czwartek, 19 września 2019

Joanna Gierak-Onoszko "27 śmierci Toby'ego Obeda"

Autorka: Joanna Gierak-Onoszko
Tytuł: "27 śmierci Toby'ego Obeda"
Fundacja Instytut Reportażu (Dowody na istnienie)
maj, 2019


"No to jakie masz szanse, jeśli jesteś dzieckiem? Do kogo możesz uciec? Kto ci uwierzy i powie: jestem po twojej stronie? Zamiast tego takie dzieci słyszały: jeszcze raz mi się sprzeciwisz, a zabiję twojego ojca. Jeszcze raz, a zgwałcę twoją matkę. Kto uwierzy dziecku, które daje swoje słowo przeciw słowu duchownego? - pyta Susan, ale aula w Toronto Reference Library milczy."

Wstrząsająca, porażająca, szokująca i maltretująca psychicznie lektura. I obowiązkowa! Autorka nie zatrzymuje się na cudownym, bogatym, kolorowym, wielokulturowym, otwartym Toronto, przez pryzmat którego na skróty postrzega się czasem Kanadę.

"Poprzecinano łączące nas sznurki. Szkoły z internatem zniszczyły całą naszą społeczność. Nigdyśmy się nie podnieśli. Ekscytujecie się modą na Kanadę bo patrzycie na nią przez kolorowe skarpetki naszego nowoczesnego premiera. Ale prawda mniej nadaje się lajkowania."

Joanna Gierak-Onoszko dociera do tej mniej reprezentacyjnej strony, do ludzi, którzy nie świętowali Canada150, bo nie czuli potrzeby obchodzenia takiej daty, gdyż oni byli na tej ziemi od zawsze: od 150, 1500, 15000 lat. Dziś ciągle na marginesie, wciąż nie u siebie, z gorszymi szansami na życie, biedni, bez perspektyw, z przemocą, alkoholizmem, narkotykami i niesioną przez pokolenia traumą kościelnych szkół, które miały z dzieci wykorzenić pochodzenie i zasymilować je z "cywilizowaną" Kanadą.
Przez całe lata kanadyjskie władze uważały, że najmłodszych należy odbierać rdzennym rodzicom i przekazywać ich do szkół z internatem. Mieli zdobyć edukację, nauczyć się angielskiego i zapomnieć o tym, skąd pochodzą: dokładnie i w każdym aspekcie. Zabraniano im mówić we własnym języku, w efekcie czego po kilku latach nie byli zdolni porozumieć się z rodzicami (o ile w ogóle jeszcze mieli szansę ich spotkać), zrywano więzy, poprzez systemowe i konsekwentne rozdzielanie rodzeństwa, dzieci wysyłano często do szkół oddalonych o setki kilometrów, skutecznie uniemożliwiając im kontakt z rodziną. Ludzie z pierwszych narodów, często żyjący w skrajnej biedzie, nie mieli możliwości ucieczki przed tym opresyjnym systemem szkolnym. Niektórzy naiwnie liczyli, że zapewni ich dzieciom lepsze życie. Niektórzy nie mieli złudzeń, ale niewysłanie potomstwa do szkoły, skutkowałoby utratą świadczeń i zapomóg otrzymywanych od państwa. Nie można sobie było na to pozwolić. Tego co się działo w tych szkołach, nie sposób sobie wyobrazić: przerażająca przemoc na każdym kroku, wykorzystywanie seksualne, znęcanie się psychiczne... nawet skrawka uczucia, wsparcia, opieki. Placówki w dużej części prowadzone były kościół katolicki, a państwo nie miało nad nimi należytej kontroli. Wiele dzieci umierało, wiele próbowało ucieczki, ale nikt ich nie szukał, więc umierali gdzieś w lasach z głodu i zimna. 

Czytanie tej książki jest torturą... człowiek o minimalnym poziomie empatii nie jest w stanie przez te zbrodnie psychicznie przebrnąć.. na poziomie lektury... a dla tych dzieci to był jedyny świat. Bez możliwości ucieczki, bez nadziei. Kanada już na zawsze będzie się zmagać z tym dziedzictwem. Lata walki ocalonych z tych szkół, doprowadziły do tego, że kanadyjski rząd przeznaczył miliardy dolarów na wypłatę odszkodowań dla byłych uczniów. A premier kraju Justin Trudeau w oficjalnym i emocjonalnym wystąpieniu złożył przeprosiny w imieniu Kanady i wszystkich Kanadyjczyków na ręce tytułowego Toby'ego Obeda.

"Proces był ważny, wystąpienie też było ważne. tak samo ugoda i odszkodowania. Ale Toby mówi, że najważniejszy był tamten moment za kulisami. Nieutulone nigdy dziecko, zmienione w posiwiałego mężczyznę bez nóg, usłyszało (od Justina Trudeau, który go przytulił):
-Wiem, co ci zrobiono. Wiem wszystko.
Potem wszedł na scenę. Były publiczne uściski, gratulacje, błyski fleszy. Była publiczność - w sali, na świecie, patrząca na Toby'ego Obeda. Tylu ludzi w jego sprawie. Przybijali piątkę, gratulowali, robili pamiątkowe zdjęcia. Toby rozglądał się dookoła. Byli tam z nim wszyscy.
Tylko nie mama."

"Nikt mi nigdy nie powiedział, że jestem ważny, że jestem potrzebny. Nikt mnie nigdy nie pochwalił, nie pogłaskał po głowie, mówiąc: dobra robota, chłopcze.
Dopiero dziś czasem ktoś mu to mówi. Tak normalnie podczas polowania, przejażdżki skuterami śnieżnymi po Wielkiej Ziemi albo kiedy Toby sędziuje na turnieju siatkarskim: "No, chłopie, dobra robota!
Toby nie potrafi od razu tego przyjąć. Instynktownie odpowiada wtedy od razu: A weź się pierdol!
- Nie wiem, co to znaczy, jak cię akceptują. Jak nie chcą zrobić ci krzywdy. Można powiedzieć, że ja zbytnio nie nawykłem do dobra."

"To nieprawda, że nikt wcześniej nie wiedział. Nie da się nie wiedzieć.
Ktoś mieszka w pobliżu szkoły z internatem, w której zamknięte są rdzenne dzieci. Ktoś dowozi do niej jedzenie. Ktoś inny dzieci z internatów leczy, ktoś je przecież grzebie.
Czyjemuś dziecku znikają koledzy, jakiejś rodzinie - sąsiedzi.
Nie za głośno, nie przy najmłodszych, ale jednak się o tym rozmawia. Najczęściej w domu, jeśli w szkole, to nigdy na lekcjach. Z czasem napomknie coś jedna czy druga gazeta. Można tę krótką notkę jakoś wyłowić wzrokiem, przetrzeć oczy, stracić oddech.
Nie da się nie wiedzieć, więc przez te wszystkie lata Kanadyjczycy wiedzieli. Nie wiedziała tylko Kanada."


"Przydaje się wtedy formuła mająca wszystkie wątpliwości rozwiać, a wszelkie winy unieważnić. Cudowne zaklęcie, trzy słowa, które dobrze brzmią w każdej epoce i pod każdą szerokością geograficzną.
Ta-kie-by-ły-cza-sy.
Mówi się też: cena postępu, przykry odprysk, wielkiej dziejowej historii. To co prawda niefortunne, ale jednak odizolowane przypadki.
O skali tego, co się działo w szkołach, Kanada dowie się oficjalnie dopiero w 2015 roku."


"Za zbrodnie w szkołach z internatem przeprosił oficjalnie Zjednoczony Kościół Kanady, osobno przeprosili katoliccy księża oblaci, przeprosił kościół anglikański, przeprosili prezbiterianie.
Po drodze przepraszali też przedstawiciele władzy - od premiera Harpera po premiera Trudeau, a także reprezentanci poszczególnych prowincji, przedstawiciele policji, instytucji i uniwersytetów.
Na tym tle dominujące jest milczenie Stolicy Apostolskiej". 

"-Jeśli jesteś z Polski, to może mi to wytłumaczysz. Jak katolicki papież może się na to godzić? Jak może nas nie przeprosić. Wszyscy papieże po kolei umywali ręce. A przecież każdy z nich miał chyba dostęp do Biblii?
Powiedz mi, co jest w tej Biblii takiego, że zabrania Kościołowi powiedzieć przepraszam?
Nawet Jezus, nasz Pan, tuż przed śmiercią żałował z swoje grzechy. Dlaczego więc papież nie może powiedzieć, że przeprasza za to, co nam uczyniono?"

Polecam!
Moja ocena: 5/6


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz