czwartek, 27 listopada 2014

Eleanor Catton "Wszystko co lśni"

Autor: Eleanor Catton
Tytuł: "Wszystko co lśni"
Wydawnictwo Literackie, październik 2014


"Wszystko co lśni" zdobyło w ubiegłym roku Nagrodę Bookera. Jest to najdłuższa nagrodzona książka, a jednocześnie jej autorka jest najmłodszą laureatką tej nagrody (28 lat).
Czekałam z wielką niecierpliwością na polskie wydanie i cieszę się, że się nie zawiodłam. Powieść zachwyca, aczkolwiek nie jest łatwa w odbiorze. Składa się z dwóch warstw: "normalnej" - fabularnej i astrologicznej. Zacznę może od tej drugiej, chociaż przyznaję szczerze, że jest ona dla mnie niezrozumiała. Na szczęście wytłumaczenia Autorki można znaleźć w magazynie "Książki" (nr 3/14 październik 2014). Eleanor Catton mówi, że od początku wiedziała, że wszystko się będzie działo w czasach nowozelandzkiej gorączki złota i zainteresowała się, jak wtedy wyglądało niebo nad Nową Zelandią. Okazało się, że w roku 1866 wystąpiło zjawisko noszące nazwę miesiąca synodycznego, a 27 stycznia był tak zwany dom horoskopowy: tego dnia w zasięgu konstelacji Strzelca znajdowały się na niebie aż trzy planety: Merkury, Jowisz i Mars. I to wszystko ma znaczenie dla fabuły (wierzę na słowo). Autorka mówi, że pisząc książkę, cały czas sprawdzała jak naprawdę układały się na niebie planety i gwiazdy. Dokładnie miała też zaplanowane, co w którym rozdziale się wydarzy i chciała, żeby każdy z nich odzwierciedlał kolejne fazy Księżyca, poczynając od pełni. Każda kolejna część książki jest o połowę krótsza od pozostałej. Kurczyły się jak Księżyc.  Autorka pisała powieść 5 lat, bardzo dużo czasu zabrało jej zbieranie dokumentacji historycznej, czytanie dzięwiętnastowiecznych powieści, żeby wczuć się w język epoki. Sporo wysiłku włożyła też w zdobycie wiedzy o handlu złotem: jego skupie, ewidencji, sprzedaży, przechowywaniu w bankach itd. I cały czas musiała czuwać nad tym, aby warstwa astrologiczna współgrała z fabułą.
A fabuła toczy się w czasie nowozeladzkiej gorączki złota, czyli w epoce bardzo lubianej przez Eleanor Catton: "Była w niej romantyczna pokusa kupienia sobie nowego życia, zarobienia takich pieniędzy, które pozwolą stać się kimś zupełnie nowym. To oczywiście była iluzja, taka sama jak w każdym innym hazardzie."
Akcja powieści rozgrywa się w mieście Hokitika, do którego przypływa Szkot Walter Moody. Jego zamiarem jest oczywiście szybkie wzbogacenie się na złocie, które jakoby znaleźć można wszędzie. W trakcie gdy przybywa do miasta, mają tam miejsce różne dziwne wydarzenia. Lokalna społeczność żyje wydarzeniami sprzed dwóch tygodni, kiedy to znaleziono martwego miejscowego odludka i pijaka, w którego domu nieoczekiwanie odkryto ukryty ogromny skarb. W niewyjaśnionych okolicznościach zniknął jeden z najmłodszych poszukiwaczy złota i jeden z największych szczęściarzy w tej branży. A na ulicy znaleziono miejscową prostytutkę odurzoną opium, na którą padły podejrzenia o próbę samobójczą. Dwunastu mieszkańców spotyka się w hotelu, na tajnym zgromadzeniu, aby podzielić  się informacjami, dotyczącymi tej sprawy. Wygląda na to, że każdy z nich może być w nią zamieszany. Walter Moody, jako nieproszony gość, dołącza do zgromadzonych, by wkrótce zdobyć ich zaufanie, wysłuchać historii, a w końcu stać się aktywnym uczestnikiem bieżących wydarzeń w Hokitika. Powiem szczerze, że intryga w powieści jest bardzo skomplikowana, ale przez to ogromnie interesująca i wciągająca bez reszty (aczkolwiek akcja dosyć długo się "rozkręca" - to uwaga dla niecierpliwych - dobrze, wytrwać do mniej więcej 170 strony - wtedy już jesteśmy "utopieni" w fabule i czekamy na to co będzie dalej). Lektura zdecydowanie na więcej niż na jeden wieczór, bo książka liczy sobie 936 stron.


Polecam!


Moja ocena: 6/6

wtorek, 25 listopada 2014

Robert Galbraith (J.K. Rowling) "Jedwabnik"

Autor: Robert Galbraith (J.K. Rowling)
Tytuł: "Jedwabnik"
Wydawnictwo Dolnośląskie, 2014

Kryminały czytam bardzo rzadko, nie dlatego, że uważam, że są nieciekawe czy że nie ma dobrych autorów, ale jest tyle innych książek, które czekają u mnie w kolejce, że na morderstwa, przestępców i ukryte motywy nie starcza mi po prostu czasu. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy dam się wciągnąć. 
J.K. Rowling - autorka tomów o czarodzieju Harrym Potterze - zyskała moje wielkie uwielbienie, jako twórczyni również dla dorosłych, już swoją pierwszą książką "Trafny wybór". A potem był kryminał "Wołanie kukułki" i tym sposobem, zaspokajając swoją ciekawość, jak Autorka od młodych czarodziejów zaskoczy nas zbrodnią i jej wyjaśnianiem, dałam się wciągnąć w pracę detektywa Cormorana Strike i jego asystentki Robin. Gdy w księgarniach ukazał się "Jedwabnik", czyli kolejna sprawa o morderstwo, która wymaga rozwiązana przez Cormorana, oczywistym było, że muszę przeczytać tą książkę. I na szczęście - nie zawiodłam się!
Tym razem do biura detektywa zgłasza się kobieta, której mąż - sławny pisarz - zniknął, po tym jak pokłócił się ze swoją agentką o wydanie (a właściwie o niewydanie) swojej nowej książki. Wkrótce Cormoran Strike odkrywa co się stało z zaginionym. Do akcji równocześnie wkracza policja. Podczas gdy detektyw wraz ze swoją asystentką próbują zrekonstruować wydarzenia, czytelnik może zapoznać się z pisarskim światem Londynu. Intrygi, waśnie, zdrady i sekrety z dawnych lat, ciągle wpływają na rzeczywistość i mogą mieć znaczenie dla rozwiązania sprawy zaginionego pisarza. Tym bardziej, że w niewydanej książce przedstawił w bardzo niekorzystnym świetle wiele postaci literackiego świata. Mnóstwo osób może być więc zainteresowane jego zniknięciem, a tym samym niedopuszczeniem do druku książki. 
Akcja toczy się wartko i mocno wciąga. Robin z sekretarki, która w "Wołaniu kukułki" trafiła do Cormorana  w wyniku pomyłki biura zatrudnienia, powoli staje się prawdziwą asystentką detektywa i aktywnie pomaga mu w rozwiązaniu kryminalnej zagadki. Powieść kończy się w sposób, pozwalający mieć nadzieję na dalszą część! :-)

Polecam!

Moja ocena: 5.5/6 

wtorek, 11 listopada 2014

Glenn Greenwald "Snowden. Nigdzie się nie ukryjesz"

Autor: Glenn Greenwald 
Tytuł: "Snowden. Nigdzie się nie ukryjesz"
Wydawnictwo Agora, maj 2014

Długo wahałam się czy kupić tę książkę, czy też nie. Na temat Snowdena i tego co zrobił, można usłyszeć skrajne opinie: od entuzjastycznego poparcia dla jego czynów, a skończywszy na totalnym potępieniu i nazwaniu go zdrajcą, po drodze wychwyci się też głosy, że być może jest niespełna rozumu i generalnie zachował się jak pożyteczny idiota. Wszystkie te poglądy obwarowane są solidnymi argumentami i naprawdę czasami ciężko wyrobić sobie własną opinię. Sięgnęłam po książkę Glenna Greenwalda, a więc dziennikarza, z którym Snowden pierwszy kontakt próbował nawiązać już w grudniu 2012 roku, a ostatecznie w maju 2013 roku w Hongkongu przekazał mu tajne dokumenty, których publikacją i opracowaniem Greenwald miał się zająć. Książka ta z natury rzeczy nie może być więc obiektywna w temacie oceny Snowdena, ponieważ gdyby ta ocena wypadła negatywnie, Autor pewnie nigdy nie zająłby się tematem. Greenwald zastanawiał się tak jak my wszyscy, jakie pobudki kierowały Snowdenem przy ujawnianiu informacji. Decydując się ostatecznie na współpracę z nim, "testował" go na wiele sposobów, aby sprawdzić czy jego motywacje są naprawdę tak idealistyczne, jak je przedstawiał. "Świat ma prawo wiedzieć, co się robi z jego prywatnością - powiedział; czuł morlany obowiązek, by wystąpić przeciwko złemu postępowaniu; nie mógł z czystym sumieniem zachować milczenia na temat ukrytego zagrożenia dla wyznawanych przez niego wartości. [...]
-Prawdziwą miarą wartości człowieka nie jest to, w co mówi, że wierzy, ale co robi w obronie swoich przekonań - powiedział. - Jeśli nasze przekonania nie skłaniają nas do działania, to zapewne nie są prawdziwe. [...]
Zdałem sobie sprawę - powiedział- że budują system, którego celem jest eliminacja wszelkiej prywatności, globalnie. Tworzony, by NSA mogła gromadzić, przechowywać i analizować wszystkie przekazywane drogą elektroniczną wiadomości.
To właśnie ostatecznie umocniło Snowdena w postanowieniu, że zostanie sygnalistą." Autor mu uwierzył. Sam Greenwald był prawnikiem specjalizującym się w prawie konstytucyjnym i przestrzeganiu praw człowieka. W 2005 roku porzucił jednak swój zawód i założył blog polityczny by zająć się jak pisze: "... radykalnymi i ekstremistycznymi teoriami władzy przyjętymi przez rząd USA w następstwie ataków z 11 września 2001 roku na Nowy Jork i Waszyngton."
Możemy oczywiście nie wierzyć w motywacje Snowdena i Autora, ale mleko się rozlało i dokumenty zostały ujawnione. Warto wiedzieć, moim zdaniem, na jaką skalę NSA próbuje inwigilować świat, jakie ma narzędzia, jakie metody stosuje, żeby mieć wgląd w życie obywateli, jakie ogromne pieniądze topione są w tym systemie i przede wszystkim jak wielkie korporacje internetowe z NSA współpracują.
W kolejnych rozdziałach książki Autor opisuje proces nawiązywania kontaktu ze Snowdenem, potem swój pobyt w Hongkongu, gdzie spotkali się po raz pierwszy, pracowali nad dokumentami i gdzie powstały pierwsze artykuły Greenwalda dla Guardiana. Następnie przedstawia nam możliwości i narzędzia, jakie ma NSA i inne agencje, aby gromadzić i analizować dane (rozdział szczególnie warty przeczytania). A potem prezentuje i analizuje negatywne skutki inwigilacji. W ostatnim rozdziale, traktującym o mediach, pisze o tym, jak gazety, dziennikarze i telewizje oddane rządowi amerykańskiemu, próbowały zdyskredytować jego osobę w oczach opinii publicznej.
Warto dodać, że Autor nigdy już nie wjechał do USA. Odradzali mu to wszyscy jego prawnicy. Jego partner David Miranda został aresztowany przez  brytyjskie służby bezpieczeństwa na lotnisku Heathrow w Londynie na kilka godzin na podtsawie Ustawy o terroryzmie z 2000 roku, a wcześniej w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął z domu jego laptop.
Tak jak pisałam na początku: ciężko jest jednoznacznie ocenić postępowanie Snowdena. Ale jeżeli ja miałabym wybierać, czyje intencje do mnie bardziej przemawiają - czy Snowdena, czy rządu USA, to jakoś bardziej skłaniam się ku Snowdenowi.
Wiele osób oburzonych postępowaniem Snowdena nazywa go zdrajcą. Często słyszy się też argument, że osoby prywatne, nie mające nic do ukrycia, nie mają się czego obawiać. Greenwald zwykł w takich sytuacjach prosić swoich rozmówców - zwolenników inwigilacji - o podanie hasła do swojej skrzynki pocztowej i o pozwolenie na zamontowanie kamery w domu. Z jakiś powodów nikt, nigdy się na to nie zgodził.

Moja ocena: 5/6