wtorek, 5 kwietnia 2016

Swietłana Aleksijewicz "Cynkowi chłopcy"

Autor: Swietłana Aleksijewicz
Tytuł: "Cynkowi chłopcy"
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015 


"Leciałam śmigłowcem... Z góry widziałam setki przygotowanych zawczasu cynkowych trumien, które pięknie i strasznie błyszczały w słońcu...
Kiedy człowiek zetknie się czymś podobnym, to od razu myśli: literatura dusi się w swoich granicach..."

Wojna jest bez sensu. Tak myślę i nie zapowiada się, żebym miała zmienić zdanie. I trudno mi uwierzyć, żeby ktokolwiek, kto zapoznał się z książkami Swietłany Aleksijewicz mógł sądzić inaczej. Liczę na to, że po tym jak Autorka otrzymała Literacką Nagrodę Nobla, jej twórczość na stałe wejdzie na listę lektur szkolnych. I że nie będzie się młodych ludzi epatować ideą bezsensownego wojennego bohaterstwa, uwiecznionego pomnikami poległych. Marzy mi się, żeby dzieci nie uczyły się o tym, że bycie "mięsem armatnim" w rozgrywkach mocarzy, fanatyków i ludzi z kompleksami, jest czymś wzniosłym, patriotycznym i warto temu stawiać muzea. Bo co to znaczy być bohaterem? Zostać wysłanym na front, być upodlonym, posuwać się do czynów, jakich nigdy by się człowiek po sobie nie spodziewał. Po co? Dla czego? W czyim imieniu? I umrzeć - to czasami najlepsze co się może przytrafić. A po powrocie życie z traumą. Swietłana Aleksijewicz w swoich książkach opowiedziała o wojnie kobiet (Swietłana Aleksijewicz Tytuł: "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety") i dzieci ("Ostatni świadkowie Utwory solowe na głos dziecięcy"). A w "Cynkowych chłopcach" o bezsensie rosyjskiej interwencji w Afganistanie. Relacje świadków układają się w ogromny dramat ludzi, wysłanych na front, często wbrew własnej woli, oszołomionych radziecką propagandą, dla których, nawet jeśli wrócili z Afganistanu, nie ma już normalnego życia. 

Jak powiedzieć młodym chłopakom, często nastolatkom, których cała dorosłość i świadomość była kształtowana przez wojnę, którzy zabijali, którzy żyją, ale często okaleczeni, niepełnosprawni, których faszerowano propagandą, wmawiano im, że ojczyzna potrzebuje ich ofiary, jak im powiedzieć: to było bez sensu! Ta interwencja w Afganistanie nigdy nie powinna mieć miejsca, a wy jesteście po prostu mordercami. Tego się na da zrobić. Ludzie wysyłani do walki, w potworne warunki, gnębieni w równym stopniu przez wroga, jak i zjawisko fali obecne w każdej armii, wykonujący po prostu rozkazy. Ich życia są bezpowrotnie zniszczone, większość z nich nie rozumie, że to wszystko było na nic, że to nie miało sensu. A ci, do których to dociera i na przykład dekalarują, że zrobią wszystko, żeby ich dzieci nie trafiły do wojska, są niezrozumiani przez własnych rodziców, dla których syn walczący "za ojczyznę" zawsze był szczytem rodzicielskich ambicji.
Propaganda rosyjska spisywała się bardzo dobrze. Duża część społeczeństwa wierzyła, że rząd wysyła młodych ludzi, aby bili się o jakiś "wielki, bliżej nieokreślony cel". Dopiero gdy coraz więcej cynkowych trumien z ciałami zaczęło wracać do kraju, a walki się przedłużały, pojawiły się pierwsze nieśmiałe opinie, że może interwencja w Afganistanie to nie jest zbyt sensowne działanie. 
Swietłana Aleksijewicz wysłuchała setek żłonierzy, ich żon, matek i bliskich. Na łamach swojej książki oddała im głos, by sami najlepiej świadczyli o tym, co się wydarzyło. Chwała jej za to, że udało jej się wyciągnąć z ludzi te historie. 
Wierzę w to, że w szkołach młodzież będzie miała możliwość uczenia się o wojnie od strony, od której pokazuje ją Swietłana Aleksijewicz. Według mnie to właśnie jest strona prawdziwa. 


"Wojna nie czyni człowieka lepszym. Wyłącznie gorszym. Bez żadnych wątpliwości. Nigdy nie wrócę do tego dnia, kiedy wyruszyłem na wojnę. Nie będę tym, kim byłem przed wojną. Jak mogę stać się lepszym, jeśli widziałem... jak ludzie za czeki kupują u medyków dwie szklanki moczu chorego na żółtaczkę. Potem taki go wypija. Zaczyna chorować. Zwalniają go. Widziałem, jak odstrzeliwują sobie palce. Jak kaleczą się zamkami karabinów maszynowych. Jak... jak... Jak w tym samolocie lecą do domu cynkowe trumny i walizki z kożuchami, dżinsami, damskimi majtkami... Z chińską herbatą..."

"Kiedy moja żona spytała: "Jak mąż trafił do Afganistanu?", odpowiedziano jej: "Sam wyraził takie życzenie". To samo powiedziano wszystkim naszym matkom i żonom. Gdyby moje życie, moja krew potrzebne były dla jakiejś wielkiej sprawy, to sam bym powiedział: "Zgłaszam się na ochotnika!". Ale zostałem oszukany podwójnie: wysłali mnie na wojnę i nie powiedzieli co to za wojna. Prawdę o niej poznałem po ośmiu latach. W grobach leżą moi przyjaciele i nie wiedzą jak ich z tą podłą wojną oszukano. Czasem im nawet zazdroszczę: nigdy sie o tym nie dowiedzą. I już więcej ich nikt nie oszuka".

Moja ocena: 6/6




3 komentarze:

  1. Czytałam "Wojnę...", czytałam "Czasy second hand", a dzisiaj skończyłam "Czarnobylską modlitwę" i doszłam do konstatacji, że każda książką Aleksijewicz jest odmienianiem wojny w różnym przypadku. Bo okazuje się, że nawet likwidatorzy katastrofy na czarnobylskim reaktorze byli zagrzewani przez swoich przełożonych jak żołnierze przez dowódców. Ale to taka kultura po czasach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej - nie liczy nic, oprócz zwycięstwa.

    I chociaż mam wrażenie, że w kolejnej książce Aleksijewicz czytam wciąż o tym samym, to niezmiennie uwielbiam jej narrację gorzkiej ballady. "Cynkowi..." jeszcze przede mną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jakimś wywiadzie Swietłana zadeklarowała, że wyczerpała już temat wojny, radzieckiego człowieka itd. I podobno ma pisać o miłości teraz. Ale znając Autorkę, to już się boję tej książki o miłości...

      Usuń
    2. Ja chyba też. A przynajmniej wiadomo na pewno - to nie będzie konwencjonalna opowieść miłosna...

      Usuń