliwości uprawiania ziemi z powodu skażenia.
- Monopol dużych koncernów na produkcję ziarna zmodyfikowanego genetycznie. A tym samym uzależnienie rolników od wielkich korporacji. Od wieków uprawa polegała na tym, że część plonów odkładało się pod przyszłoroczny zasiew. Tymczasem plony z upraw GMO są wprawdzie trochę większe, ale rok rocznie trzeba kupować od koncernów nowe ziarno. Biedni rolnicy, którzy raz się zapożyczą u dostawcy, z trudem potem mogą wyplątać się ze spirali zobowiązań i dosłownie przymierają głodem. Albo popełniają samobójstwa.
- Subsydiowanie rolnictwa w krajach rozwiniętych i duży eksport żywności do pozostałej części świata, co powoduje nieopłacalność lokalnej produkcji i spycha miejscowych rolników w zależność od zewnętrznych dostaw.
- Współczesny kolonializm, czyli nabywanie przez wielkie korporacje na własność ziemi w biednych krajach. Pozbawia to miejscową ludność dostępu do zasobów naturalnych i wpędza całe społeczności w długookresowy głód. Przejmowanie ziemi odbywa się przeważnie w zgodzie z interpretacją własności przez państwa bogate. Nie uwzględnia się tego, że w niektórych społecznościach ziemia należy do plemion, mieszkających na niej od zarania dziejów i jest to sprawa oczywista, mimo braku papierów potwierdzających ten fakt. Przejmowanie całych obszarów odbywa się przy poparciu miejscowych skorumpowanych rządów lub urzędników bez uwzględniania interesów lokalnych mieszkańców.
- Wydobywanie surowców np. w Afryce i ich wywóz za bezcen do bogatych krajów. Do miejscowych społeczności nie trafia praktycznie nic z ceny, jaką świat płaci bogactwa naturalne. "To dobroczynność, która najpierw zabrała żebrakowi jego dobytek. Uran, na przykład. To układ, w którym ofiara nie zapomina, kto naprawdę ma władzę. Rząd afrykański prosi "świat" o pomoc w zaradzeniu dramatycznej sytuacji. Wówczas "świat" uruchamia mechanizmy obejmujące dyskusje, negocjacje, targowanie się, by na koniec wysłać żywność, środki pomocy, nawet szpitale. Świat "ratuje życie ludzi" - których ma się rozumieć, sam kraj nie jest zdolny uratować. Kraj powinien, a jakże, podziękować dobremu panu, który zgodził się wyciągnąć do niego pomocną dłoń i obdarować go, zabrawszy najpierw wszystko, na co miał ochotę."
- Spekulowanie cenami zboża np. na giełdzie w Chicago (kontrakty futures etc.). Dla uczestników giełdy to tylko gra; dla bidnych społeczności, zmuszonych kupować żywność na międzynarodowych rynkach, to kwestia tego czy będą jadły, czy nie.
- Wzrost spożycia mięsa w krajach bardzo bogatych i szybko rozwijających się (zwłaszcza w Chinach). Uprawy zbóż na paszę dla zwierząt pochłaniają coraz większe areały ziemi, pozbawiając dostępu do niej lokalnych społeczności w biednych krajach. Podobnie jest z wodą. Produkcja mięsa jest bardzo nieefektywna. Do wyprodukowania jednej kalorii kurczaka potrzeba aż czterech kalorii roślinnych, 6 jest niezbędne do wytworzenia 1 kalorii wieprzowiny a 10 do wołowiny. Jak pisze Martin Caparros: "Jedzenie mięsa jest ostentacyjnym pokazem siły."
- Otyłość w dużej części przypadków to też kwestia głodu. Paradoks? Wcale nie. Biedni z bogatych krajów świata, których nie stać na zdrowe, pełnowartościowe wyżywienie, zapychają żołądki czym się da: fast foodami, tanimi węglowodanami, w dużej części znalezionymi na śmietnikach, a wyrzuconymi tam np. przez duże firmy typu McDonalds. "Powtórzmy jeszcze raz: nie jest prawdą, że otyli zjadają to, czego nie dostają głodujący. Za to owszem wydaje się prawdą, że ten sam przemysł, który ich karmi śmieciami, kontroluje rynki i zagarnia surowce mogące być strawą dla głodnych. Otyli i głodujący są ofiarami - różnymi - tego samego. Nazwijmy to nierównością, kapitalizmem, hańbą."
"Podjęcie tematu głodu wymaga pewnej - mglistej - świadomości wspólnoty międzynarodowej, czy raczej wspólnoty ludzkości: założenia, że wszyscy ludzie powinni troszczyć się o to, aby nikomu nie brakowało jedzenia. Inaczej w imię czego miałoby nas obchodzić nieszczęście Abisyńczyków, Kazachów czy Bengalczyków?
Jest to świadomość niezwykła i oznaczająca wielki postęp, która jednak nie przełożyła się jeszcze na praktykę społeczną. Być może rozszerzy się, na powrót umocni. Tymczasem bowiem idea "ludzkości" ogranicza się w swoim wyrazie do deklaracji, subtelnych wzruszeń bądź krokodylich łez, do transportów pomocy i akcji ratunkowych. Pozwala wysyłać worki ze zbożem, ale nie skłania do rezygnacji z wielkich zarobków. Nie każe szukać realnych rozwiązań problemu - z troską równą trosce o własne otoczenie: rodaków."
Autor porusza w książce OGROM problemów związanych z głodem, analizuje zjawisko z różnych punktów widzenia, ale główne pytanie książki "Jak do diabła możemy żyć, wiedząc, że dzieją się takie rzeczy?" pozostaje bez odpowiedzi.
Wśród masy uczuć, jakie towarzyszyły mi podczas lektury, głównym chyba był WSTYD. Chcę wierzyć, że moje osobiste cegiełki, gdzieś tam przyczyniają się do poprawy czyjegoś losu, ale czy mi z tym lepiej? Na pewno nie po lekturze "Głodu" Martina Caparrosa.
Lektura obowiązkowa!!!
Moja ocena: 6/6
Dziękuję za przypomnienie o tej książce. Kilka tygodni temu czytałam jej recenzję , w "Polityce", jak mi się zdaje. I już wtedy wiedziałam, że to książka, której nie można NIE przeczytać. Twoja recenzja tez mnie do tego przekonuje!
OdpowiedzUsuńA poza tym, pięknie dobierasz swoje lektury! Dziękuję za ciekawe podpowiedzi - będę częściowo podążać Twoim śladem, Delfo :) Pozdrawiam!
Dziękuję za miłe słowa. Ja ostatnio nie jestem na biężąco blogowo, bo wakacje, przeprowadzki i inne takie.
OdpowiedzUsuńA co do książki "Głód", to jest to pozycja, która wywarła na mnie ogromne wrażenie. Jedna z najważniejszych lektur w życiu, więc zdecydowanie zachęcam do lektury.