Autor: Krzysztof Varga
Tytuł: "Masakra"
Wydawnictwo: Wielka Litera, kwiecień 2015
Faktycznie masakra... 540 stron pijackiej "jazdy" Stefana przez rozgrzaną upałem Warszawę. Można się zmęczyć i "utytłać" niemalże jak sam bohater. Stefan to podstarzały, przebrzmiały muzyk rockowy, który budzi się na kacu i rusza w miasto aby odnaleźć swojego managera lub znajomych, którzy pożyczą mu trochę gotówki, gdyż jego portfel i telefon przepadły w nieznanych okolicznościach. W warszawskich knajpach Zawodowej, Mielonce, Wódce i Kiełbasie, Krwawej Kiszce spotyka metaforyczne postacie, z którymi toczy zacięte dyskusje o polityce, sztuce, kondycji Polski. Na jego drodze stają min.:
Prezes - "Prezes pochylił się nad nim i Stefan poczuł mdlący zapach wody kolońskiej, od którego znów zrobiło mu się niedobrze, Prezes pachniał jak wielka drogeria, był nieskazitelnie czysty i modnie ubrany. Przez tę czystość, przez zapach, który wokół siebie roztaczał, przez nieskazitelność swej wyprasowanej co do milimetra błękitnej koszulki polo oraz lnianych białych spodni w kant, a także doskonałość bieli swych lekkich tenisówek w połączeniu z bulwiastą urodą i nabrzmiałym brzuchem pełnym nieuwolnionych gazów i mas kałowych wydawał się jeszcze obrzydliwszy, niż go sobie Stefan zapamiętał."
Poeta - "Poeta milczał chwilę w sposób natchniony, a potem westchnąwszy ciężko, sięgnął po szklankę z winiakiem klubowym. Pociągnął potężny łyk i skrzywił się się rutynowo, tak jak krzywił się już w życiu tysiące razy, jak krzywił się każdego dnia swego poetyckiego życia, topiąc w szklance frazy, rymy i przerzutnie, których nigdy nie zapisze."
Docent - "Nagle, zbierając się już do wyjścia z Krwawej Kiszki, zauważył Stefan w brodatym tłumie zgniatającym się we wnętrzu lokalu ciasnego jak kiszka stolcowa, ni mniej, ni więcej, tylko Docenta, sławnego filozofa, kulturoznawcę, badacza ruchów alternatywnych, konesera muzyki alternatywnej i awangardowej, zaangażowanego teatru oraz sztuk wizualnych, radykalnego feministę, brawurowego eseistę i myśliciela zdecydowanie lewicowego, a także ekstatycznego felietonistę i przy okazji ekonomistę hobbystę, propagatora ekscentrycznych eksperymentów społecznych, znienawidzonego przez prawicowców i wielbionego, choć niezrozumianego w wielu aspektach, przez swych lewicowych wyznawców. Geniusz bowiem Docenta zdawał się nie do ogarnięcia przez zwykłych ludzi, choć wielu z tych zwykłych ludzi prezentowało pogląd, że jest on nie do ogarnięcia nawet przez samego docenta."
Magister Wątroba - "Magister Wątroba był w tym sensie nietypowym krytykiem, felietonistą i eseistą, że nigdy nie pragnął być pisarzem, reżyserem, aktorem ani nawet piosenkarzem czy malarzem. Tym bardziej nie pragnął choćby przez minutę swego życia być performerem ani twórcą sztuk wizualnych i nie kompensował sobie niezrealizowania artystycznego krytyczną zjadliwością. Gorzej jeszcze w pewnym sensie - nigdy, nawet w czasach licealnej młodości, charakteryzującej się wszak napadowymi stanami egzaltacji, nie pisał wierszy".
Stefan na swojej pijackiej drodze przez Warszawę rozmawia jeszcze z Pomnikiem sławnego pisarza, Wiedźmą (byłą dziewczyną) i tajemniczym panem Lucjanem, który zaskakująco dużo o bohaterze wie.
Proza męcząca fizycznie, bo pół tysiąca stron o pijackim upodleniu, to jednak trochę jest. Ale język porywający (jak to zwykle u Krzysztofa Vargi). Kolejne stadia upadku i zanurzania się bohatera w alkoholowej czarnej dziurze opisane są fantastyczną polszczyzną, dającą czytelnikowi prawdziwą rozkosz lektury. Krzysztof Varga znany ze swojego "lekko" złośliwego pióra i ogromnego poczucia humoru serwuje nam swoje możliwości w pełnym zestawie.
A na koniec coś w sam raz przed wyborami (i o artystach przy okazji):
"Bardzo chciał, żeby jego dzieci wyrosły na uczciwych ludzi, a nie na artystów, już by chyba nawet wolał, żeby zostały politykami niż artystami. Przynajmniej każdy wie, że politycy kłamią, a nie każdy ma świadomość, że wszyscy artyści to także bałamutni kłamcy. Nikt o zdrowym rozsądku nie ufa żadnemu politykowi, nawet jeśli na niego głosuje, zasady w tym przypadku są jasne, natomiast nadal sporo osób, wydawałoby się inteligentnych i rozsądnych, wierzy artystom, którzy za pieniądze udają wrażliwość." :-)
Moja ocena: 6/6
Prezes - "Prezes pochylił się nad nim i Stefan poczuł mdlący zapach wody kolońskiej, od którego znów zrobiło mu się niedobrze, Prezes pachniał jak wielka drogeria, był nieskazitelnie czysty i modnie ubrany. Przez tę czystość, przez zapach, który wokół siebie roztaczał, przez nieskazitelność swej wyprasowanej co do milimetra błękitnej koszulki polo oraz lnianych białych spodni w kant, a także doskonałość bieli swych lekkich tenisówek w połączeniu z bulwiastą urodą i nabrzmiałym brzuchem pełnym nieuwolnionych gazów i mas kałowych wydawał się jeszcze obrzydliwszy, niż go sobie Stefan zapamiętał."
Poeta - "Poeta milczał chwilę w sposób natchniony, a potem westchnąwszy ciężko, sięgnął po szklankę z winiakiem klubowym. Pociągnął potężny łyk i skrzywił się się rutynowo, tak jak krzywił się już w życiu tysiące razy, jak krzywił się każdego dnia swego poetyckiego życia, topiąc w szklance frazy, rymy i przerzutnie, których nigdy nie zapisze."
Docent - "Nagle, zbierając się już do wyjścia z Krwawej Kiszki, zauważył Stefan w brodatym tłumie zgniatającym się we wnętrzu lokalu ciasnego jak kiszka stolcowa, ni mniej, ni więcej, tylko Docenta, sławnego filozofa, kulturoznawcę, badacza ruchów alternatywnych, konesera muzyki alternatywnej i awangardowej, zaangażowanego teatru oraz sztuk wizualnych, radykalnego feministę, brawurowego eseistę i myśliciela zdecydowanie lewicowego, a także ekstatycznego felietonistę i przy okazji ekonomistę hobbystę, propagatora ekscentrycznych eksperymentów społecznych, znienawidzonego przez prawicowców i wielbionego, choć niezrozumianego w wielu aspektach, przez swych lewicowych wyznawców. Geniusz bowiem Docenta zdawał się nie do ogarnięcia przez zwykłych ludzi, choć wielu z tych zwykłych ludzi prezentowało pogląd, że jest on nie do ogarnięcia nawet przez samego docenta."
Magister Wątroba - "Magister Wątroba był w tym sensie nietypowym krytykiem, felietonistą i eseistą, że nigdy nie pragnął być pisarzem, reżyserem, aktorem ani nawet piosenkarzem czy malarzem. Tym bardziej nie pragnął choćby przez minutę swego życia być performerem ani twórcą sztuk wizualnych i nie kompensował sobie niezrealizowania artystycznego krytyczną zjadliwością. Gorzej jeszcze w pewnym sensie - nigdy, nawet w czasach licealnej młodości, charakteryzującej się wszak napadowymi stanami egzaltacji, nie pisał wierszy".
Stefan na swojej pijackiej drodze przez Warszawę rozmawia jeszcze z Pomnikiem sławnego pisarza, Wiedźmą (byłą dziewczyną) i tajemniczym panem Lucjanem, który zaskakująco dużo o bohaterze wie.
Proza męcząca fizycznie, bo pół tysiąca stron o pijackim upodleniu, to jednak trochę jest. Ale język porywający (jak to zwykle u Krzysztofa Vargi). Kolejne stadia upadku i zanurzania się bohatera w alkoholowej czarnej dziurze opisane są fantastyczną polszczyzną, dającą czytelnikowi prawdziwą rozkosz lektury. Krzysztof Varga znany ze swojego "lekko" złośliwego pióra i ogromnego poczucia humoru serwuje nam swoje możliwości w pełnym zestawie.
A na koniec coś w sam raz przed wyborami (i o artystach przy okazji):
"Bardzo chciał, żeby jego dzieci wyrosły na uczciwych ludzi, a nie na artystów, już by chyba nawet wolał, żeby zostały politykami niż artystami. Przynajmniej każdy wie, że politycy kłamią, a nie każdy ma świadomość, że wszyscy artyści to także bałamutni kłamcy. Nikt o zdrowym rozsądku nie ufa żadnemu politykowi, nawet jeśli na niego głosuje, zasady w tym przypadku są jasne, natomiast nadal sporo osób, wydawałoby się inteligentnych i rozsądnych, wierzy artystom, którzy za pieniądze udają wrażliwość." :-)
Moja ocena: 6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz