środa, 29 stycznia 2014

Joanne Kathleen Rowling "Trafny wybór"

Autor: Joanne Kathleen Rowling
Tytuł: "Trafny wybór"
Wydawnictwo Znak, 2012 


Długo się zabierałam do lektury "Trafnego wyboru". Cały czas miałam w głowie J.K. Rowling jako autorkę Harrego Pottera i zastanawiałam się jaka będzie jej pierwsza powieść dla dorosłych. Dodatkowo zniechęcała mnie mocna i wszechobecna promocja. Obawiałam się, że marketingowcy sprytnie chcą wykorzystać sukcesy serii o czarodzieju, do reklamy być może niezbyt dobrej książki, zapewne słusznie uważając, że sprzeda ją samo nazwisko. No i miło napisać, że byłam w błędzie, a moje obawy co do mierności tej powieści okazały się zupełnie nieuzasadnione.
J.K. Rowling napisała świetną książkę, która oprócz przyjemności czytania, daje nam też sporo materiału do przemyśleń. 
Akcja rozgrywa się w Pagford, małym angielskim miasteczku, w którym prawdopodobnie nikt nie chciałby zostać na dłużej. Początek jest mocny, bo okazuje się, że umiera jeden z członków rady Pagford - Barry Fairbrother. Tym samym pozostawiając po sobie tymczasowy wakat. Wkrótce do boju o wolną posadę ruszy kilku mieszkańców miasteczka. Ale póki co obywatele Pagford są w szoku. Odszedł przykładany mąż i ojciec, trener drużyny wioślarskiej, świetny radny, społecznik, walczący o prawa najbiedniejszej i zmarginalizowanej części społeczeństwa. Przynajmniej tak jest postrzegany. Wieść o jego śmierci przekazywana jest z ust do ust, jak najgorętsza plotka i tutaj już dostajemy przedsmak tego, co czeka nas na dalszych stronach. A tam małomiasteczkowa, plotkarska, zawistna atmosfera prowincjonalnej, zapadłej dziury, którą mieszkańcy uważają za centrum wszechświata.
Autorka powoli wprowadza nas w życie rodzin, których członkowie decydują się wystartować w wyborach do rady. Każdy z nich w kandydowaniu ma swój własny interes, najczęściej ograniczający się do bardzo przyziemnych, osobistych przesłanek. J.K. Rowling przenosi czytelnika z jednego domu do drugiego i po mistrzowsku odsłania kulisy "rodzinnej sielanki" kolejnych małżeństw i ich dzieci. Na początku, można powiedzieć, że nic się nie dzieje: zwykłe obrazy codziennego życia. Ale atmosfera stopniowo się zagęszcza. Ujawniają się rodzinne sekrety, widzimy bohaterów takimi jakimi są w rzeczywistości, a nie w rolach, jakie prezentują światu na co dzień. I nie są to miłe obrazki. Tak jakby Autorka zamontowała w domach bohaterów bez ich wiedzy przezroczyste frontowe ściany i przesuwała się z kamerą w kółko: od jednego domostwa do drugiego. Mnie się bardzo podobało to, że wszystko jest prezentowane tak stopniowo. Od idealnych obrazów bohaterów (takich jakie sami światu pokazują) przedzieramy się sukcesywnie przez kolejne warstwy obłudy i małostkowości, żeby zajrzeć, tam gdzie nigdy by nas nie wpuścili. Duży udział w burzeniu tych fasad dobroci i przyzwoitości mają zbuntowani nastolatkowie, którzy ze swoich własnych powodów, włączają się w wyborczą walkę rodziców, jako "ukryta siła".  
Na początku książka może się wydawać trochę nudna, bo Autorka "przeskakuje" pomiędzy dużą ilością bohaterów i trudno się w tym wszystkim połapać. Ale gdyby ktoś chciał na tym etapie porzucić czytanie, to zachęcam, żeby tego nie robił. Nastąpi bowiem taki moment, że będziemy zupełnie wciągnięci w życie mieszkańców Pagford i z niecierpliwością będziemy czytać, żeby się dowiedzieć do dalej. 
J.K. Rowling raczy nas wyśmienitą ironią i znakomitym poczuciem humoru. Zachęcam do lektury i wykorzeniania z siebie cech pagfordczykow, jeżeli takie u siebie odkryjemy!

Gorąco polecam!

Moja ocena: 5.5/6  

niedziela, 26 stycznia 2014

Haruki Murakami "Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa"

Autor: Haruki Murakami
Tytuł: "Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa"
Wydawnictwo MUZA S.A. 2013

Sentyment do Murakamiego (jednak) i spędzone w Japonii ostatnie wakacje zadecydowały ostatecznie o tym, że sięgnęłam po jego nową książkę. Porzucony przeze mnie jakiś czas temu Autor, po wcześniejszym kilkuletnim moim jego uwielbianiu, zapewne pozostaje obojętny na moje obecne względy, ale cóż... nabyłam, przeczytałam i nie żałuję.
Lektura o tyle przyjemna, że po wizycie w Tokio, widzę dokładnie stacje, ulice i dzielnice, po których poruszają się bohaterowie Murakamiego. A oni oczywiście podróżują sporo, jak to zwykle u tego Autora. Dużo czasu główny bohater spędza na największych stacjach w Tokio, ale nie ma się czemu dziwić, w końcu jest inżynierem od budowy dworców.  



Shinagawa Station, Tokio 2013
Shibuya Station, Tokio 2013 
Tokio 2013
Tsukuru w mieszkał w Nagoi i wraz z czterema osobami ze swojej klasy, tworzyli nierozerwalną i bardzo zgraną grupę przyjaciół. Po skończeniu szkoły, Tsukuru wyjechał do Tokio na studia, a reszta paczki została w rodzinnym mieście i mimo tego "odległościowego rozstania" nic nie zapowiadało rozpadu grupy. Przyjaciele dalej się spotykali, kiedy tylko mogli. Aż do dnia, gdy Tsukuru otrzymał od jednego z nich informację, że nie chcą go między sobą i ma się nigdy więcej z nimi nie kontaktować. Tsukuru po studiach został w Tokio, nie miał pojęcia co się stało i dlaczego został odtrącony przez swoich przyjaciół. Po szesnastu latach od tego wydarzenia postanawia wyjaśnić tajemnicę. Odwiedza kolejno wszystkich ze starej paczki i próbuje ustalić przyczynę swojego wykluczenia z grupy.
Książka na jeden (lub maksymalnie dwa wieczory). Bardzo wciągająca, z wieloma ciekawymi wątkami. Świat Murakamiego wydaje mi się taki gładki, spokojny, poukładany, grzeczny, bez wielkich emocjonalnych wybuchów i krwawiących serc. Jeżeli rozstania to oczywiste, spokojne i z klasą. Jeżeli wywalamy cię z paczki, to odejdź  i nawet nie pytaj dlaczego. A gdy przychodzi czas na wyjaśnienia, to też wszystko jest możliwe: po kolei, bez pośpiechu, elegancko. Autor raczy nas prostym językiem i normalnością, w której żyją niezwykli bohaterowie. Nie brakuje oczywiście momentów fantastycznych, na pograniczu z rzeczywistością.

Miła rozrywka.

Moja ocena: 4/6

czwartek, 16 stycznia 2014

Tom Hodgkinson "Być rodzicem i nie skonać"

Autor: Tom Hodgkinson
Tytuł: "Być rodzicem i nie skonać"
Wydawnictwo WAB Warszawa 2012 

Zapewne obecność tej pozycji u mnie na blogu może budzić zdziwienie wśród wszystkich, którzy wiedzą, że dzieci nie posiadam, a tym samym mam prawdopodobnie kilka powodów mniej, żeby skonać, niż przeciętny rodzic. Ale to nie pomyłka. Książka trafiła tutaj z powodu mojego uwielbienia dla jej autora Toma Hodgkinsona. Kilka lat temu przeczytałam "Jak być leniwym" i "Jak być wolnym" jego autorstwa i zostałam fanką jego podejścia do życia (póki co fanką w warstwie przekonań, bo niewiele tematów udało mi się wcielić w praktyce). Ale z wielu "porad" zawartych w tej książce, zamierzam skorzystać, gdy przyjdzie na to czas. Uprzedzając nieśmiertelne i "budujące" zdanie większości doświadczonych rodziców "tak, tak zobaczymy jak będziesz mieć swoje dzieci", i tak uparcie twierdzę, że niektóre kwestie jako rodzic będę starała się rozwiązywać zgodnie z sugestiami autora. 
Tom Hodgkinson nie napisał poradnika. "Być rodzicem i nie skonać" to raczej prezentacja jego filozofii życiowej w odniesieniu do rodzicielstwa.Sam przyznaje, że wzbudził wśród znajomych szczery ubaw, gdy im powiedział, że zamierza pisać o wychowaniu dzieci. Nie ukrywa swoich "ojcowskich wad i pomyłek", przyznaje się do błędów, niecierpliwości i zmęczenia. Ale głosi jednocześnie idee, które pomagają być rodzicem i nie skonać, a także są dobre dla dzieci. 

Autor jest zwolennikiem tzw. rodzicielstwa na luzie. Uważa, że współczesnym ludziom, szczególnie rodzicom, wmówiono, że powinni pracować więcej, więcej chcieć, ciągle więcej robić, ciągle mieć więcej potrzeb materialnych i ciągle dążyć do perfekcji. Tymczasem Tom Hodgkinson jest zupełnie przeciwnego zdania. Generalnie wychodzi z założenia, że ogólnie w życiu trzeba robić mniej, żyć skromniej, zarabiać mało, ale na swoim, żyć na wsi, z dala od supermarketów, pić więcej wina, więcej się śmiać i mieć więcej wolnego czasu. Dla dzieci najlepiej będzie, jeżeli da się im spokój, żeby mogły się zająć same sobą. To według autora pozwala na ich prawidłowy rozwój, na bycie kreatywnymi i na cieszenie się dzieciństwem. Jest przeciwny niezliczonym szkolnym klasówkom, dziesiątkom zajęć pozalekcyjnych i poddawaniu dzieci nieustannej stymulacji. Uważa, że ciągła opieka i wtrącanie się rodziców, nie pozwala dziecku uczyć się po swojemu i prawidłowo rozwijać. Dzieci powinny też w domu mieć swoje obowiązki (jak postuluje: "Przywróćmy wyzysk nieletnich!"), ponieważ to daje im poczucie, że są ważne i potrzebne. Generalnie dla dzieci najlepsza jest zabawa: na powietrzu, z zabawkami wymyślonymi przez siebie, w grupie, w kompanii zwierząt, muzyki, bez telewizora i ogłupiających gier komputerowych. Z daleka od reklam i tandetnych plastikowych zabawek. Wg. Autora dzieci nie odróżniają zabawy od obowiązków domowych, dopóki dorośli im nie zaszczepią przekonań, że coś jest fajnie, a coś uciążliwe. Tom Hodgkinson jest za rodzicielstwem, które nie będzie umęczeniem, tylko przyjemnym spędzeniem czasu z pociechami, nawet podczas zmywania i odkurzania. Mnie to w dużej części przekonuje :-)
Świetne poczucie humoru Autora i jego żarty oraz zabawny język są niewątpliwie ogromną zaletą tej książki. Tom Hodgkinson oprócz bycia leniwym i wyluzowanym gra też na ukulele i stworzył stronę idler.co.uk, gdzie więcej można się dowiedzieć o jego podejściu do życia. 
Świetna zabawa i kilka cennych uwag dla obecnych i przyszłych rodziców. 

Polecam!

Moja ocena: 5.5/6





niedziela, 5 stycznia 2014

Artur Domosławski "Śmierć w Amazonii. Nowe eldorado i jego ofiary".

Autor: Artur Domosławski
Tytuł: "Śmierć w Amazonii. Nowe eldorado i jego ofiary".
Wydawnictwo Wielka Litera, 2013
 
 
Kolejna książka z cyklu "nie do pomyślenia, że takie rzeczy dzieją się na świecie". Kolejne świadectwo tego, że rozwinięta cywilizacja potrafi świetnie zadbać o własne interesy kosztem reszty naszej planety. I niestety kolejne "pomniki" stawiane bohaterom, którzy potrafią się przeciwstawić olbrzymom, wydawałoby się, nie do pokonania. Piszę niestety, bo Ci ludzie "zarabiający" swoimi działaniami na miano bohaterów, powinni wieść normalne, zwykle życie a nie walczyć przeciwko korporacjom i bandytom zabierającym im i ich społecznościom przestrzeń do życia.
Artur Domosławski opisuje 3 przypadki bestialskich działań człowieka na terenie Amazonii.
Brazylia
Tutaj największym problemem jest nielegalne wycinanie lasów w celu pozyskiwania egzotycznego drewna, które potem w postaci podłóg, mebli i innych przedmiotów użytkowych trafia do bogatych krajów. "Wyroby z drewna to nie wszystko. Komu przyszłoby do głowy, że kupując samochód, lodówkę, pralkę, odkurzacz - w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Brazylii, Polsce, Japonii i wielu innych krajach finansuje pośrednio i nieświadomie nielegalne wycinanie lasów Amazonii?". Hutnictwo to druga największa przyczyna wycinki lasów. Ścięte drzewa spala się na węgiel drzewny, który następnie sprzedaje się hutom produkującym stal itd. itd. Aby pozyskiwać drewno oraz tereny pod hodowlę bydła, firmy i wielcy posiadacze ziemscy wyganiają z wielu obszarów ludność mieszkającą tam od wieków. Często ludzie są więzieni i zmuszani do niewolniczej pracy. Autor opisuje historię pary ekologów, którzy poświęcili swoje życie obronie lasów Amazonii i obronie prawa autochtonów do ziemi. Jose Claudio i Maria walczyli wiele lat, ostatecznie zabici przez przez ludzi, którym przeszkadzali. Eliminowanie wrogów poprzez zastraszanie i zabójstwa to powszechna praktyka. Winnych prawie nigdy nie udaje się ustalić. " [...] dzięki panującej wokół zabójstw ciszy, cieszymy się całkiem licznymi dostatkami: wygodnymi samochodami, stylowymi meblami, nowoczesnymi sprzętami domowymi, markowymi butami i wieloma innymi przedmiotami codziennego użytku, które uważamy za niezbędne. [...] Nie pociągnęliśmy za cyngiel. Nie widzieliśmy odległych - odległych również fizycznie, namacalnie - skutków mechanizmu społecznego i gospodarczego, w który jesteśmy zanurzeni. Potępiamy zbrodnię, tę i każdą następną. A czy możemy przysiąc, że nie bierzemy udziału w podziale łupu?"
 
Peru
Autor odwiedza Cajarmarkę, kolonialne miasto w Andach, w północnym Peru. Krajobraz zapierający dech w piersiach zniszczony jest przez wyrastające "znikąd" kopce, wyglądające jak wielkie hałdy piachu. Takie "kwiatki" zostawia po sobie przemysł wydobywający złoto, którego wielkie zasoby znajdują się właśnie w Peru. Ale te "góry", pozostające po wypłukiwaniu złota ze skał, to nie jest największy problem. Do płukania używa się wód z dziewiczych lagun, niszcząc je bezpowrotnie. Zużytą, zanieczyszczoną wodę odprowadza się potem do najbliższych strumieni i rzek. Doszło do tego, że mieszkająca tutaj od wieków ludność, kupuje wodę dostarczaną cysternami. Podobnie jak w Brazylii prawa autochtonów do ziemi są ignorowane. Ludzi zastrasza się i wygania z ich terenów, zatrudnia do niewolniczej pracy przy wydobyciu złota. Często dochodzi do skażenia wód rtęcią. Ludzie sprzeciwiający się tym praktyką giną w dziwnych okolicznościach, winnych prawie nigdy nie udaje się ustalić.
 
Ekwador
Amerykańska firma Texaco (potem Chevron) podpisała z rządem Ekwadoru umowę na wydobycie ropy na terenach Amazonii w tym kraju. W Stanach Zjednoczonych już od lat czterdziestych XX wieku istnieją klarowne i bardzo restrykcyjne przepisy, określające, jak takie wydobycie powinno wyglądać, aby było bezpieczne dla ludzi i środowiska. Ale okazuje się, że to co jest standardem w Stanach, można pominąć w Ekwadorze. Texaco pozostawiło po sobie niezabezpieczony muł po odwiertach, , niezliczone baseny substancji toksycznych na otwartym powietrzu, wodę poprodukcyjną spuszczoną do zbiorników z wodą pitną. Potężnemu koncernowi sprzeciwił się jeden człowiek: Pablo Fajardo - wychowywał się w skrajnej nędzy, ledwo udało mu się skończyć szkołę, potem korespondencyjnie skończył studia prawnicze by ostatecznie stanąć do walki przeciwko amerykańskiej firmie Chevron. Niewiarygodna historia życia jednego człowieka - i tak jak pisałam na wstępie: szkoda, że musiała się wydarzyć.
 
Zachęcam do lektury, aczkolwiek książka niewątpliwie może zasilić listę radiowej Dwójki "Książek, po których poczujemy się gorzej".
 
Moja ocena: 5/6